Secondo


Plan był prosty, razem z mężem z samego rana o 8 pojechaliśmy na zakupy, mieliśmy od razu uzgodnić co gotujemy, Ania poszła do Piotrka miała mu mniej więcej ogarnąć co się z Nim dzieje, powiedzieć na czym sprawa stoi oraz ogarnąć mieszkanie, żeby jakoś wyglądało. O 9.30 byliśmy już u Nowakowskiego w mieszkaniu, który latał po mieszkaniu jak powalony w samych bokserkach w truskawki
-                     Piotrek?
-                     No co Anka chyba się naćpała i bredzi coś o gotowaniu.
-                     A ty co Niby teraz robisz, na dodatek w tych bokserkach?
-                     No ubieram się, bo w końcu dwie wolne kobiety siedzą w moim mieszkaniu i jeszcze się na mnie i moje bokserki rzucicie- powiedział zamykając drzwi do łazienki z uśmiechem na twarzy.
-                     Aha- powiedziałam zdezorientowana i poszłam do salonu, gdzie Ania wycierała kurze ze stołu.
-                     O wróciliście- popatrzyła na nas.- Ten frajer mi nie wierzy, ale chociaż poszedł się ubrać, a wy jak wszystko macie?-  przyjaciółka przerwała wypowiedz, bo krzyk Piotrka nasz przestraszył . Jak na zawołanie popędziliśmy do drzwi, a tam z nich Cichy wylatuje i piszczy dalej.
-                     W mojej wannie ktoś śpi!- krzyczy- W ogóle po policje trzeba dzwonić.- Mój mąż jak na zawołanie wchodzi do łazienki powoli, patrzymy za Nim nagle wybucha śmiechem.
-                     To Nikola- powiedział z ubawieniem.
-                     Nie mam dziewczyny.- zaprzecza środkowy.
-                     Penchev kretynie, wczoraj musiało mu się przysnąć, wstawaj.- Zibi w miedzy czasie włączył kran z wodzą i centralnie wymierzył strumień w przyjmującego, jak na zawołanie słychać było piski i przekleństwa polskie z ust Nikoli.
-                     Piszczysz jak baba- zaśmiałam się do Niego rzucając ręcznik.
-                     Co ja tu robię, co ja- rozglądnął się po pomieszczeniu – Poszedłem się odlać i kurwa usnąłem no
-                     W wannie lałeś?- dodał swoje mój mąż.
-                     Nie pyta mnie co ja robię po pijaku- podniósł ręce w geście obrony.- W domu mam prysznic, a ja lubię siedzieć w wannie.
-                     U Jochena to samo było- wystawiłam mu język.- Przynajmniej nam pomożesz, bo roboty w chuja jest.
-                     Zaraz, ty wiesz co się działo u Schepsa?
-                     No a nie? W ogóle kup sobie wannę, a nie po czyich śpisz.
-                     Wygodnie strasznie, może dołączysz do mnie następnym razem?- specyficznie poruszył brwiami.
-                     Widać kolega coraz lepiej po polsku mówi, jednak nie ma czasu, kiedy indziej porandkujecie-  nie wiarygodne, mój mąż jest zazdrosny, pomyślałam
-                     Zazdrośnik.- klepnęłam go po pośladek, gdy szliśmy do kuchni.
Koło 12 już wszystko było gotowe, deser w postaci naleśników z jogurtem owocami i sosami owocowymi był już w lodowce, jako, że Piotrek opanował smażenie, pokaże to na antenie, oraz wsypie makaron do garnka i doprawi sos do przystawki małą ilością soli. Nic trudnego, nie dało się tego schrzanić, jednak Piotrek i tak się bał.
-                     Wiem! Mam czipa- nagle wyskoczył z pomysłem Nikola.
-                     Masz czipsy i nic mi nie dałeś- oburzył się Piotrek.- taki zdenenerwowany chodze cały, zawsze to bym się od stresował.
