Settimo


Nie wiem ile tkwiłam w ramionach Marcina. Od bardzo dawna nie miałam z nim jakiegokolwiek kontaktu, jedynie Ania wiedziała gdzie był, jednak nic mi nie powiedziała powiedzieć. Teraz wrócił, zdecydowanie inny niż był kiedyś, odmieniony
-                       Przepraszam- po raz kolejny słyszę słowa z jego ust.
-                       Cieszę się, że wróciłeś - wydobywam się z jego objęć.- Próbowałam jakoś się z tobą skontaktować, ale nie mogłam, nawet Ania nic mi nie chciała powiedzieć na twój temat.
-                       Prosiłem ją, by nic Ci nie mówiła, sam chciałem Ci wszystko wytłumaczyć.
-                       Gdzie się tyle podziewałeś, nikt nie wiedział gdzie jesteś. Co się z tobą działo?
-                       No na pewno się nie ożeniłem- zaśmiał się.
-                       Ania Ci powiedziała? A to żmija- popatrzyłam na przyjaciółkę, która stała obok.
-                       O wypraszam sobie, znasz mnie musiałam komuś powiedzieć, a Marcin nic nikomu nie powiedział i tak.- podniosła w goście obrony ręce moja przyjaciółka.
-                       Nie wierze, co ty takiego zrobiłeś, że Ania ci tak ufa, przecież..
-                       Nie wracajmy do tego.- przerwał mi wypowiedz.- Proszę wszystko Ci wytłumaczę na spokojnie, ale nie teraz, teraz jest twój dzień, znaczy wasz.
-                       Ciesz się ze wróciłeś, mam nadzieje, że zostaniesz na dłużej.
-                       Niestety nie mogę, musze wracać do seminarium.
-                       Szkoda- odpowiedziałam, jednak po chwili dotarło do mnie, co powiedział.- Marcin, że co? Chyba nie chce mi powiedzieć, że ty...
-                       Dobrze słyszałaś, niedługo przyjmę świecenia.
-                       Na kogo? Na księdza?!!- krzyknęłam.- Nie, nie, nie wierze.- usiadłam na kanapie z wrażenia, nie wierzyłam w Jego słowa, mój przyjaciel duchownym.

Marcin wielokrotnie wszystko mi wytłumaczył, jednak ja nie mogłam tego pojąć, jak mógł podjąć taka decyzje. Do kapłaństwa trzeba mieć jakieś powołanie czy coś. Niewiarygodne, siedziałam z otwartą buzią i słuchałam Ania znała tą historię, więc nawet nie przerywała wypowiedzi ani nie zadawała pytać, ja miałam ich bardzo dużo. Jednak wiedziałam, że nie jest to odpowiednia pora na takiego typu rozmowy. Musiałam wracać do gości oraz męża. Marcin postanowił został chwilkę, nawet nie miał wyjścia, musiał.
Wróciłam na sale, gdzie akurat Zibi tańczył z Sarą, jak mnie tylko zobaczyli, że siadam do stołu szybko przerwali taniec i podeszli do mnie
-                       Cześć kochanie- małżonek pocałował mnie w usta.- Weź tą wariatkę, ja chciałem potańczyć, a ta mnie pytaniami zasypuje- zaśmiał się i popatrzył na Sarę.
-                       Sami jesteście walnięci, wypraszam sobie- prychnęła.- No gadać, na co czekacie?
-                       A co mamy mówić?- zaśmiałam się.
-                       Wszystko, no nie codziennie dowiaduje się, ze moja przyjaciółka bierze ślub z siatkarzem? Na dodatek z takim siatkarzem.
-                       Jakiem siatkarzem?- dopytywał Zibi co ewidentnie denerwowało dziewczynę.
-                       No mówcie do cholery!- machała rękami.
-                       Czy mogę prosić do tańca?- normalnie z nieba spadł mi Popiwczak, który wyciągnął Sare na parkiet, co bardzo mnie cieszyło, chciałam jej na spokojnie wytłumaczyć wszystko jak to było, a nie tak na szybko przy wszystkich.
Zjedliśmy kolejne danie, i razem z mężem popędziliśmy na parkiet potańczyć, w końcu przyjaciele dowiedzieli się i naszym sekrecie, więc na spokojnie mogliśmy tańczyć przytulanego i całować się, jak normalne małżeństwo.
Koło 3:30 niektórzy zaczynali zbierać się do domów, inni wynajęli pokoje w górnych partiach  hotelu, oczywiście Malina tak się zalał, że spał teraz w naszym pokoju. W sumie cieszyło mnie to, nie chciałam jeszcze z Nim gadać, niech się trochę oswoi z tą wiadomością. Każdy z osobna wiedział, że na razie nic nikomu nie może powiedzieć, bo muszą dowiedzieć się nasi rodzice. Lepiej by było, jak dowiedzieliby się od nas, a nie z telewizora.
            Teraz spoczywam na ramieniu Zibiego i gadamy z Anią, Cichym, Bartkiem, Niko, Kosą i Alkiem, który za nic nie chciał powiedzieć skąd to wie o naszym ślubie
-                       No stary, mów skąd wiesz- po raz kolejny ponaglał go mój mąż.
-                       Mowie wam, ja wiem wszystko i koniec kropka.
-                       Wszystko?- Patrzy na Niego Ania.
-                       Taak, spałaś z Cichym to też wiem- uśmiechnął się lekko przyjmujący.- Spokojnie, nic nikomu nie powiem.
-                       Powiedziałaś im- pisnął Piotrek.
-                       Nie!!!- Ania podniosła się z krzesełka.- Nie spałam z Nim! Sami popatrzcie jak on wygląda, nie jest w moim typie, nie dość że brzydki to i gruby- pokazała na Piotrka, a ten od razu spoważniał.
-                       O wypraszam sobie, jakoś wcześniej nie narzekałaś jak spaliśmy razem na kanapie.
-                       Potwierdzam też z Nimi spałem- podniósł rękę w górę Bartek.
-                       Najebaliście się wtedy i sami spaliście na kanapie- szybko tłumaczyła moja przyjaciółka.- A że się do naga rozebraliście, nie moja wina.

