Trentatre

-                     Palinka Palinka awajj!- budzi mnie jakiś głos, i czuje rączkę na buzi- Latuuj!
-                     Nie śpię co się dzieje- otwieram oko i widzę malutkiego dzieciaczka.
-                     Latuuj.- krzyczy dzieciaczek, i powolutku leci do drzwi.
Pomijając sam fakt, co to dziecko robi w mieszkaniu, podnoszę się z łóżka przecieram oczy ręką, zarzucam na siebie jeszcze szlafrok i idę do salonu. Co mnie zastaje, Zibi męczący się z jakimś biednym dzieckiem. Boże ich jest dwójka, taka sama, lub istnienie prawdopodobieństwo, że widzę podwójnie
-                     Zibi? Co ty ulicha..
-                     No w końcu wstałaś, musisz mi pomóc- mówi podnosząc się z podłogi- Musisz nakarmić tego co cię budził.
-                     Ja kcem am, paluufffki- mówi wystawiając dwa ząbki do przodu.- Z kepuczem i majnonezem
-                     Zibi nie mówiłeś mi, że masz dzieci,- mówię uśmiechając się do atakującego i idę do kuchni zrobić kawę i popatrzeć co jest w lodówce.- Nie ma parówek.
-                     To ja pójdę do sklepu- od razu zgłasza się na chętnego atakujący.
Teraz to chce iść do sklepu? A kiedyś jak o prosiłam, by poszedł po mleko, to mu się nie chciało.
-                     Zrobię kaszkę, może być?- pytam troszkę większego chłopka, i podnoszę go na ręce.- Lubisz kaszkę?
-                     Syśka, nikt nie lubi kaszki- mówi za niego Zibi. I jak na zawołanie maluch kręci głową na znak sprzeciwu.
-                     Ale to będzie taka inna kaszka, z niespodzianka.- mówię nastawiając mleko na palnik.- Zibi tak w ogóle, skąd ty masz te dzieciaki?
-                     Alek, miał jakiś wyjazd służbowy, kurwa nie wie, ale strasznie nie ogarniam co się dzieje, nie wiem które to które, w ogóle czy ty o czujesz?- mówi z przerażeniem.
-                     Ja pierdole!-dopiero teraz popatrzyłam na zegarek.- Ja muszę iść do szkoły- widzę, że jest po 9.- Czemu mnie nie obudziłeś?
-                     Nie!!! Nie wyrażam na to zgody!- Zibi wraz z maluchem na rękach staje przed moją osobą.- Nie zostawisz mnie, ja ci pomagam ty mi też musisz chociaż raz, na dodatek czuje, ze któryś się uwalił.- mówi podnosząc wysoko dziecko na rękach co wywołuje u malucha śmiech.
-                     W ogóle że ty się na to zgodziłeś- zaśmiałam się idąc do kuchni.
-                     Nie zgodziłem się.- unosi głos.- Wziął mnie sposobem, a Nim się obejrzałem on sobie poszedł, samo to ja nie wiem, który to Flip.
-                     Ale widać, że ten co masz na rękach jest mniejszy.
-                     Ty jesteś pewnie Franek.- mówię do chłopaczka co mnie obudził.
-                     Fjanek ja.- i kiwa specyficznie głową co wywołuje u mnie uśmiech..-Fiip tam, a ja Flanek kcem eść.
-                     Wiem już robię kaszkę- uśmiecham się jeszcze szerzej i zaczynam wyciągać kaszkę z szawki.
-                     Nie lubiem kaski.
Już miałam powiedzieć, ze ja też nie lubię Zibiego Kaśki, ale pewnie dzieciak nie zrozumiałby o co mi chodzi.- To w takim razie o lubisz?
-                     Lubie siatkówkę- czemu mnie to nie dziwi? w końcu to syn Alka.