-                     Mam jednego czipa, takiego do odsłuchu, Syśka będzie Ci mówiła co masz robić a ty będziesz to słyszał, do ucha tylko wsadzisz.
-                     A nie wciągnę tego?- wypalił nagle środkowy.
-                     Nie no ja niegdzie nie idę, będzie taka beka, że zostaje- zaśmiał się mój mąż.- Ale pomysł z czipem jest ok., jedziemy do ciebie szybko.

Panowie akurat zdążyli wrócić, nawet mieli kamerkę mała, i frytkami na wynos. Nie wierze, zdążyli do sklepu po jedzenie pojechać. Nie dociekałam skąd, i po co takie rzeczy Nikoli w domu, ale przydadzą się nam. Jednak był haczyk, trzeba było zostać w mieszkaniu Piotrka, bo mały zasięg to coś miało. Panowie zamocowali kamerkę zaraz za kwiatkiem, w kuchni tak, ze widziałam wszystko co robi Piotrek. Środkowy był strasznie zdenerwowany, miał tylko słuchać mnie, jednak nie mówiąc tego co ja mowie, bo by nie wyszło.

O dziwo nie było aż tak źle, no może oprócz tego jak Piotrek dodał za dużo soki do sosu i musiał wybierać łyżeczka przed kamera. Gościa jedzenie smakowało spagetti ze szpinakiem i serem kozim, z grzankami, danie główne: trzy rodzaje mięsa, sałatka z różnego rodzaju sałat warzyw i ziemniaczki pieczone w mundurkach z masełkiem i czosnkiem, a na deser naleśniki, które osobiście zrobił sam środkowy, oczywiście musiałam mu wszystko tłumaczyć, co, gdzie, czym, w czym i jak,
Po 2 godzinach cała ekipa przeniosła się do innego mieszkania, musieli dzisiaj nagrać wszystko, bo jutro program będzie w TVN. Piotrek ucieszył się, bo będzie darmowe jedzenie, a Piotrek lubi jeść. Jak się okazało piotrek zajął 2 miejsce, a jak nam się żalił, ze strasznie chciał wygrać stwierdził, ze zapisze się na kurs gotowania jak wróci ze Spały.
Oczywiście zrobił tym udziałem w programie duża furorę, bo koledzy wydzwaniali do Niego cała niedziele, jakby nie mogli pogadać jutro. W końcu jutro z samego rana Piotrek, Zbynio i Igła jada do Spały.
Jak by było inaczej, Cichy siedział całe niedzielne przedpołudnie u Zbyszka, więc nie było kiedy się pożegnać, dlatego przegadaliśmy całą noc z niedzieli na poniedziałek, w końcu musiałam się mężem nacieszyć, nie będę go widziała dwa tygodnie, bo ma wtedy wolne i ma przyjechać, oczywiście pozostaje Internet i telefony, ale na głos nie może rozmawiać, bo nikt nie wie o naszym ślubie, tym bardziej, że dzieli teraz pokój z Kurkiem, a jak sam stwierdził, że Siurak wszystko musi wiedzieć nic mu nie umknie.
Z samego rana o 8 wyjechali, aż się popłakałam gdy odjeżdżali, jednak musiałam się przyzwyczaić do tego.  W poniedziałki w reguły mam zajęcia z zawodowego, wiec nie chciało mi się i postanowiłam, że dopiero jutro rozpocznę tydzień.
We wtorek wstałam szybka kąpiel, makijaż, śniadanie, pogadałam jeszcze z Zibim i pojechałam do szkoły zaczynałam od matmy, trójkę  w sumie mam już wystawioną,  ale to nie zmienia faktu, że może ulec zmianie.
-                     Nie wiarygodne, ty żyjesz- zaśmiała się Sara na mój widok.-  Cześć- dała mi buziaka w policzek.
-                     Chora byłam- powiedziałam speszona.
-                     Łap.- rzuciła mi chustkę.- Jak cię babka zobaczy to ta 3 się zmieni.
-                     Nie rozumiem.
