Trenta

Śniłam o rycerzu , odzianym w zbroję . Rycerz zbliżał się w moją stronę na białym koniu.  Ja stałam w błękitnej sukni i machałam do niego ręką. Gdy zatrzymał się przed moją postacią, ukłonił się i już miał ściągać z głowy zbroję, gdy..

Gdy usłyszałam dźwięk mojego telefonu, zabije
-                     Czego?- warknęłam do telefonu nie sprawdzając nawet kto dzwoni
-                     No miła jak zawsze – zaśmiał cię atakujący.- Wstawaj na trening
-                     Która godzina?
-                     5:15
-                     Która? Zbigniew, no chyba cię Bóg opuścił? Idę spać, po co w ogóle mnie budzisz?
-                     Mam przed sobą 25 kilometrów, potowarzyszysz?.- Zaśmiałam się od razu.
-                     Nocny trening widzę? Powodzenia i dobranoc, możesz mnie o 7 obudzić.

Jednak nie było mi dać pospać długo, godzina 6:20 a ja już się obudziłam. Tak sama z siebie. Powędrowałam do kuchni wstawić ekspres na kawę. Do treningu miałam sporo czasu więc, mogę jeszcze tego szczurka( pies atakującego) wyprowadzić na spacerek. Szybko wypiłam kawę i zjadłam tosty z Nutellą, założyłam dreski oraz bluzę z kapturem i wyskoczyłam na krótki spacerek, który jak się okazało zamienił się w szybki bieg. Nie znoszę tego kundla, niby takie małe, a tyle siły ma ciągnąć mnie za tą smycz. I tak wyszło, że zrobiliśmy małe kółeczko pomiędzy blokami i punktualnie o 7 weszłam do mieszkania. Tak się zasapałam, że wypiłam pół butelki wody. Miałam sporo czasu, zrobiłam sobie herbatę i postanowiłam sprawdzić co nowego w internecie.
Na facebook'u oczywiście miliony nowości. Napisałam do mojej przyjaciółki, ale oczywiście Ania spała, w sumie mnie to nie dziwiło wakacje są. Zobaczyłam zaczepki o rany znowu: nie znoszę tej opcji na fejsie. Pała mnie zaczepił, dla świętego spokoju wolałam nie odczepiać, dlatego też wyłączyłam całkowicie komputer. Czas leciał jak z bicza strzelił. Próbowałam dodzwonić się do Maliny, ale mój braciszek też spał. Postanowiłam powoli ogarniać się. Wykąpałam się, wysuszyłam włosy, umyłam zęby, zrobiłam makijaż lekki w końcu i tak zejdzie mi na treningu. Ubrałam brązowe spodenki, białą bokserkę na to założyłam beżową koszulę, na końcu japonki tylko założę. Cholera - pomyślałam, była już 8:30, więc powinnam wychodzić. Zabrałam swoją torebkę, plus torbę treningową, która była spakowana od tygodnia, bo nie mogłam się doczekać, oczywiście wsadziłam do środka 3 red bule. Szybko po schodach zleciałam na najniższe piętro, bo tam miałam samochód i mogłam jechać na trening.

Byłam dwa zakręty przed halą i zobaczyłam, że Sara sobie idzie
-                     Wsiada panienka- powiedziałam otwierając okno.
-                     Nie dziękuje.
-                     Nie wygłupiaj się siadaj wariatko- powiedziałam śmieją się, dopiero teraz ogarnęła chyba, że to ja jestem w samochodzie.- Uparciuch .- przywitałam się z Nią całusem w policzek
-                     Nie wiedziałam, że to ty, no no ładnie się wozisz Salapska- zaśmiała się.- Masz już prawko?
-                     Jak bym nie miała to bym nie jeździła przecież.
-                     Cholera, myślałam, że do klasy będziemy razem chodzić, a to ty pewnie z trzeciej.
-                     Nie pozbędziesz się mnie tak szybko, do drugiej dopiero, troszkę się obstałam.
-                     Serio? Ale super- Az zaklaskała w ręce.
-                     No dzięki.
-                     Nie! To znaczy nie to miałam na myśli, po prostu cieszę się, że będziemy chodzić do klasy.- Jak na zawołanie zaczął dzwonić mój telefon.
-                     Cholera, podasz mi jest w mojej torebce.- Dziewczyna wykonała moją prośbę, na ekranie wyświetlił się Malinka.- O rany wstałeś już
-                     Cześć siostrzyczko, jak ja Cię dawno nie słyszałem ty nie masz co robić tylko wydzwaniać do mnie po nocy? Tak w ogóle co u Ciebie? Nic się nie odzywasz? Jak się masz? Czemu nie śpisz?
-                     Malina nie rób wiochy, na głośniku jesteś, bo prowadzę samochód- powiedziałam to śmiejąc się, i tym samym dołączyłam do Sary, która wybuchła śmiechem, że mój brat zadawał mi tyle pytań.- Malinka godzina ósma  to nie jest środek nocy.
-                     Dokładnie 7:22 i dla mnie tak, to środek nocy, ty nie masz co robić?
-                     Zaskoczę cię mówiąc, ze właśnie jedziemy na trening?
-                     Cholera nie przypominaj, ja mam za tydzień rozpoczęcie sezonu, a tak mi się nie chce.
-                     Wiem dupeczko, poczekaj.- musiałam zaparkować samochód na parkingu, zabrałam od razu telefon od Sary i wyłączyłam głośnik.- Malinka muszę kończyć lecę na trening, trzymaj za mnie kciuki, 3 godziny siłowni. Zadzwonię później, pozdrów tam wszystkich, kocham cie pa.