Oczywiście śmiechów tej nocy nie zabrakło. Ja z Zibim do domu wróciliśmy koło 5, razem z Miśkiem, Malinka i Kubą Popiwczakiem, który coś mówił pod nosem sam do siebie, rozumiałam tylko, że cały czas powtarzał „mały trzymaj się, wcale się nie najebałeś”. Ana za to, pojechała z piotrkiem do Jego mieszkania oraz  Bartkiem i jego dziewczyną  Martyna. Nie wiem jak, ale siatkarze z Jastrzębia pomieścili się na jednym łóżku, ja z Zibim szybko wzięliśmy prysznic i udaliśmy się przytuleni w Krainę Morfeusza.

Nie wiem kto, ale skandal, żeby o 7 rano do drzwi dzwonić. Podnoszę się z łóżka i nawet nie patrząc przez judasza kto stoi za drzwiami, otwieram drzwi
-                       No nie!! Gdzie ten frajer!- Łukasz Żygadło z Bartkiem Kurkiem wpadają do mieszkania,
-                       Dzień dobry, e nie, nie krepujcie się czujcie się jak u siebie- mówię sama do siebie widząc jak siatkarze wchodzą po schodach na górę.
-                       Kawy zrób kobieto- krzyczy jeszcze przyjmujący na odchodne..
-                       Wal się na ryj Kurek! Jest siódma rano!
-                       Co to za krzyki?- odzywa się Zibi zaspany z sypialni na dole, jak na zawołanie panowie lecą do Niego.- Ziomek? Stary siemaa.
-                       Jakie siema? Ja się pytam jaki ślub? Czemu ja nic nie wiedziałem o tym ?? Normalnie nie wytrzymam zaraz.
-                       A ty na Syberii nie powinieneś być?- wchodzą do mojej sypialni zobaczyć o co chodzi.
-                       Puk puk? Pukałem- wpada nagle Igło do mieszkania.- Ziomuś przyjechał prawda? Słyszałem Jego głos, to musiał być jego głos, no przecież aż tak się wczoraj nie najebałem, Ziomuś?- mówi i szybko kieruje się do naszej sypialni, gdzie aktualnie wszyscy się znajdujemy.
-                       A ty spadaj!- od razu Łukasz reaguje na widok libero- Nawet mi nie powiedziałeś, że Zibson się ożenił.
-                       Stary nie mogłem, nawet żonie nie powiedziałem, nie mogłem no- Igła drapie się po głowie, tłumacząc się.
-                       Ha! Ja wiedziałam, że ty mnie zdradzasz! Wiedziałam!- słychać było Iwonkę, jak krzyczała.- Gdzie ta szmata!- wchodzi od razu do pomieszczenia, gdzie się znajdujemy.- Gdzie ona jest?- Widok Iwonki w samym szlafroku rozbawił mnie totalnie.- Syśka? Co wy tu wszyscy robicie? Wiedzieliście, że mnie zdradza?
-                       Nie zradzam cię!- mówi szybko Igła.- Ziomusia usłyszałem i przyleciałem tu, wiedziałem że tu będzie.
-                       To dom Ziomka?
-                       Nie, Bartmanowych.- mówi Łukasz.- Też nie wiedziałaś?
-                       Kogo?- pisnęła.- I ty stary- popatrzyła na męża- O nie!! Nic mi nie powiedziałeś, nie wierze własny mąż.
-                       Syśka Syśka!! Bo Kurek z Łukaszem tu jadą! Matko kochana, bić się chcą!

 No do cholery nie ogarniam, co się dzieje. Do mieszkania tym razem, wpada moja przyjaciółka.
-                       Ana w sypialni- krzyknęła do przyjaciółki, gdzie się znajdujemy
-                       Łoooł, wszyscy żyją, szczęście- łapała głośno powietrze.
-                       Ktoś tu nie ma kondycji.- zaśmiał się cicho przyjmujący.
-                       Wal się brutalu! Nie odzywaj się!- usiadła na fotelu.- Biegłam za wami całą drogę żebyście się nie pozabijali! Na dodatek ten idiota chciał mnie zabić jak sobie smacznie spałam.- wskazała na Bartka.
-                       Nie zabić, tylko wydostać ich nowy adres jak już coś.- pokręcił z nie dowierzenia głową Bartek.
-                       Eeee nie żebyśmy was wyganiali, ale jest środek nocy- mówi ziewając Zibi, przytulając się do moich pleców.- Chce spędzić z żoną trochę czasu.
-                       Nie no kochanie, nie wyganiajmy gości.- uśmiechnęłam się promiennie.- Święta idą, dużo roboty, dla każdego coś się znajdzie.
-                       Pewnie zaraz Nowakowski przyleci, wiec kolejne dwie ręce do pomocy.- dodała Ania.
-                       Bartek?- krzyknęłam do niego, bo coś buszował po mieszkaniu.- Lubisz latać?
-                       Nie e- powiedział z pełna buzia w ustach, pewnie znalazł kanapki w lodówce.
-                       To umyjesz okna- dodał szybko Zibi.
-                       Eeee niiee, no co wy?- oburzył się.
-                       No chyba, że wolisz myć fugi- popatrzyłam na Zibiego dwuznacznie, wiedział o jakie fugi mi chodzi, a Kurek raczej nie.
-                       Może być, cokolwiek to znaczy.
-                       Ale w całym domu, co nie? – wtrąciła się Iwionka.- Ja biorę Ziomka, i zabieram ich do nas do mieszkania, też się znajdzie trochę do roboty, nie kochanie?
-                       Proszę, tylko nie mycie fug! Już wole sernik kręcić- przytulił się do żony Krzysio.
Nagle słychać zamykanie drzwi i wielki upadek na podłoge
-                       Kurwa ja pierdole! Co ten pies robi na środku drogi!- oho, Cichy przyleciał.
-                       Uważaj na niego!- Zibi wyleciał z sypialni jak poparzony do psa.- On jest w ciąży, potrzebuje spokoju.- po chwili wrócił z psem na rękach.- Zostanę ojcem fajnie nie?- głaskał psa pod brodą spokojnie.
-                       Jakim kurwa mać ojcem?- zaspany Malina wpada do sypialni.- Jakim ojcem, ja się pytam? Jeszcze wczoraj był tylko ślub, ty pierdolony.- patrzył na Zibiego z taką miną, jakby go chciał widelcem zamordować.
-                       Pies jest w ciąży nie ja- szybko pobiegłam do brata.- Zluzuj majtasy i idź weź jakieś prochy, bo się wczoraj zajebałeś, pewnie cię kac meczy.
-                       Ale nie jesteś w ciąży?