-                     Chora byłaś, a to to co jest?- pokazała mi lusterko na szyję.
-                     Jasna cholera, jak ja tego nie widziałam, zabije go!- szybko założyłam chustkę na szyje- Nie wiem jak mogłam tego nie widzieć.
-                     No ktoś tu się dobrze bawił. 

Wredna Sara no, śmiała się ze mnie i z moich malinek na szyi, cała drogę do sali, bo wiadomo na matematyce trzeba było być cicho, tym bardziej ja, bo nie mam ochoty rzucać się w oczy, więc przepisałam całe 2h z moim kochaniem, w miedzy czasie wypominając mu moje malinki.
Na polski podobno miało być spokojnie,  koleś wyglądał na spokojnego, ale do czasu, gdy zobaczył oceny.  Okazało się, że nie pisałam sprawdzianu,
-                     Mogłabym go napisać jutro?
-                     Nie, jutro piszemy kartkówkę, jesteśmy do tyłu z tematami, wiec siadaj piszesz teraz.- powiedział zdenerwowany i położył mi kartkę na pierwszej ławce
-                     Byłam chora nie miałam kiedy..- przerwał mi wypowiedz.
-                     Sądząc po twoich śladach na szyi miałaś kiedy się zabawiać, na naukę też powinnaś znaleźć czas, tym bardziej, że kiblujesz już rok, chyba nie chcesz kolejnego..
-                     Moje zwolnienie leży dzienniku, zresztą to nie pana sprawa, co robię i z kim.- powiedziałam siadając do ławki.
Zdenerwował mnie no, co on sobie wyobraża kim w ogóle jest, wytykając mi takie rzeczy.
-                     Spokojnie Paulinko, - zaśmiał się, wstając ze swojego fotela i pochylając do mnie opierając na rękach.- A może Halinko.- wyszeptał wprost do mojej twarzy.
KURWA MAĆ on już wie. Nie wierze, dowiedział się, że ja to Halinka ta z klubu, co teraz, moje myśli przytłoczyły cała głowę, nie mogłam się skupić, cholera jasna, co będzie dalej, oby tylko nie wykorzystał tego. Chociaż test był wyboru, nie mogłam się skupić, zaznaczyłam pierwsze lepsze odpowiedzi i wróciłam do ławki.
-                     Szybko Ci poszło.
-                     On wie.
-                     Wie, że?
-                     Że ja to Halinka, ta z klubu rozpoznał mnie do cholery!
-                     Spokojnie, przecież nic Ci nie może zrobić, jest tylko zazdrosny chyba o Ciebie.- zaśmiała się.
-                     Zazdrosny? Niby o co?
-                     Wiesz, jak na ciebie patrzył? Uwierz mi, on coś do ciebie ma, przecież bez powodu by się na ciebie nie zdenerwował, to przesz te malinki, Szymek mógł zrobić Ci ich gdzie indziej- powiedziała Sara lekko uśmiechając się w moja stronę, a do mnie po chwili doszło co powiedziała.
-                     Co ma Pałka do moich malinek?
-                     No on Ci chyba.- powiedziała zmieszana, a ja wybuchłam pomimo problemu głośnym śmiechem.- No i z czego ryja cieszysz?
-                     Nie spotykam się z Pałka.
-                     Nie musicie się spotykać, aby zrobił Ci malinki.
-                     To nie on wariatko, nigdy z Nim nie byłam, i nigdy nie będę. Zapamiętaj to, w ogóle skąd Ci to do tej łepetyny przyszło?
-                     No byliście razem na Studniówce, w ogóle teraz was nie było tyle, sam mówił, ze macie się ku sobie.
Po wysłuchaniu, jak to mamy się ku sobie z przyjmującym postanowiłam się z Nim pogadać co on jej nagadał do cholery, my się tylko przyjaźnimy, mam męża, ale tego mu oczywiście nie powiem. Przed treningiem miałam jeszcze jedną lekcje, wiec po tej lekcji postanowiłam z Nim, wszystko załatwić, jednak tak się nie wydarzyło.