           Zibi oczywiście nie był szczęśliwy, że musi przebrać małego Akhrema, ale poszedł. Franek usiadł sobie i patrzył jak robię kaszkę manną. Nie uśmiechał się, widziałam że nie lubi. Ale cóż nic innego mi do głowy nie przychodziło co nadawało by się do zjedzenia dla takich maluchów. jednak dodałam maliny i sos malinowy do kaszki, więc powinno być dobre.
         Z łazienki gdzie atakujący przebierał dziecko, dochodziły dziwne dźwięki, czasem śmiech, czasem płacz czy tam takie: kurwa, ja pierdole nie nadaje się do tego. Nagle usłyszałam, że ktoś dzwoni do drzwi. Pomyślałam, ze to Alek wrócił, więc tak jak stałam bez jakiegokolwiek ładu na głowie i tapety, w szlafroku przekręcam klucz w drzwiach
-                     Witaj najlepszyyyy.- zaczęła jakaś ciemnowłosa..- Cholerka nie wyglądasz na Zbynia.
-                     A no nie, już go wołam.- mówię zamykając drzwi i idę do atakującego do łazienki- Zibi jakaś laska do ciebie.- mówie otwierając drzwi i widzę, jak Zibi leży na podłodze.- Co ty
-                     Błagam nie pytaj, skończyłem- bierze na ręce malucha i idzie do drzwi.
-                     Aleś się spocił- śmieje się z Niego.- To jest pot, prawda.- widzę jego minę i wybucham śmiechem.
-                    Zawsze chciałem mieć syna, ale tak sobie myślę, ze córka będzie lepsza.- mów - No i bezpieczniejsza do przewijania.
      Zibi poszedł otworzyć drzwi, a ja do udałam się drugiego malca, który właśnie pałaszował kaszkę manna z kawałkami malin
-                     Boże ja rozumie, półnaga kobieta u ciebie w domu, ale żeby dziecko, nie widzieliśmy się tylko 5 miesięcy brat- mówi uśmiechnięta brunetka kierując się do kuchni
-                     Już ci mówiłem, dzieci nie są moje tylko Alka, w ogóle wy się nie znacie, Syśka Kaśka

Siostra Zbynia okazała się bardzo miła, śmiałyśmy się z niego jak to karmił małego Filipka, kaszka, który później perfidnie go opluł. Beka była niezła z atakującego. Kasia pokazała mi nawet zdjęcia jak byli mali, dziwne, ze miała ich w telefonie. Zibi nosił małego na rękach, bo płakał
-                     Czemu go nosisz?- zapytała do siostra.
-                     Bo chyba mu się nie odbiło- mówi lekko klepiąc go po pleckach.
-                     To może postaw go na ziemi, niech się troszkę pobawi.
-                     Ale on chodzić chyba nie umie.- mówi stawiając go na ziemi.- O już umie.

     Gdy tak się zagadaliśmy z Kasią, bo atakujący bawił dzieci, przyszli Cichy z Anią, i byli głodni. No a co my stołówka jakaś? Poczęstowaliśmy ich kaszką, jednak nie chcieli, więc zamówiliśmy pizze. Dzieci usnęły razem z Zibim, świetnie wyglądał jak tak z Nimi spał po obu stronach łóżka i trzymał żeby nie sturlały się na ziemie. Cudowny widok.



       Grudzień należał do miesięcy bardzo pracujących. Ja grałam cztery mecze, Zibi pięć, nie mogliśmy się złapać w ogóle. Ciągłe treningi dawały w kość.
   Dzisiaj obieram klucze w końcu od mojego mieszkania. Jak się okazało, mieszkam w tym samym bloku co Zibi, tylko dwa pietra niżej. Strasznie się ucieszyłam, bo przynajmniej nie mamy do  siebie daleko. Udało mi się przeprowadzić w dwa dni nie było tak źle, Zibi, Kosa i Pit mi pomogli.
Piątego grudnia zrobiliśmy sobie wagary z Zibim. Co że jutro graliśmy mecze, w tym samym czasie. Nie było tak źle. Wyjechaliśmy z domu po 9, bo chcieliśmy się trochę wyspać. I pojechaliśmy do szkoły mojego brata. Obiecałam, że wpadnę do Niego z niespodzianką.  Oczywiście Zibi był prezentem dla dzieciaków, które go strasznie  wymordowały we wszystkie strony, śmiechu było o nie miara. Jednak najlepsze ( dobra nie dla mnie) było jak ze mnie zrobili serek, dosłownie. Jednak cali i zdrowi opuściliśmy pierwszą klasę po 14.00. Wręczyłam bratu prezent, którym była nowa gra na konsolę. Ja się tam nie znam, Zibi wybierał, plus czapka i szalik na zimę koloru brązowego. Pojechaliśmy oczywiście do dziadków na obiad. Zibi zjadł 3 talerze rosoły, schabowego na drugie danie, raz dużo za dużo w-z. Oczywiście babcia dala nam do Rzeszowa, gdzie Zibi zjadł większość w drodze powrotnej, bo jak się okazało nie mógł prowadzić, bo dziadek do nalewką poczęstował.