-                       Nie!- Malina wyszedł do kuchni, a ja zaczęłam lekko się śmiać.

Dałam bratu prochy kuchni na ból głowy, bo sierota jedna sama by nie znalazła, przy okazji zobaczyłam, że Bartek i Cichy jedzą coś z lodówki, pokręciłam tylko głową i wróciłam do wszystkich w sypialni
-                       Ilu ty ich masz jeszcze?- Iwonka zaśmiała się na mój widok.
-                       Jeszcze dwóch, ale jeden nieletni zalany w trupa, a drugi
-                       Drugi żyje ma się dobrze, ale spanie na jednym łóżku z Kubą nigdy więcej- wpadł do pomieszczenia Misiek.- Więcej was matka nie miała? Jest po siódmej, tak w ogóle zjadł bym coś- poklepał się po brzuchu.
-                       Michu w kuchni! Normalnie cała lodówa żarcia!- krzyknął Cichy.
Oczywiście panowie zjedli całą zawartość lodówki, nawet ogórki kiszone, zostało więc tylko światło. Dopiero po zjedzeniu Piotrek zapytał się czyja to lodówka.
-                       Jak to kurde Bartrmanów? To oni tu mieszkają?
-                       No a jak?  Ma się żonę, ma się wypasiona chatę- zarechotał Zibi.
-                       W sumie byłem ostatnio u was, i nikt mi nie otworzył, ale nie pomyślałbym, że macie taką chatę, nono, tylko chujnia bo trochę daleko do was.
-                       Jak ty się tu dostałeś?- popatrzyłam na Niego, nie znał przecież adresu, przynajmniej nie ode mnie.
-                       Szedłem do Ignaczaków coś zjeść, bo u nas pusta w lodówce, zobaczyłem samochód Siuraka pod bramą, to wszedłem.
-                       A ty Ana czym przyjechałaś?- popatrzyłam na przyjaciółkę, a ta zaśmiała się.
-                       Biegłam.

Powoli, dom zaczynał pustoszeć, Ignaczakowie poszli do siebie, wraz z Ziomkiem, który dowiedział się od Winiara wczoraj, bo ten dowiedział się od Rucego, a Rucy od Fabio, o ślubie, przyjechał do polski, miał jechać do domu na święta, jednak zajechał do Rzeszowa, czy aby nie jest to żadna ściema. Oczywiście potem każdy się z tego śmiał, jednak dopytywali kiedy kościelny. Odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że nie wiemy. Bo taka prawda, na razie jest dobrze tak jak jest. Nie chcemy zmian. Teraz zacznie się kluczowy etap sezonu, potem reprezentacja, o ile Zibi zostanie powołany, oraz ja. Moja matura, którą musze zdać. Oczywiście do tego do chodzi ślub Miśka, i jego rodzicielstwo, fajna sprawa.
Naleśniki z 3l mleka, wystarczyły. Takie tam 2h smażenia na dwóch patelniach okrągłych placków. Najedzeni do syta mogliśmy zacząć coś robić, w końcu musiałam trochę ich wykorzystać, jakaś robota zawsze się znajdzie.  Święta lada moment trzeba wszystko przygotowywać. Oczywiście odebrałam jeszcze telefon od Sary, i po mniej więcej opowiedzeniu co i jak, odczepiła się. Malina jakby zapomniał o ślubie, nie żeby mnie to nie cieszyło, przynajmniej nie zadawał pytań.

Teraz ze Zbyszkiem, Anią i Miśkiem gotujemy w kuchni a Malina, Piotrek, Bartek i Kuba sprzątają. No dobra Bartek jęczy, ze mu się nie chce, bo fugi są do dupy, Kuba jęczy ze ma kaca, i ciężka robotę mu znalazła wycieranie kurzy, których nawet nie ma, bo meble są ledwo co kupione, a trzymacie mopa w ręce jest za trudne i bardzo skomplikowane, bo nie umie obliczyć pola, jakie umyje za jednym pociągnięciem, kto by pomyślał, że do mycia podłogi potrzebna jest matematyka. Malina za to myje okna, bo podobno lubi latać, a Misiek zgłosił się, że posprząta w naszych samochodach. Jednak teraz siedzi i lepi uszka z moim mężem. Widzę, ze panowie chcą spędzić z sobą jak najwięcej czasu, cieszy mnie to, ze pomimo kłótni dogadują się. Gadałam chwilkę z Moniką, gratulowałam jej rodzicielstwa, oczywiście Misiek powiedział jej o ślubie i o tym, ze się pogodzili z Zibim, śmiała się, jak jej powiedziałam, że zamknęłam ich w pokoju hotelowym, sama by tego lepiej nie wymyśliła, a jak jej wysłałam zdjęcie jak lepią pierogi wstawiła je na facebooka, tak, że Kasia, siostra Zibiego dzwoniła. Na szczęście o mnie nic nie wiedziała, tylko ze siatkarze pogodzili się.
            Nie chcieliśmy z Anią im przeszkadzać, więc poszliśmy do nas do sypialni we dwie, że niby prasować. Miałyśmy chwilkę by pogadać na spokojnie. Opowiedziała mi o Marcinie, że od dłuższego czasu jest w seminarium, oraz że niby nic ją nie łączy z Cichym, ale i ja tak wiem swoje. Niby ciągłe szepty do siebie, wymiana uśmiechów, nawet wczoraj, jak chciałam ją zabrać do siebie do mieszkania przenocować to ona nie, że ona ma już rzeczy u Nowakowskiego. Ciekawa jestem jak potoczy się ich przyszłość.
W ciągu ostatnich kilku dni zrobiliśmy wiele rzeczy w domu. Gdyby nie pomoc siatkarzy Iwonki i Ani, nie udałoby się nam z niczym zdążyć. Oczywiście rodzice Zibiego cały czas wydzwaniają, czy aby nie jest to jakiś żart. Mój mąż po raz kolejny uspokaja ich mówiąc, że to nie żart. Jasna sprawa, podzieliłam się z mama i „teściowa” daniami na wigilię. Z racji tego, że łącznie ma być 16 osoby jedzenia musi być dużo. Nie wiem jak, ale nawet stół mamy taki duży rozkładany, tylko musieliśmy dokupić krzesła do kompletu. Dom wysprzątany, jednak znając życie, będę go sprzątać w dzień wigilii. Zibi wyjechał na mecz do Warszawy, gdzie ma zaglądnąć szybko do rodziców, a ja próbuje upiec jakiś placek inny, niż pieką nasze mamy. Jak to ja, spóźniłam się przy tym na trening, jednak tłumaczyłam się korkami. Wieczorem wróciłam do pustego mieszkania, oglądnęłam mecz męża, gdzie Resovia wygrała 3:1, i Zibi odbierał nagrodę MVP, nawet tort dostał. Niestety nikt go potem nie zjadł, do wylądował on na Jego twarzy. Jak to zobaczyłam wybuchłam totalnym śmiechem tak, że się sokiem bananowym poplułam.