          Z Nim trzeba bezpośrednio, bo jak się rozgadamy to możemy gadać godzinami. W końcu to rodzinne, jak to się mówi, zabrałam torbę z bagażnika, i dołączyłam do koleżanki.

Trzy godziny męczarni, miałam dość jak na jeden dzień ruchu, rano bieganie, plus na treningu i ta siłownia. Myślałam, że mi żołądek do gardła podskoczy z tego wszystkiego. Na słowni niezły wycisk, już zapomniałam jak to jest ciężko ćwiczyć, ale cóż takie życie. Wzięłam szybko prysznic, przebrałam się z normalnie ciuchy, treningowe były całe mokre, nawet mój stanik sportowy, który zawsze zakładam, żeby mi cycki nie latały. Udaliśmy się na obiad chociaż tak naprawdę to wcale głodna nie byłam. Jeszcze dawali jakąś zupę. Na szczęście, była to zupa pomidorowa, więc zjadłam wszystko z drugiego dania zjadłam tylko część, nie miałam już, gdzie tego zmieścić. Wyszłam na zewnątrz powoli dochodziłam do siebie, usiadłam do samochodu, wcześniej rzucając torbę do bagażnika, już miałam odpalać silnik gdy się rozdzwonił mój telefon. Była to Sara z propozycją kawy
-                     Wiesz co, może po południowym treningu? Nie mam za bardzo siły teraz- zaśmiałam się lekko.
-                     Pewnie, w takim razie do zobaczenia.
-                     Ey czekaj- zauważyłam, że akurat wychodzi z hali- Idziesz do domu?
-                     No tak a co?
-                     To ładuj się do mnie, podwiozę Cię

Sara okazała się bardzo sympatyczną osobą. Wprowadziła mnie troszkę w sprawy tej szkoły. Okazała się że będziemy chodzić razem do klasy, cieszyłam się, że zyskałam nową przyjaciółkę.

 I tak minęła druga połowa sierpnia. Ciągłe treningi dawały w kość, ale przyzwyczaiłam się. Cieszyłam się, że robię to co kocham i samo to, że spełniało mi to wielką frajdę, plus co cieszyło renera, przybierałam na masie i mięśniach.


Wrzesień kojarzy się z rozpoczęciem roku szkolnego. Ubrana w czarną sukienkę i wysokie czółenka, zakładam łańcuszek, gdy nagle słyszę dźwięk otwieranego zamka w drzwiach.

Cholera jasna kto to może być? Zdenerwowana złapałam jakąś figurkę i stanęłam za ścianą, zobaczyć o co chodzi.
Postać zbliżała się coraz bliżej zaraz miała być ma moim celowniku
-                     Śyśka? Gdzie ty
-                     Ty kretynie głupi!!- krzyknęłam, gdy zobaczyłam, że to atakujący.
-                     No wiesz co, wazon od Igły! Wstydziłabyś się- Zaśmiał się przytulając się do mnie
-                     Co ty się do własnego domu włamujesz? W ogóle co ty tu robisz?
-                     Nie włamuję się, dzwoniłem, ale nic nie odpowiadało
-                     A bo dzwonek się zepsuł i dlatego, co ty tu robisz?
-                     A ty się nie spieszysz na rozpoczęcie?- Popatrzył jak wyglądam.- No no jaka laska
-                     Bartman!- Uniosłam głos.- Wolne macie? Przecież teraz mają być...
-                     Andrea ze mnie zrezygnował, wolał jakiegoś tam..- Zaciął się.- Mniejsza z tym nie jestem w formie, więc jestem tutaj, a teraz uciekaj, bo się spóźnisz.
-                     Pierdolisz!?- nie wierze, widziałam ostatnie sparingi w Serbii, wiedziałam, ze coś jest nie tak, ale żeby do cholery rezygnować z podstawowego atakującego.- Dobra, muszę serio jechać, ale jak wrócę nie odpuszczę i wrócimy do rozmowy Zbyszku
-                     Weź mój.- Widział, że biorę swoje klucze do samochodu.-  Stoi przed wejściem, szybciej dojedziesz, powodzenia.