Gadam sobie z Sarą o tym, co się wydarzyło na polskim, że jestem w tarapatach, i nagle ktoś puka do drzwi. Okazuje się, ze to Szymek, ze pilnie mnie wola dyrektor. Spanikowana najgorszym, że Darek wszystko powiedział, i że mnie wyrzucają. Cala droga do gabinetu byłą straszna, nie wiem nawet co do mnie Pałka mówił, nie miałam głowy. Bałam się tego, co za chwilę się wydarzy.
Przekonana tym, że dyrektor dowiedział się, o moim spotkaniu z polonistą w klubie, weszłam do gabinetu, jednak ku mojemu zaskoczeniu, siedzieli tam mój trener, trener Kowal i dyrektor. Po 25 minutach w czasie których dowiedziałam się, że jestem powalona, nienormalna i psychicznie chora, zgadzając się na ślub z atakującym, oraz po tym jak dostałam krótką lekcje z wiedzy do życia w rodzinie, od trenera Kowala wyszłam z gabinetu.
-                     Coś ty taka zadowolona?- zaśmiała się Sara, czekając na mnie pod gabinetem. Jednak nie powiem jej, że mówiliśmy o moim ślubie i Zbyszka, na szczęście trener mnie uratował.
-                     Zaczekajcie!- zawołał nas trener- powiedzcie dziewczyną, że dzisiaj nie ma treningu.
Nie chciało nam się już siedzieć w szkole i pojechaliśmy na kawe. Sara oczywiście chciała wiedzieć, co mówił dyrektor, ale powiedziałam tylko, że musiałam wypełnić jakieś dokumenty. I tak, sama nie wiem kiedy minęło nam 3 godziny rozmowy, wypiliśmy po dwie kawy i zjedliśmy po 3 kawałki ciasta.
-                     Coś się stało?- zapytałam, gdy patrzyła na ekran swojego telefonu
-                     Nie bo, dzwonią do mnie jakieś dwa numery na przemian i nie wiem o co chodzi
-                     To odbierz?
-                     Nie, boje się.-zaśmiała się.- sprawdź, może ty masz te numery.- chciałam sprawdzić w swoim telefonie, ale okazało się, że się rozładował.- Cholera zdzwoni.
-                     Daj to ja odbiorę.- wzięłam telefon i wcisnęłam zieloną słuchawkę.- Słucham.
-                     Jest! Żyją kurwa mać!
-                     Kurek!- zaśmiałam się.
-                     Kurek?- powtórzyła Sara.
-                     Ee o co chodzi?- powiedziałam zmieszana.
-                     Dzwoniłem do ciebie ze 2 godziny, potem nie było w ogóle sygnału, martwiłem się, nie dawałaś znaku życia przez 4 godziny, ja już u Antigi o zwolnienie byłam zapytać!
-                     Spokojnie Zbysiaczku- zaśmiałam się.
-                     Zbysiaczku!- pisnęła Sara.- Dowiem się o co chodzi?
-                     To Zibi i Bartek próbowali się do ciebie dodzwonić- powiedziałam koleżance.
-                     Nie do niej tylko do ciebie- powiedział Zibi.- Ty włączyłaś komórę.
-                     Nie wyłączyłam tylko się mi rozładował, i uspokój się kochany, bo Ci żyłka pęknie, żyje nic mi nie jest. a z tego co wiem, to macie a chwile trening, odezwę się wieczorkiem, na razie Zbysio.
-                     Ale...- chciał coś powiedzieć jeszcze atakujący, ale rozłączyłam się, jestem pewna, że będę miała spore konsekwencje tego czynu, ale teraz wolę o tym nie myśleć, tylko o tym jak realnie wytłumaczyć Sarze to, co się właśnie stało.
Jakoś mi się udało wszystko jej wytłumaczyć, oczywiście zapisała sobie numer w na karcie  pamięci i w notesie, a niech się cieszy, dojedliśmy ciasto i pojechaliśmy do sobie. Ja musiałam pouczyć się do szkoły, bo dużo miałam do nadrobienia.