Jak to pan Krzysio Wanio musiał dowiedzieć się wszystkiego, nie obyło się pytań o ten tort. Jednak Zibi zawzięty nic mu nie powiedział o sprawach osobistych, tylko na temat meczu rozmawiali. Wrócił na następny dzień wieczorem i całe szczęście w końcu za dwa dni Święta.
            Dni mijały nieubłaganie, za 6 godzin rodzice przyjadą, a ja nie wiem w co ręce włożyć, od godziny plątam się po domu i dopracowując szczegóły. Zibi z Maliną i dziewczynkami gdzieś sobie poszli. Ja nie wiem co on ogarnia, miał dekorować świątecznie dom, a tu nawet choinka nie ubrana. Podczas gdy, przerzucałam sałatkę na mniejsze salaterki załoga wróciła do mieszkania, okazało się, ze mój kochany mąż zapomniał kupić choinki. A pytałam się, czy aby wszystko kupił, ale nie, on musiał wszystko sam.
W przeciągu 2 godzin Zibi z Maliną brali mieszkanie świątecznie, gdzie nawet kominek świecił się na czerwono, i choinka jeszcze stała, ja wyprasowałam ubrania. Gdy zobaczyłam efekt, aż łezka mi się zakręciła w oku. Uwielbiam święta, cały klimat jest fantastyczny.
 Oczywiście dziewczynki dopytywały o Świętego Mikołaja, jak ich znajdzie, jak nie ma ich w domu, jednak Mateusz zapanował nad sytuacją. Powiedział, że jak były grzeczne, Mikołaj wszędzie ich znajdzie i na pewno przyjdzie. O 13 zaczęliśmy się ubierać na wieczór, dom wyglądał świątecznie, świąteczne dania jakie miałam przygotować zrobione, brakuje tylko naszych rodzin, które zjawią się na 15. oczywiście podaliśmy im niedawno nasz nowy adres. Ustaliliśmy, że dopiero dzisiaj damy im znać gdzie mają się zjawić, żeby wcześniej nie mogli wpaść z niezapowiedzianą wizytą.
Za 20 minut nasz dom będzie pełen ludzi. Na razie stoję ubrana w prostą czarną sukienkę, z rękawkami ¾ sięgającą mi do kolan, włosy mam lekko pokręcone, a na twarzy lekki makijaż, Zibi z czarnych spodniach i białej koszuli wygląda bardzo seksownie, gdyby nie to, że za 20 minut powiemy rodzicom o ślubie zaciągnęłabym go do pierwszego lepszego kata i „wykorzystała”.
-                       Pięknie wyglądasz skarbie- całuje mnie w szyje delikatnie i przytula od tyłu.
-                       Boje się kochanie- mówię cicho wtulając się mocniej w Jego uścisk.
-                       Damy rade,  musimy.

Chwile stoimy w miejscu, przytuleni do siebie, jednak przerywa nam samochód, który zajeżdża na posesje. Okazuje się to samochód Jerzego.
-                       Twoi pierwsi się dowiedzą- uśmiecha się Zibi promiennie w moją stronę.
-                       Czekajcie, damy wam kopniaki na szczęście- szybko podbiega Malina do nas.
Po tym jak nas Malina skopał dosłownie, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, chwilkę odczekaliśmy, żeby nie było, że czekamy
-                       Masz obrączkę?- patrzę na Zibiego a ten kiwa głową, że tak. W miedzy czasie zakładam jeszcze wysokie, czarne szpilki na nogi.- Raz się żyje- otwieram drzwi.
Z lekkim uśmiechem na ustach pociągam za klamkę od drzwi, Zibi stoi za mnie i trzyma mnie za drugą rękę zaraz z tyłu. Widzę najpierw Kamila, mojego młodszego brata
-                       Wesołych świąt siostra!- krzyczy i leci w moje ramiona, stęskniłam się za tym szkrabem, mocno go przytulam, całuje w policzek i maluch odrywa się ode mnie.- Cześć Zibson.- wskakuje w teraz w ramiona mojego męża.
-                       Kochana moja córeczka- moja zapłakana rodzicielka przytula się mocno w moje raniona.- Już taka dorosła.
-                       Mamuś nie płacz, bo też się popłacze.- odrywamy się od siebie.- Wejdźcie, nie będziemy się witać w progu.
-                       Mamy jeszcze rzeczy w samochodzie.
-                       To ja pomogę - Zibi jak powiedział tak zrobił. Ubrał szybko kurtkę i zniknął za drzwiami wejściowymi.
Moja mama i babcia i weszły dalej do mieszkania, nie wiedziałam co mam mówić. Mama nawet nie ściągnęła płaszcza, ryczała razem ze mną jak bóbr. Babcia powoli rozebrała się z kurtki i założyła kapcie, które stały obok. Uśmiechnięta jak to moja babcia zawsze, mocno mnie przytuliła
-                       Ja od zawsze wiedziałam, że wy pasujecie do siebie- wyszeptała mi do ucha.- Bądź szczęśliwa wnusiu.
-                       Jestem babciu, bardzo szczęśliwa.
Gdy mama rozebrała się, weszliśmy do salonu, gdzie Kamilek bawił się już z przyrodnimi siostrami i Maliną, który od razu przywitał się całusem w dłoń. Zibi razem z Jerzym i moim dziadkiem nosili rzeczy z samochodu do kuchni.
-                       Piękny dom kochanie- powiedziała mama, jak zobaczyła salon.- Jak zajechaliśmy pod adres nie mogliśmy uwierzyć, że to twój.
-                       Zibi zrobił mi duża niespodziankę kupując ten dom mamuś, mieszkamy tu razem.