      Święta oczywiście spędziłam w domu rodzinnym, jednak 27 grałam mecz i musiałam wrócić do mieszkania do Rzeszowa. Zibi też wrócił, spędziliśmy wieczór na piciu nalewki mojego dziadka, którą tak atakujący uwielbia a dziadek, jak to dziadek dał mu jedną, na dodatek tą najlepszą, która ma już dobre 15 lat. Sylwester miałam spędzić w Rzeszowskim klubie. Jak to powiedział Szymek, musimy poćwiczyć taniec przed studniówką..

            Nie grałam w dzisiejszym meczu za dobrze. Później trener mnie ściągnął nie czułam się za ciekawie. Chyba mnie coś brało, jakieś choróbsko.

Sylwester.
Od wczoraj mam straszną wysypkę. Zadzwoniłam do mamy, żeby powiedzieć, że choruję. Jak się okazało, mój brat, jak i całe przedszkole miało ospę wietrzną. Całe ciało w kropkach, na dodatek dziś sylwester! Zadzwoniłam do Zibiego, czy dobrze się czuje. Czy w ogóle przechodził to gówno. Jak się okazało też to złapał! Kaśka miała do Niego przyjechać, ale wolała spędzić Sylwestra ze znajomymi, niż z chorym narzeczonym,  i wyszło jak wyszło, ze siedziałam z  Zibim, pizzą, piwem i oglądaliśmy sylwester z polsatem lecząc ospę u mnie w mieszkaniu.
-                     Zibie nie drap się- mówię łapiąc go za rękę, żeby skończył.
-                     Ale to tak kurwa swędzi.
-                     Będziesz miał blizny.
-                     Ale tak lekko no- mówi dalej się drapiąc.- Dobra koniec.- siada w końcu na rękach, żeby tylko nie drapać- Włącz jakiś film, bo mnie to już denerwuje.
     Wybrałam jakąś komedię romantyczną, których Zibi tak nie lubi. Ale jesteśmy w moim mieszkaniu w moim łóżku, ja wyznaczam zasady.
    Jakoś, gdy film doszedł do połowy, Zibi skończył narzeka, że rzygać tęczą i widać było, że film go zaczął wkręcać. Nieszczęśliwa miłość. Dwoje ludzi kocha się nad życie, ale nie mogą być razem, z różnych przyczyn. Ja już porządnie ryczę, Zibi objął mnie tak, że leżę na jego klatce piersiowej, i trzyma rękę na moich plecach i delikatnie pociera po moich plecach
-                    Troszkę wyżej- przerywam, bo krostki cholernie swędzą.- Na lewej łopatce.
-                     Ale podrapiesz mnie tez po plecach?- siadam w normalnej pozycji, tak żeby było mu wygodniej.- Już kurwa nie wytrzymuje, ta cholernie swędzi.
    Zibi troszkę mnie podrapał, ale zdenerwowałam się, nie chciałam mieć blizn po ospie na ciele, więc wzięłam maść, którą przepisał nam lekarz, podałam Zibiemu i mnie wysmarował, tam gdzie były czerwone krostki. Oczywiście ja Zibiemu też się odwdzięczyłam, i po całych plecach, rękach i w ogóle chciałam nawet policzyć te krostki, ale przy 124 Zibi mnie rozśmieszył i nie dawał rady.
-                     Ok. chyba tyle- powiedziałam zakręcając białą maść w tubce.
-                     Mam jeszcze kilka, ale oszczędzę Ci tej frajdy.- zaśmiał się i popatrzył na swoje krocze.—Idę do łazienki, a ty znajdź jakiś normalny film.
       Całe szczęście, że nie musiałam mu smarować TAM tej cholernej wysypki. Gdy on poszedł do łazienki, z wiadomych przyczyn, ja zrobiłam kanapki.
    I tak minął nam sylwester, na jedzeniu, spożywaniu procentów, oglądaniu filmów, rozmowie, lekkim drapaniu się i śmiechach do godziny 3, gdzie potem usnęliśmy na mojej dość dużej kanapie.
Nasza kwarantanna trwała 2 tygodnie, Zibi nawet nie wracał do siebie do mieszkania, tylko siedział u mnie. Piotrek i Igła też się zarazili. Oczywiście Krzysio zaraził swoje dzieci Dominisie i Sebastianka. U których za to były dzieci Grzybka, bo się przyjaźnią, i też złapały choróbsko. Nasi sąsiedzi z pierwszego piętra co mają młodsze dzieci, też się jakoś zaraziły. Ogółem cały Rzeszów chorował na ospę wietrzną. Mieli nawet mecz z Kędzierzynem odwołać, bo nie miał kto grać, brak libero, atakującego i środkowego. Jednak chłopaki z młodej ligi ich wspierały i mecz zakończył się zwycięstwem 3;1, dla nas, który oczywiście musiałam oglądnąć na kanapie wraz z atakującym.