W piątek, na szczęście nie miałam znowu popołudniowego treningu, ale za to miałam rano. Pomimo małego wypadku, podczas którego walnęłam głową w skocznie, było monotonnie. No bo kto normalny, każe skakać na skocznie, która stoi na 1m nad ziemią, to było logiczne, ze prędzej czy później zaliczę glebę, i tak chociaż wcześniej do domu wróciłam. Oczywiście wielka afera była, bo mogłam się zabić, ale tylko mam wielkiego siniaka pod lewym okiem, nie jest źle żyje.
 W domu byłam koło 14, nie miałam co robić, a ze strasznie tęskniłam za Zbyszkiem postanowiłam, ze muszę się jeszcze dzisiaj z Nim spotkać. Droga zajęła mi 4h, dlatego o 18 byłam już na miejscu, akurat mieli trening, więc był spokój na ich korytarzu, a jako, że w recepcji nie było nikogo, pozwoliłam sobie wejść jak do siebie, weszłam do odpowiedniego pokoju, postanowiłam, że schowam się w łazience, wiedziałam, że zawsze kapie się pierwszy w prysznicu, nigdy Bartkowi się nie chce od razu zresztą, przyjmujący miał jeszcze mieć masaż na obolała łydkę, nie było opcji, że Zbyszek wejdzie tu drugi.
Zgodnie z planem, o 19 do pokoju wpadł Zbyszek, torba rzucona w kat, otwieranie szafki, pewnie brał czyste ciuchy, serce coraz bardziej mi waliło, nagle pociągnął za klamkę
-                     aaa, co ty tu kurwa robisz!- usłyszałam pisk Włodarczyka.- Kurwa kurwa ratunku!
Zaraz, to nie jest Zbynio, to jest Włodarczyk w samych bokserkach ze słuchawkami w uszach, nie znał mnie, ale ja znałam jego, wiec podeszłam do niego i wyciągnęłam słuchawki z uszu
-                     Zamknij się!
-                     Jak ty tu się dostałaś!
-                     Kominem kurwa, przecież to pokój Bartmana i Kurka
-                     Kłosik! Jakaś fanka tu w kiblu siedzi, ratuj! Więzi mnie- zaczął krzyczeć do człowieka, który wszedł do pokoju.
-                     Najebałeś się i pierdolisz.
-                     Kłosik?- ten akurat mnie znał, może mi pomoc.
-                     Sysiaczek?- wszedł do łazienki i mnie zobaczył.- Ja nie wiem co wy tu razem robicie.
-                     Ja nic z nim nic, łee. Piszczy jak jakaś baba!
-                     Wypraszam sobie, to ty mnie chciałaś podglądać.
-                     Nie? Zresztą nie ty miałeś być w tym kiblu.
-                     No tak.- zaśmiał się środkowy.- szukasz Zbyszka pewnie. Zamieniliśmy sobie numerki z pokojami, dlatego pomyliłaś się, są w pokoju obok.
-                     Ale możesz zostać u nas.
-                     Nie dzięki, ja przyjechałam Zbyszkowi buty przywiozłam, jesteśmy przyjaciółmi, to logiczne, ze mu pomogę i..
-                     Dobra nie tłumacz się.- zaśmiał się Karol.
-                     Wyszli już z treningu?
-                     Siurak do sklepu poszedł.
-                     Jak ty tu weszłaś?
-                     Zostawianie klucza pod wycieraczką, hmm mało bystry pomysł- zaśmiałam się.
Na  szczęście korytarz był pusty, a pokój mojego męża otwarty, weszłam szybko, nawet nie pukając
-          Bartuś kupiłeś mi murzynka?- słychać było głos Zbynia  z łazienki, jednak nie odpowiedziałam, a to obżarciuch pomyślałam.