-                       Długo jesteście razem kochanie, nic nie powiedziałaś, a ja.- przerwała wycierając nos.- Jaka ze mnie matka, ze nie zauważyłam tego u mojej córki.- przytuliłam się do mojej rodzicielki
-                       Mamuś to nie tak, nie płacz już, proszę.
-                       Widzisz mamuś, ja ci mówiłam, ze oni sa razem a ty mi nie chciałaś uwierzyć.- wtrącił się Kamilek.
Panowie rozebrali się w weszli do salonu, przytuliłam się do dziadka, który wyszeptał mi cichutko do ucha
-                       Zbyszek to dobry człowiek, kocha cię, znasz mamę, ślub to duży krok, ale widzę że się kochacie, moje błogosławieństwo macie- powiedział to tak cicho, ze nikt nie słyszał. Byłam mu wdzięczna po takich słowach
-                       Dziękuję
-                       Nie płacz, bo jeszcze cię rzuci- powiedział głośniej, co wywołało uśmiech na twarzach.
-                       Nie rzucę, za bardzo ją kocham- dodał Zibi i teraz tonęłam w jego uścisku.
Atmosfera powoli rozluźniała się, postanowiłam zrobić herbaty a Zibi miał zapalić w kominku. Mama oczywiście poszła za mną, chciała jak najwięcej dowiedzieć się, o nas. Jednak pierwsze co zobaczyła to pierścionek i obrączkę na moim palcu
-                       Nie patrz tak na mnie mamuś, kochamy się, może ślub to duży krok, ale to ten jedyny
-                       Widzę kochanie, nie mam Ci tego za złe.- przytula mnie- Przepiękny pierścionek- ogląda moja rękę- Kiedy wzięliście ślub, nieźle to ukrywaliście.
-                       Noooo- przeciągałam odpowiedz.
-                       Przepraszam, ze panią przeszkadzam.
-                       Nic nie szkodzi Synu- powiedziała moja mama.
-                       Widzę że już powiedziałaś- Zibi do nas dołączył.
-                       Witam w rodzinie.-  przytuliła go moja mama.- Ja też muszę wam coś powiedzieć.
-                       Przepraszam bardzo, ale moi rodzice właśnie zajechali na podwórko- przerwał wypowiedz mojej mamie małżonek.
-                       O boże- momentalnie zbladłam na twarzy.- Jak wyglądam?
-                       Ślicznie, jak zawsze- Zibi mnie pocałował w czoło i wytarł pojedyncze łzy.-
-                       Coś czuje, że te święta będą jedne z najlepszych jakie przeżyłam do tej pory- zaśmiała się moja mama.
Bałam się, teraz jeszcze bardziej się bałam, pomimo tego, ze moja rodzina już wie, jednak Zibiego rodziców nie znałam zbyt dobrze, taka wieść o ślubie ich syna. Słychać dzwonek do drzwi, i za chwile wszystko się wyjaśni
-                       Psybiezeli do betejem pasteze- zaczął śpiewać mały chrześniak Zibiego na rękach u Kasi, która jak nas zobaczyła zbladła.
-                       O kurwa!- pisnęła.
-                       Katarzyna!- skarciła ja rodzicielka- Zachowuj się jak przystało, witaj synu- przytuliła Zibiego, a po chwili mnie- Cieszę się, że jesteś to ty, a nikt inny.- wyszeptała mi do ucha.- Nie płacz, przecież cię nie zjemy- zaśmiała się.
-                       Witaj szwagiereczko- przytuliła mnie teraz Kasia- Czy ty wiesz, co robisz, wiążąc się z moim walniętym młodszym bratem?- kiwnęłam głowa, że tak.
-                       Kocham ta jego walniętość.- zaprosiłam ich serdecznie do mieszkania.- Gdzie wasz ojciec?- zauważyłam, ze nie ma Leona, ojca Zibiego.
-                       Aaa widzę, że Jego się boisz, masz czego,
-                       Kaśka nie pomagasz.- wtrącił się Zibi.- Idę z Nim pogadać na zewnątrz- pocałował mnie przelotnie w usta i wyleciał na pole.
Zamarłam, nie wiedziałam co się stało? Czemu nie wszedł do środka. Stałam jak kołek, nie wiedząc co zrobić
-                       Ey szwagiereczka, nie panikujemy- uspokoiła mnie Kasia- Trochę powarczy i mu przejdzie nie stresuj się.
-                       ceść, nażywam siem Kacpelek, jestes dziewcyną wujaska?
-                       Hej szkrabie - wzięłam malucha na ręce.
-                       Mogę mówic ci ciociu?
-                       Pewnie, jeśli tylko zechcesz, nawet po imieniu nazywam się Paulina.
-                       Suuper!- uniósł ręce do góry.
-                       Lubis mojego wujaska?
-                       Kocham twojego wujaszka bardzo.
-                       Ty mu kupiłaś wtedy te kolorowe gatki?- zapytał po chwili, gdy odstawiałam go na podłogę.
Wywołało to śmiech mój i Kasi, bo wiedziałyśmy nieliczne o co chodzi.
-                       Tak, ja mu je kupiłam.
-                       Ha! Ja wiedziałam, że to ty normalnie!- pisnęła Kasia.
-                       A mas dzieci? Bo ja siem stlasnie nudzem już- powiedział maluch ściągając buty
-                       Synu ty mój pierworodny- skarciła do siostra Zibiego.
-                       Dzieci nie mam, ale powiem ci tak, jak polecisz co salonu to znajdziesz tam parę człowieczków do zabawy.
Maluch czym prędzej zmienił butki i poleciał do salonu, słyszałam jeszcze jak wita się ładnie z każdym dzień dobry
-                       Cześć, my się chyba jeszcze nie znamy, Andrzej, mąż Kasi, witaj w rodzinie.
-                       Witam Paulina Baaaaa.- szlak! Przerwałam wypowiedz.- baaardzo mi miło cię poznać- spaliłam buraka jak nic. Jak mogłam przedstawić się po nazwisku małżeńskim oni jeszcze nic nie wiedzą.
Zaprosiłam mamę Zibiego i Kasie z mężem do salonu, chciałam zobaczyć co z Zibim i jego ojcem, jednam musiałam jakoś ugościć swoich gości. Oczywiście wcześniej wszystkich zapoznałam. Zapytałam się grzecznie co kto pije, i poszłam do kuchni.
Oczywiście zaraz za mną przyszła moja „teściowa”
-                       Przepraszam za męża, jest strasznie nerwowy, chciał jakoś ustawić Zbyszka, jednak widać nie udało mu się to i teraz się wścieka.