     Pocałowałam go jeszcze w policzek, zabrałam klucze i udałam się na rozpoczęcie roku. Sara oczywiście zrozumiała, że coś się stało, ale nie miałam ochoty z nią o tym gadać.
-                     Idziemy na piwo dziewczyny- Krzyczy do mnie i do Sary Szymek, gdy opuszczamy szkołę, zaraz po zakończeniu
-                     Ja odpadam, spieszę się do domu.
-                     O nie! Ostatnio mi odmówiłaś dzisiaj nie przyjmuję odmowy.
-                     Szymek proszę cię, dzisiaj grasz mecz, nie możesz pić.
-                     Gadasz jak moja matka- popatrzył na mnie jak na wariata.- Ale będziesz na meczu?
-                     Tak będę, a teraz muszę jechać na razie- przytuliłam Szymka.- Do zobaczenia po południu- Pocałowałam Sarę.
-                     Czekaj, ja też jadę- Tego się bałam. Będzie chciała wyciągnąć co się stało.
-                     Zostawiacie mnie? No wiecie co- oburzył się Szymek.
-                     Do popołudnia.- powiedziałam idąc do samochodu razem z Sarą.
-                     Ey to twój?- zdziwiła się, gdy wsiadłam do samochodu Zbyszka
-                     Nie przyjaciela, wskakuj.
-                     Dobra mów co się dzieje.
-                     Przepraszam, sama nawet nie wiem dlatego spieszę się, by to wyjaśnić.


     Szybko pokonałam drogę ze szkoły i hali, i Nim się obejrzałam, byłam już w mieszkaniu Zbyszka, który siedział sobie przed TV i sączył piwo. Ściągnęłam buty i usiadłam obok Niego
-                     Słucham.- przeszłam od razu do szczegółów.
-                     Daj spokój Syśka, nie ma o czym mówić- powiedział nie patrząc na mnie.
-                     Zbigniewie Andrzeju Bartmanie, mów co się dzieje- zabrałam mu piwo z ręki.
-                     Nic kurwa, jestem beznadziejny.- powiedział idąc do kuchni, pewnie po kolejne piwo. Oczywiście poszłam za Nim nie mogło być inaczej.
-          Oddaj to, alkohol nie jest dobrym sposobem na zdenerwowanie.
-                     Nie jestem zdenerwowany.- niemalże krzyknął.
-                    Jesteś wściekły Zbyszku.-zabrałam mu otwieracz do piwa, a ten poszedł bez piwa na kanapę.
-                     Idziesz na mecz dzisiaj?- chciał zmieni temat.
-                     Ty też idziesz
-                     Nigdzie nie idę, pierdole, wolne mam.
-                     Bartman, w tej chwili popatrz na mnie.
-                     No co? Po co w ogóle ze mną tu jesteś, a no tak mieszkasz tu, zapomniałem.- powiedział siadając z powrotem na kanapę i zaczął głaskać psa.
-                     Zostaw tego cholernego psa i porozmawiaj ze mną.
-                     Nie mamy o czym.
-                     A takim razie dobrze.
         Nie tylko Zbyszek może być wkurzony, wzięłam swojego laptopa, i poszłam do pokoju w którym śpię, musiałam się sama dowiedzieć o co chodzi, jak ten osioł nie chciał mi powiedzieć. Nie minęła minuta, nawet laptop nie zdążył się załadować, a usłyszałam otwieranie drzwi
-                     Chcesz wiedzieć, proszę bardzo: pokłóciłem się z Kubiakiem po mecze, wkurwił mnie, ile mam go do cholery tolerować, nie dam sobie w kasze dmuchać. Dostał w ryja...
-                     Zbyszek.- krzyknęłam.
-                     No co? Musiałem się bronić, do cholery! Zasłużył sobie. Andrea się wściekł. Jak wróciłem do spały, wziął mnie na rozmowę. Wyszło na to, że Kubiak miał racje i mnie wyrzucił.
-                     Ale...
-                     Nie ma ale, koniec, nie zamierzam o tym więcej gadać, chuj mu w buzie, a teraz przeprasza, że cię tak potraktowałem w salonie, nie chciałem
-                     Chodź tu- przytuliłam go mocno.- Nie wierzę, że tak postąpił.
-                     Ale mają racje, nie radziłem sobie ostatnio, nie wiem co się dzieje powoli nie daje rady z tym wszystkim.
-                     Po pierwsze, nie wolno Ci się poddać, i pić piwa, bo to ci nie pomoże.
-                     No wiem, ale..
-                     Teraz ja mówię, pójdziesz ze mną na ten cholerny mecz Młodzików, będą tam też chłopaki, gadałam z Krzyśkiem, że ma być. Nie możesz się teraz odseparowywać od wszystkiego słyszysz, jestem tu więc zawsze możesz ze mną pogadać, tylko proszę, na mnie siły nie używaj.- zaśmiał się
-                     Nigdy bym cię nie skrzywdził wariatko moja, dziękuje- przytulił mnie znowu i dał buziaka w policzek.