Nagle wpadłam na genialny pomysł, drzwi łazienki były otwarte, więc pozwoliłam sobie wejść
-                     Bartuś, no co ty robisz?- spanikowany mój mąż wyszedł z prysznica.- Kochanie, co ty tu robisz?- zoczył mnie uśmiechniętą i szybko mnie przytulił i pocałował.- boże, czy to siniak, z kim się pobiła moja kochana żonka?
-                     Ze skocznia, nie trafiłam na treningu jak ćwiczyliśmy skoczność, nie pytaj,- przytuliłam go mocno.- Strasznie stęskniłam się za tobą kochanie.
-                     Nie żeby mi się to nie podobało, ale zaraz wróci Bartek z moim murzynkiem, a my.- pokazał na siebie, no tak brał prysznic, wiec jest nagi i mokry, puściłam go, szybko się ubrał i poszliśmy do pokoju na łóżko, strasznie się za Nim stęskniłam, niby krótkie 5 dni, a i tak długo, tym bardziej dla młodego małżeństwa.
-                     Kochanie, jak ty tu się dostałaś?
-                     Samochodem geniuszu- zaśmiałam się, jednak wiedziałam o co mu chodzi.- W recepcji nikogo akurat nie było, wiec się incognito wprosiłam na wasze piętre, ahh i zapomniałeś mi powiedzieć, że zamieniliście się tabliczkami z Kłosem i Włodim.
-                     No bo tym czubkom coś odwaliło, ale chyba nie byłaś w..
-                     No nie słyszałeś jak Włodi piszczał?
-                     Mi to pisk jakiejś baby przypominał- zaśmiał się.- Coś ty mu zrobiła?
-                     No bo ja się chciałam w łazience ukryć, nie pytaj dlaczego- wystawiłam mu język.- No i on tam wszedł i mnie zobaczył, oczywiście byłam ubrana.
-                     On też?
-                     Tak!- zaśmiałam się, bo zaczął mnie łaskotać.- Puszczaj mnie no
-                     Eee pardon przeszkadzam?- nagle wpadł do pokoju Bartek.- Syśka! To ty
-                     Nie święty Mikołaj.
-                     Masz prezenty? O boże cos ty jej zrobił- wskazał ma moje oko.
-                     Spotkanie ze skocznia na treningu- zaśmiałam się.- Masz murzynka?
-                     Te to by tylko wpierdalały, w ogóle jak ty tu weszłaś? Nie wolno obcym tu wchodzić.
-                     Ma się to coś.
Po zjedzeniu 2 kawałków murzynka, który był przemycony, bo panowie są na ścisłej diecie a i tak jedzą, Bartek poszedł do Winiara, a ja zostałam z mężem, niestety musze się ukrywać, bo legalnie nie przebywam tu, jutro panowie z rana mają trening, więc spędzę tu noc.
Tygodnie mijały w ekstremalnym tempie, ja zakończyłam rok szkolny w czerwcu, lipiec spędziłam troche w domu w Stalowej i trochę w Spale.
Dziś pierwszy sierpień, jadę właśnie z Ania na Memoriał Wagnera, który już dzisiaj po południu. Podczas tego wyjazdu muszę poinformować, mojego męża, że jadę na 5 dni na mazury. Ania oczywiście zbija się ze mnie, że Zbyszek się nie zgodzi na taki babski wypad. Jednak mam plan, który mam nadzieje ze się powiedzie.
Memoriał zakończył się 1 miejscem dla Polski, mój mąż dostał dwie nagrody: dla najlepiej atakującego oraz zagrywającego. Oczywiście była zorganizowana impreza jakaś, jednak po 30 minutach razem z Zibim opuściliśmy przyjęcie.
-                     nareszcie sami, mogę cię w końcu legalnie pocałować- wyszeptał Zibi pomiędzy pocałunkami idąc ulica.
-                     Zibi, weź bo ludzie patrzą- odsunęłam go od siebie lekko.
-                     O ranyy, mam już dość ukrywania się.