-                       Moje się, że moje nie zaakceptować naszego związku.
-                       On cię lubi na prawdę, pamiętasz, jak poszliśmy na kolejce po meczu?- kiwnęłam głową, ze pamiętam.- Mówił, jaka to ty dobra i mądra dziewczyna jesteś..- uśmiechnęłam się lekko.- Powiem Ci coś w tajemnicy, tylko się nie denerwuj.
-                       No chyba bardziej się już nie da denerwować.
-                       Leon chciałby wszystko wiedzieć, myślisz że nie sprawdzał cię? Naturalnie, że cię sprawdził, wszystko wiemy o tobie kochanie, gdzie się urodziłaś kiedy, gdzie chodziłaś do szkoły, ile grasz.
-                       O matko- zbladłam, nie wiedziałam czy wiedzą też o tym, jaka mam przeszłość, o tym że walczyłam z innymi dziewczynami w klatce.
-                       Wiem to brzmi strasznie, ale taki jest mój mąż. Jesteś fantastyczną kobietą, kochasz mojego syna, a on kocha ciebie, jakiś byle stary cap swoimi fochami wam tego nie zabroni.- dodała.
-                       Ale czemu nie wszedł do środka, są święta trzeba siąść do jednego stołu.
-                       I siądziemy- powiedział głos zza ściany- Przepraszam podsłuchiwałem, i przepraszam, że odstawiłem takie fochy, jak zobaczyłem was w drzwiach, nie mogłem pojąć, że mój syn znalazł swoje szczęście, a ja.
-                       Nie psuj atmosfery – skarciła go żona.
-                       Przepraszam za zachowanie, i witaj w rodzinie- przytulił mnie mój teść- Zibi został na polu idź do Niego.
Nie dokładnie tak miał wyglądać dzisiejszy wieczór. Co się takiego mogło wydarzyć, że Zbyszek został na polu, szybko założyłam kurtkę i poszłam go szukać. Nie mogłam go znaleźć, szukałam po całym podwórku, jednak okazało się, że był cały czas w garażu. Wystraszył się, jak mnie zobaczył, i jak weszłam do środka szybko cos zakrył, cos kombinował, wiedziałam to. Jednak wiadomość jaką mi powiedział, zszokowała mnie. Jego rodzice rozwodzą się, po 29 latach małżeństwa biorą rozwód, podobno nie kochają się już. Zibi był załamany, nie wiedziałam co mam zrobić by go pocieszyć.
-                       I co teraz?- zapytałam, gdy przez jakiś czas milczeliśmy przytuleni do siebie.
-                       Wiem tylko, że on ja kocha, ja to wiem na bank normalnie, jeszcze nie wiem co zrobię, ale jakoś będę musiał im pomóc.
-                       Możesz liczyć na moja pomoc, wiesz o tym?
-                       Wiek kochanie, a teraz wracamy, musimy pozbyć się, naszego sekretu- lekko uśmiechnął się.- Na szczęście twoi już wiedzą, gadałem z Jerzym, już i mamy błogosławieństwo.
-                       A twoi? Zibi to będzie straszne.
-                       Szczerze? Jestem dorosły, mogę robić co chce, moi rodzice pomimo tego ze się kochają rozwodzą się, ja w ich ślady nie pójdę, za bardzo cię kocham
-                       Może nie będziemy drążyć tematu ślubu dzisiaj? Może im być przykro?
-                       Oo nie, nie, ja już mam przemowę nawet, za długo się z tym i tak ukrywaliśmy
Wzięliśmy głębsze wdechy i postanowiliśmy im powiedzieć, tak jak było w planie.
-                       Mam jeszcze małe pytanko?
-                       Słucham
-                       Co ukrywasz w garażu?
-                       Kochanie noo.- próbował wykręcić się od odpowiedzi.- Nie powiem Ci, bo będziesz zła.
-                       Mów!- pokręcił głowa przecząco.- To chce rozwodu.- skrzyżowałam ręce na piersi i spoważniałam.- Jednak Zibi nic sobie z tego nie zrobił, złapał mnie tak, że niósł na rękach i kierowaliśmy się w storę domu.- Normalnie foch!
-                       Przypomniało mi się, że nie przenosiłem cię przez próg.
-                       I tak się dowiem co tam ukrywasz- wystawiłam mu język, jednak on go lekko ugryzł i namiętnie pocałował.
-                       Kocham cię- dodał.
-                       A ja nie.- skręciłam głowę w drugą stronę.- aaa co robisz?- pisnęłam, gdy chciał mnie wypuścić z rąk, na śnieg-  No kocham, kocham!
-                       Usatysfakcjonuje mnie taka odpowiedz
Już w uśmiechach, chociaż i tak nie wiedziałam co ukrywa w garażu weszliśmy do mieszkania, dalej spoczywałam na jego rękach, w progi przywitała nas mama Zbyszka jeszcze, która poszła nas szukać.
Jak się okazało, nie było nas dłuższą chwilkę wiec panie zaczęły same wszystko dokańczać na wigilijna kolekcję. Nie było tego dużo, tylko podgrzać jedzenie w wrzucić do piekarnika pierożki, by były ciepłe i rybę na kwadrans. Dzieci grzecznie się bawiły, a ja razem z moja mamą, mamą Zibiego i Malina powoli wszystko znosiliśmy na stoły, gdzie talerze były już naszykowane. Zibi jak to Zibi poczęstował panów lampką jakiegoś trunku z Włoch, na odreagowanie, w końcu jedna lampka nikomu jeszcze nie zaszkodziła, a i tak nikt nie wraca do swoich domów, tylko zostają u nas, spokojnie wszyscy się pomieszczą, przynajmniej mamy taka nadzieje ze Zbyszkiem.

Najpierw trzeba było podzielić się opłatkiem, jednak wcześniej zaplanowaliśmy, że powiemy o ślubie
-                       Mogę coś na szybko ogłosić?- zapytał głośno, a Malina ściszył radio z kolędami.- Jak widzicie, gościmy dzisiaj u nas w mieszkaniu, może to być wielki szok i zaskoczenie, że tak pochopnie podjęliśmy taką decyzje by zamieszkać razem
-                       Dobra, powiedzcie, że ożeniliście się w maju i po sprawie, możemy już jeść?- nie wiem skąd wiedział mój brat takie rzeczy, ale widać przemowa Zibiego go nudziła i sam powiedział.-Stówa moja.- dodał szybko do Jerzego – Jedzmy już.