Cieszyłam się , ze atakujący mi wszystko powiedział. Świadczy to o tym, że mi ufa. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, takie rzeczy powinno się mówić. Nie wiem co tamtemu odbiło, postaram się od Maliny coś wyciągnąć. Przecież tak nie może być, jak przyjdzie do meczu to oni się tam pozabijają na boisku. Tak to jest dwa mocne charaktery nie ma co się dziwić, że doszło do rękoczynów.
-                     Dobra zbieraj dupkę, trzeba iść na zakupy.- poklepałam Zbyszka po ramieniu.
-                     Ledwo przyjechałem- Zaśmiał się.- Wyskakuj z kiecki i idziemy. A co u Ciebie?
-                     Leci jakoś, znowu ta szkoła nieszczęsna się zaczęła. Na treningach nie jest źle, najgorsze te siłownie, ahh i musisz mnie nauczyć robić pompki.
-          Żartujesz, że nie umiesz robić pompek?- zaśmiał się ze mnie
-          To wcale nie jest śmieszne, umiem, ale takie babskie, a ja widzę, że dziewczyny na jednej ręce umieją. 
      -          Nie wierze.- dalej się ze mnie śmiał.
      -          No i z czego się śmiejesz łosiu. Nie byłam w wojsku nie umiem robić pompek.- rzuciłam w niego pierwszą lepszą koszulką, bo ten dalej się ze mnie śmiał. Ale na szczęście udało mi się mu poprawić humor. 

      Zrobiliśmy zakupy i obiad, postawiliśmy na prostotę czyli spagetti, ponieważ nie mieliśmy dużo czasu, bo zakupy się przeciągnęły troszkę. Punktualnie o 14 wyjechaliśmy na mecz do Hali. Dziś mają się odbyć Sparingi młodzików z Resovii & Jastrzębia. Oraz po mecz jakiś koncert. siedzieliśmy w ostatnim rzędzie, w sektorze takim, żeby nikt nas nie widział z fanów i w ogóle. Zbyszkowi, nie uśmiechało się teraz dawać autografów. doskonale go rozumiem. 
Na szczęście Bałkanica potrafi człowieka rozśmieszyć, Zbyszek wywijał tak, że mało co nie spadł, co doprowadziło mnie do śmiechu. Plus  nasza drużyna wygrała 3:2, więc się cieszyliśmy podwójnie.
 Po meczu szybko się ulotniliśmy, i pojechaliśmy do mieszkania, oby tylko Sara nie obraziła się, że nie miałam dla niej czasu. Ale napisałam jej, że jutro jej to wynagrodzę jakoś.

Wesoła komedia, której tak Zbyszek nie lubi, zimne piwo i dwie duże pizze? Idealne na wieczór z przyjacielem. A potem się dziwić, że dupa rośnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Milego czytania :* 
Buziaczki 

3 komentarze:

  1. Biedny Zbynio, przecież Kubiak to jego najlepszy przyjaciel. Dobrze że ma jeszcze Syśkę to ona nie pozwoli mu się załamać.
    A co do Syśki to niech się zbyt nie przejmuje bo większość dziewczyn nie umie robić pompek na jedej ręce hahaaa :)
    Świetny rodział jak zawsze z resztą.! Buśśka:*****

    OdpowiedzUsuń
  2. Sławna kłótnia z Michałem K. ? Hymm interesujące :) Jestem ciekawa o co im poszło, bo skoro doszło do rękoczynów, to musiało to być coś ważnego, ale dlaczego od razu wywalać z drużyny?? Nie zrozumiem.

    Syśka i pompki na jednej ręce? To będzie ciekawe! Dobrze, że dogaduje się z Sarą i resztą dziewczyn z klubu. Oby szło im jak najlepiej!

    PS. Zapraszam na nowy u mnie!
    Pozdrawiam! :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym rozdziale wyjaśni się, o co poszło Zbyszkowi i Michałowi.
      Jak Salapska coś postanowi, to to zrobi, może jej tam Zbyszek da jakieś korepetycje :D

      Usuń