-                     Spokojnie, jeszcze dzisiaj nadrobimy- pocałowałam go w policzek
-                     Mam rozumieć, że idziemy do twojego hotelu?
Oczywiście, że poszliśmy do mojego pokoju hotelowego, wszystko było już gotowe, świece, truskawki, czekolada oraz szampan, obsługa postarała się, tak jak chciałam. Kazałam mu chwilke zaczekać, szybko poszłam do łazienki, założyłam czerwona, dwuczęściową, koronkową bieliznę oraz czarne szpilki, włosy lekko poprawiłam, unosząc ich do góry, i tak pokazałam się mężowi, który miał siedzieć na łóżku, a okazało się, ze usnął.
            Nie dziwiłam się, ze usnął, nie dość, że była 23:00  to na dodatek ciężki mecz dzisiaj zagrał, ściągnęłam mu tylko buty i spodnie, przykryłam czerwona satynową kołdrą i tak przytulona do Niego usnęłam.
Obudziło mnie łaskotanie po brzuchu, które unosiło się ku górze, zaraz do moich piersi
-                     Mmm przyjemnie- wyszeptałam
-                     Jak ja idiota mogłem usnąć?- powiedział pomiędzy pocałunkami Zibi.
-                     Jak widać teraz nadrabiasz- zaśmiałam się i przyciągnęłam go do swoich ust.- to miała być niespodzianka.
-                     Udała się, wyglądasz strasznie kusząco.- dodał zajmując się moja szyja.
Pomimo tego, że był ranek, i tak spędziliśmy cudowne chwile. I tak zmęczeni po kilku godzinach uniesień, leżymy przytuleni, popijając ciepłego już szampana i jedząc truskawki. O dziwo nowinę o wyjeździe przyjął bardzo dobrze, miałam mu tylko podać  gdzie dokładnie jedziemy, żeby się nie martwił. Cieszyłam się, ze był taki wyrozumiały, oraz to, ze miał do mnie pełne zaufanie. Niestety koło 14, gdy kończyliśmy obiad w pokoju, zadzwonił Bartek, i czar prysł. Panowie musieli wracać do Spały, przed Nimi MŚ, muszą ciężko pracować.
Na kolejny dzień z samego rana wyruszyliśmy z Rzeszowa na mazury. Jechaliśmy na jeden duży samochód. Klary ojciec, miał przyczepę kempingowa i nam pożyczył na wyjazd, zdecydowanie lepiej i wygodniej było. Więcej rzeczy mogliśmy zabrać. Ja oczywiście ledwo z Rzeszowa wyjechaliśmy usnęłam.
Nie wiem ile spałam, godzinę, może trzy, ponieważ pisk Klary przerwał mi to
-                     czemu się zatrzymujemy- zapytałam przecierając oczy.
-                     Stopowiczów bierzemy- zaśmiała się Sara.
-                     To nie jest dobry pomysł, jesteśmy w lesie- zaczęłam jednak i tak Klara zmniejszała prędkość, a ja zobaczyłam 4 postacie na poboczu z walizkami.
-                     Nie wierze to Kurek!- pisnęła Sara.
-                     Ja wiedziałam, ze Zibi tak łatwo Cię na Mazury samej nie puści- dodała ciszej Ania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
ajjj a ja lubie kończyć w takich momentach.
           Taak wiem, niektórzy myślą, że taki ślub to jakies wariactwo. Sama nie wiem czemu w sumie tak szybko to sie toczy. Ale tak sobie myślę w swoim odczuciu. Cały stres odnośnie przygotowań, lista gości, miejsce przyjęcia weselnego, dobór zastawy itp. A co Moi bohaterowie poszli na skroty :)
Rozdział dłuuuugi...
A teraz wypad na Mazury, jak się to potoczy?  hmmm
 Życzę milej lektory.
PS. wieeem mam straszne zaległości, ale postaram się jutro wszystko nadrobić! :)

PS 2  Przepraszam za jakiekolwiek błędy. 