Biedny Zibi, taka przemowę przygotował, a mały krasnal zniweczył mu plany. Wielkim mim zdziwieniem było, jak nikt oprócz Kasi i Andrzeja nic sobie z tego nie robili
-                       Zaraz zraz? Jaki ślub? Ja nic o żadnym lubię nie wiedziałam- oburzyła się..- Czy ty wiesz coś ty zrobiła?- popatrzyła na mnie.- A czemu ja zaproszenia nie dostałam? Chyba jestem twoja siostrą?
-                       To był ślub na spontanie, nieplanowany, przynajmniej nie z mojej strony, na kościelny dostaniesz pierwsza zaproszenie- wytłumaczyłam.
-                       Całe szczęście, jeszcze zdążysz od Niego uciec przed kościelnym- zarechotała.
-                       Nie ucieknę- pocałowałam go w usta
Każdy zaczął nam gratulować ślubu, okazało się, że moja mam przez przypadek wygadała się mamie Zibiego, a ona Leonowi, nieźle. Nie miałam złe za to mojej mamie, jednak Zibi miał taką przemowę, szkoda, ze nikt jej nie usłyszał. Jednak fakt, ze mamy już za soba to wszystko jest najlepszy.
Każdy złożył sobie życzenia od serca, nie obyło się znowu od płaczu mojej mamy, już taki typ człowieka, jak i chyba każdej matki, nawet jeśli jest się policjantem, jednak wieć o ślubie swojej córki wzrusza. Gdy na niebie zaiwtała pierwsza gwiazda wypatrzona przez oliwkę, każdy usiadł do stołu. Pomimo tego, że mój ojcec nie przyjechał nikt nie zauważył, ze go nie ma z nami. Może to i dobrze, nie wiadomo, jak by zareagował na taką wieść o ślubie, jednak sam wybrał takie życie w samotności, jego wybór.
Wszystkim najbardziej smakowały uszka, które lepił Zibi, oczywiście musiałam zdjęcia pokazać z tego dnia, jak lepili z Miśkiem. Po kolacji przyszedł Święty Mikołaj, a dokładniej Święty Krzysio, razem z Zibim zaplanowali to wcześniej. Dzieci oczywiście byli szczęśliwe, cieszyły się z prezentów, o dziwo trafiliśmy w ich gusta. Dostałam od Ziebiego piękne perfumy i czerwoną sukienkę, a on ode mnie nowy zegarek i również perfumy, których szukałam chyba z tydzień, bo żadne mi się nie spodobały. Na końcu Mikołaj wyciągnął małe pudełeczka ze swojej torby, tym razem nie z pod choinki, bo tamte prezenty znajdowały się pod choinką. Święty Krzysio podał mi owe pudełeczko twierdząc, że zdecydowanie za grzeczna byłam w tym roku. Nie wiedziałam co to było, jednak sądząc po minie Zbyszka, maczał w tym palce. Otworzyłam pudełeczko
-                       Tylko czytaj na głos- zaśmiała się jeszcze Kasia
-                       Szanowni Państwo Bartman, mają zaszczyt zaprosić wszystkich zgromadzonych na uroczystość zaślubin w dniu 25 grudzień 2015- jaja se robisz? Popatrzyłam na Zibiego
-                       No chyba nie chcesz zmienić zdania, co do ślub u kościelnego?
-                       Nie chce, wiesz przecież.
-                       Wiem, spokojnie tylko ustaliłem datę, nic więcej.
-                       Głupek!- wystawiłam mu język.
-                       No co? Od czego trzeba zacząć nie? Trzeba zamówić sale, kościół, sukienkę.- zaczął wymieniać na palcach.- Wpadłem na taki pomysł, może by tak w dresach wyskoczył co?- wyszeptał na koniec z wielkim bananem na twarzy.
-                       Rozumiem, że dusisz się w krawacie, więc albo krawat, albo ja.
-                       Kolokwialnie rzecz biorąc, ciężko podjąć mi tak na szybko, tak trudną decyzję- widziałam, że się zbija, ale dla pewności wolałam uderzyć go poduszką.- No widzi mama- popatrzył błagalną miną na moja mamę- Własna małżonka się nade mną znęca.
-                       Znęca nie znęca, ale ślub będzie. Oczywiście Mikołaj zjawi się obowiązkowo z Mikołajką, ale teraz czas goni, Mikołaj musi spadać, w końcu cały świat musi dziś obskoczyć z prezentami, a dzieci czekają.
Wyprowadziliśmy z Zibim Mikołaja i od razu poszliśmy z Nim do garażu, aby się przebrał. Oczywiście podczas, gdy Igła się rozbierał a Zibi ubierał w czerwony stój, musiałam sprawdzić co Zibi ukrywał wcześniej. Niby przypadkiem podeszłam pod to miejsce, i niby przypadkiem odsłoniłam czarną płachtę.
-                       oooo niiee!! Nie zgadzam się!- pisnęłam.- Bartman!!
-                       Co kochaaaa- przeciągnął.- Cholera mam kłopoty.
-                       Ooo będzie małżeńska kłótnia, Igła wychodzi, tylko Zibson, nie zapomnij że za 10 minut widzę ci u mnie w salonie.
-                       Jak mnie żona nie zabije to wejdę nawet kominem.

Igła wyszedł cicho z garażu, a ja patrzyłam grobową miną na Zibiego. On znał moje zdanie na temat posiadania motoru, ale nie musiał postawić na swoim.
-                       Lepiej, żebyś miał sensowny powód dlaczego to coś stoi u nas w garażu.
-                       Na swoją obronę powiem tylko, że jechałem tylko raz, bardzo krótko, i bardzo wolno, dosłownie 5 km.
-                        Powiedziałam ci raz, że się nie zgadzam abyś posiadał ten pierdolony motor, bo to niebezpieczne, ale nie, ty i tak postanowiłeś na swoim.
-                       Kupiłem ją wcześniej, jeszcze przez pytaniem cię o opinie na jej temat.
-                       Jej, nie wierze nadałeś motorowi imię, Zbyszek do cholery! Ile ty masz lat.
-                       Wiesz, że zawsze chciałem mieć taki motor.
-                       Wiem, ale masz 30 lat na karku.
-                       O wypraszam sobie, 28.