      Po ospie wietrznej szybko wróciliśmy do treningów, i ja do szkoły. 25 stycznia odbyła się też studniówka, na którą szłam z Pała. Oczywiście kupowanie sukienki na ostatnią chwile nie było najlepszym rozwiązaniem. Postawiłam na małą czarną, bez ramiączek,  z dekoltem w kształcie serca, dość krótką, do tego złote dodatki, i buty. Nie chciałam być niska więc kupiłam sobie 15. jak się okazało, byłam i tak niższa od Szymka o głowę.
Nie stresowałam się studniówkę aż tak bardzo, oczywiście uczesana  pomalowana i ubrana byłam już 30 minut przed przyjazdem Szymka. Pojechaliśmy z Jajkiem wynajętą limuzyną, na bogato. Jajko szedł z Sarą, która się strasznie cieszyła. Polonez, jak na 2 próby na których byłam wyszedł mi dobrze. Sara wysłała mi film, więc ogarniałam kroki. Szymek też sobie nawet radził.
           Po studniówce, o której wróciłam po 7 rano w niedziele, nie miałam totalnie sil. Miałam spać całą niedziele odsypiać, jednak nie było mi to dane. Nie, wiem która była godzina, ale zdążyłam na chwile zamknąć oczy, usłyszałam, że zamek w moich drzwiach przekręca się.
-                     Zibi?- Tylko on miał moje klucze od mieszkania, i oczywiście moja mama.
-                     No a kto, śpisz?- zaczynam żałować, że dałam mu te klucze.- O super, że nie śpisz.
-                     Śpie, spadaj!- mówię zakrywając głowę poduszką. Jednak ten coś gada pod nosem i gada.
-                     Lepiej wstań, bo użyje siły- podnosi mu poduszkę i mówi do ucha.
-                     Nie ma mowy, idę spać wynocha- chciałam zamknąć oczy jednak nie było mi to dane, poczułam że mnie odkrył i zaczyna podnosić do góry.- Aaaaaaa-zaczęłam piszczeć- Puść mnie dupku!.- jednym ruchem ręki podrzucił mnie tak, że wisiałam głową w dół, i byłam na jego prawym ramieniu. Nie pozostawił mi wyboru, więc kopnęłam go prawą nogą w jajka.
-                     Ała!!- oburzył się i zrzucił mnie jeszcze niżej, i trzymał mocniej za nogi.
-                     Aaaaa- pisnęłam, bo się wystraszyłam.- Jesteś pojebany!!- krzyczę.
-                     Zamknij się, bo pobudzisz cały blok.
-                     Nienawidzę cie!