-                       To jest niebezpieczny pojazd, ja się nie zgadzam abyś go posiadał, koniec kropka.
-                       Wiem! Dlatego Kosa go odkupił!- uniósł głos.
-                       Serio?
-                       Tak, trudno najwyżej moje marzenia pójdą się jebać.- zdenerwowany Zibi próbował jakoś założyć spodnie od stroju Świętego Mikołaja, aż ich rozdarły.- Pierdolone spodnie.
-                       Nie klnij! Święta są.- pomogłam mu poprawić spodnie, aby wyglądały w miarę naturalnie.- Tak wiem, rozumiem rezygnowanie z marzeń bla bla bla. Ale nie może być twoim marzeniem nie wiem, posiadanie gadającej papugi, czy kurde iście na koncert Biebera? Od razu musiało być to takie niebezpieczne?- Zibi analizował moje słowa dokładnie, wiedział, ze ja po prostu boje się o Niego.
-                       Wiem, że się o mnie boisz, jestem dużym chłopcem kochanie.
-                       Serio? Nie zauważyłam, cholera ciekawe dlaczego? Ojejj właśnie zakładam Ci spodnie.- powiedziałam z kpiną w głosie, za co zostałam obdarzona klapsem w tyłek, który Zibi miał na wyciągnięcie pod rękę.- ała!! Święty Mikołaj jest niegrzeczny.
-                       Oddam Petunie pod jednym warunkiem .
-                       Jak ty takie imię naszemu dziecku dasz.- pokręciłam głową z niedowierzenia.
-                       Dziecku, chyba nie chcesz mi powiedzieć.- Zibi zbladł na twarzy.
-                       Co? Nie!- pisnęłam- Nie jestem w ciąży!
-                       Ale niedługo to się zmieni, na razie musimy wychować nasze psiaki, dopiero potem dzieci.
-                       Łołoło!! Zwolnij Mikołaju z tymi saniami, wszystko w swoim czasie, ok.?
-                       Jeszcze zobaczymy, ale wracając do tematu, jedna rundka tym cudem z moja żoną i Petunia jest Kosy.
-                       Chyba Ci mózg kotek wyparował, nie ma opcji, a teraz zakładaj gacie, idziemy do Ignaczaków.
Oczywiście nie tylko spodnie były małe, góra kostium była też mała, w końcu to było logiczne, porównać sobie Igłe a Zibiego nie tylko wzrostem, ale też i szerokością barków. Zibi dzięki pomocy swoich kaloszy i moich długaśnych zimowych rękawiczek, wyglądał Mikołajowato, na tyle ile to było możliwe. Postanowił, że w Święta nie będziemy wracać do tematu motoru po Świętach zdecydujemy co dalej.
Nie mogłam wejść do mieszkania Ignaczaków, ale widziałam wszystko przez okno, serio głupi by się domyślił, że to ściema, Iwonka ledwo łapała oddech już. Na końcu Dominisia, jak się żegnała z Mikołajem, złapała go za nogawkę, a potem to nie wiem, bo ze śmiechu pośliznęłam się na chodniku i spadłam na dupę.
Po chwili Zibi z Igłą wyszli z mieszkania,
-                       Nie wierze, miał dać moim dzieciom prezenty, czy to takie trudne? Nie kazałem Ci im pokazywać gołej dupy!
-                       Trzeba było większe gacie załatwić.
Igła oczywiście wszystko mi nagrał obiecał, że wyśle mi na meila nagranie gołej dupy męża.
Zrobił nam szybko jeszcze zdjęcie na pamiatkę i musieliśmy wracać do domu. W końcu trzeba iść na pasterkę na godzinę 00:00
Do kościoła postanowiliśmy jechać samochodem, nie było zbyt zimno, ale to nie zmienia faktu, że była zima i środek nocy. Założyłam założyć czarną ołówkową spódnicę przed kolano, czarne rajstopy i gruby sweter pod czerwony płaszczyk. A do tego czarne kozaczki i torebka pod kolor butów. Zibi za to wyglądał mega przystojnie, w płaszczu, który tak strasznie mu się nie podobał, jak go kupował. Do tego założył granatowe spodnie i koszula zapięta na ostatni guziczek, jak go Kasia zobaczyła, aż zagwizdała z wrażenia. Jak zobaczył się w lustrze stwierdził, że miałam racje oraz, że podziękuje mi potem. Rodzice Zibiego pomimo rozwodu i tak poszli razem do kościoła, jednak zastanawiał mnie fakt, czy Kasia wie o rozwodzie, nic nie mówiła na ich temat, wiec wydaje mi się, że nie.
Po spędzonych 2 godzinach w kościele, gdzie na spokojnie mogłam z czystym sumieniem przytulić się do męża. Spotkaliśmy wychodząc z kościoła nawet Igłę, który nie poznał mojego męża, dopiero jak go w plecy poklepał to się przestraszył. I stwierdził, że małżeństwo działa na Niego rewelacyjnie. Co tam 4 kilometry, państwo Bartman i Ignaczak w środku nocy postanowili pieszo wrócić z pasterki do domu. Nie wiem jak, ale doszliśmy, zmarznięci, głodni, zmęczeni oraz spragnieni toalety, ale doszliśmy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No heyyy
tak wiem dawno mnie nie bylo, ale zaskocze was żyje :D
rozdział dość obszerny, ale połaczyłam dwa rozdziały w jeden. i wyszło takie coś.
wiec z moich wyliczeń wynika, ze jeszcze 3-4 rozdziały i koniec :_(
chujowo mi sie bedzie żegnać z Nimi, ale niestety wszystko sie kiedyś kończy.
Jednak, mam małego niusa, nowa historia w głowie jest, teraz trzeba tylko przerzucić to na Worda, tylko kiedy.
szkoła praca, ciężko pogodzić, ale cóż takie życie śmiertelnika, musicie zrozumieć mnie.
teraz tak, mam do was pytanie, oczywiście do tych, którzy chcą czytać moje cosie. 
Mam ruszyć z Włodim, czy zacząć nowe całkiem nowe, świeże opowiadanie z Zibim hmmm? 
jak macie jakieś pytania czy coś, mam aska (http://ask.fm/Dolce_caramella) zawsze śmiało możecie zapytać, lub napisać na gg.
Pozdrawiam was cieplutko, do nastepnego :*
Powoli nadrabiam u was w czytaniu! :***