Nie znoszę go głupi kretyn, wariat, idiota, cham i prostak! Tak jak spałam czyli w długich dresach i koszulce zabrał mnie z domu, zdążył tylko złapać jakąś bluzę, zamknął jeszcze drzwi na klucz i zszedł na najniższe piętro do samochodu.  Usiłowałam nawet cieknąć, jak mnie wrzucił do samochodu, jednak na marne, bo przypiął mnie pasami i zamknął drzwi od razu. Obrażona nie odzywałam się do niego. No chyba sobie kpi, w niedzielny poranek o 8.30 zachciało mu się przejażdżek. Zajechał na staje zatankować samochód, cholera miałam jak uciec, jednak ten kretyn mi butów nie założył, ja mu kiedyś trutki na szczury dorzucę do murzynka- pomyślałam.
Kupił mi kawę i powiedział żebym się uśmiechnęła,oczywiście kawą nie pogardziłam, nawet jego wypiłam, jednak nic nie mówiłam. Po około 30 minutach wjechaliśmy w jakiś las
-                     Jeśli chcesz mnie zgwałcić- w końcu się odezwałam, no ale to jest Bartman, bo tej główce wszystkiego można się spodziewać.
-                     Spokojnie jest zima, za zimno wystawiać dupę na zimne powietrze- wystawił mi rząd krzywych, białych zębów
-                     Kiedyś ci ten uśmiech wyprostuje- odgryzłam się, jednak ten nic nie odpowiedział-  Nie mam nawet butów, by iść na grzyby- wypaliłam nagle.
-                     Nie będą Ci potrzebne
Nie minęło 15 minut drogi wąską ścieżką, zajechaliśmy na jakiś parking, gdzie stały już jakieś samochody, rozpoznałam w nich samochód Igły i Alka. Zibi jak na dżentelmena, otworzył mi drzwi, ja nawet nie drgnęłam byłam przypięta pasem, nie zamierzałam wychodzić, było zimno co cholery, nie miałam butów i byliśmy w lesie.
-                     Pójdziesz po dobroci, ci mam użyć siły- położył ręce na biodra, jednak ja nie polemizowałam.
-                     Podam cię o gwałt do sądu- powiedziałam nie patrząc na niego.
-                     Ależ proszę bardzo.

Nagle się rzucił, zaczął odpinać pas, działo się to szybko. Nim się obejrzałam znowu wisiałam jak worek kartofli. Szybko udaliśmy się do jakiegoś pomieszczenia...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i mamy 33 :) 
Zostawiam go do waszej oceny. ;)
Liczę na wasze oceny odnoście rozdziału, jak myślicie, co wymyślił Zibi? :D
pozdrawiam :*

6 komentarzy:

  1. Ja się pytam co dalej odnośnie tego całusa w usta?!
    A co wymyślił Zbysiu to ciężko stwierdzić bo on ma z tego co czytam bardzo bujną wyobraźnię;)
    Super rozdział;) buziaki;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko w swoim czasie Karola ^^
      Cieszę się, że się podoba :*

      Usuń
  2. Ospa wietrzna? hahah pół Rzeszowa zarazili, jakie głąby! haha
    Nie wiesz może, dlaczego właśnie teraz szczerzę się do klawiatury?? I monitora? Gorzej ze mną, mówię Ci!

    A za strony Zibiego to naprawdę bardzo miłe, że postanowił oszczędzić Syśce smarowania go po pewnych miejscach! - przepraszam musiałam to napisać! :)))

    Wracając do głównego wątku to nie mam pojęcia, gdzie nasz ukochany atakujący wywiózł Paulinę, ale skoro były tam samochody Igły i Alka to chyba jej nie zgwałci.. No bo jak to tak przy ludziach?

    Zbyszek widzę po paru kursach byłby niezłym tatusiem. :) Dzieci mu pasują.. Ale i tak nic nie przebije tego momentu jak Filip go obsikał! :)

    Przepraszam za tak bezskładny komentarz, ale widok obsikanego Zbyszka nie daje mi spokoju!
    Całuję, Faith. :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ee nie wiem dlaczego Ci tak wesoło, może to przez ten śnieg? :D heh
      Nie masz za co przepraszać przecież, mi ten widok tez nie daje spokoju. wyobraźnia ludzka przeraża -_-
      a jeśli chodzi o las, samochody.. oj będzie się działo ^^

      Usuń
  3. Zgadzam się z pierwszym komentarzem!
    Miałam cholerną nadzieję że coś się między nimi rozwinie... a tu dupa...
    Obsikany Zibi? Widok na pewno bezcenny....
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. ahahahahahaha nie wiem co mam pisać, bo na razie siedzę i się ziejejak ta kretynka do ekranu lapka.
    świetny rozdział, w ogóle to co ty tu wyprawiasz *.*
    ale jak dla mnie też powinni być razem, świetnie by się dogadywali w ogóle tak jak opisujesz, pasowali by do siebie.
    hah nie wiem co ty wymyśliłaś z tym lasem, na dodatek w zimie? Może w berka się pobawią, Zibi złapie Syśke, buuum i już są razem.
    Życzę mega dużej weny byś coś dodała szybko, bo ja już chce wiedzieć co z Nimi będzie dalej.
    buuuziole =) \\ O...

    OdpowiedzUsuń