Buziaczki :* :*

Primo

Cz. II .r. 1



Nie dane mi było opuścić mój własny dom, dlaczego? Atakujący szczeknie uniemożliwił mi przedostanie się przez nie, i wepchnięcie mnie do środka.  Zabrał mi walizkę, i kazał iść z Nim do kuchni
-                     Co to jest?- pokazałam na stół gdzie stała świeżo zaparzona kawa i jakieś danie na patelni. .
-                     Siadaj- powiedział.- Nie wierze, że chciałaś mi teraz uciec.
-                     No a co miałam zrobić!- uniosłam głos.
-                     Pogadać ze mną, nie wiem do cholery, gdybym przyszedł minutę później.
-                     Nie było cię, to z kim ja miałam rozmawiać?
-                     Poszedłem się tylko przebrać na górę.
Potem przez chwile milczeliśmy, było już po 13, sama nie rozumiem, ile ja mogłam spać tyle. Nagle odezwał się mój żołądek,  to było logiczne ze zgłodniałam, dlatego też wzięłam tortille i zaczęłam jeść to co znajdowało się na stole. Atakujący mi się przyglądał tylko
-                     Pyszne- powiedziałam z pełną buzią.
-                     Wyjdź za mnie- powiedział szybko i zaczął wstawać. A ja aż się zakrztusiłam .- Ja nie żartowałem wczoraj, kocham Cię.
-                     Zibi..
-                     Teraz ja mowie, proszę wysłucham mnie.- podszedł do mnie i kucnął przede mną.- Ja wiem to dzieje się szybko, nie nadążam też za tym, ale kocham Cię, jak nikogo innego. To co stało się dzisiejszej nocy, to było cudowne.
Powiedział to takim tonem, że go dosłownie nie poznawałam, moje serce rozpłynęło się na kawałeczki. Łzy zaczęły dostawać się do moich oczu, nie wiedziałam co począć w tej chwili, mogłam uciec, przynajmniej oszczędziłabym sobie tego. Nagle stało się coś, co doszczętnie mnie rozbiło, zauważyłam klęczącego Bartmana, który wyciąga z tylnej kieszeni czerwone pudełeczko
-                     O nie!- musiałam wstać, nie potrafiłam tak siedzieć, to było coś przerażającego dla mnie, on chce MI się oświadczyć.- Chyba oszalałeś!- powiedziałam z niepokojem i wytarłam spadającą łzę z policzka. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam swoja wypowiedz, wiedziałam że jest zmieszany, jednak ja tez nie wiedziałam co się dzieje.- Ja rozumiem wspólna noc, właściwie, boże nie rozumiem, z najlepszym przyjacielem, ale Zibi do cholery, to dla mnie za dużo. Nie wiem co dokładnie czuje do ciebie, jeszcze do wczoraj byłeś moim przyjacielem, dalej jesteś i zawsze Nim już będziesz, ale kurwa, my razem spaliśmy..
-                     Żałujesz tego?- zapytał łagodnie.
-                     Nie wiem- powiedziałam od razu.-Nie, nie żałuje, to było coś fantastycznego, coś pełnego uroku, delikatności, boże święty, co ja mówię, muszę się chyba napić cos mocniejszego.
-                     I znowu wylądujemy w łóżku- lekko uniósł kąciki ust do góry, a ja najchętniej bym ich pocałowała. Nie no się ze mną dzieje.- pomyślałam.
-                     Zibi.- wyszeptałam nagle i usiadłam na krześle z powrotem, doszło do mnie chyba to, czego tak bardzo się bałam.- To nie jest normalne, że chce cię teraz pocałować, prawda?- zapytałam wycierając kolejne łzy.
-                     Skarbie nie płacz.- przytulił mnie.
-                     To dla mnie za wcześnie, nie spodziewałam się, że się zakocham, na dodatek w tobie.
-                     Co w tym złego, jesteś jedyna z kobiet, która mnie zna i mnie toleruje takiego jaki jestem, jedyną która tyle ze mnę wytrzymała.
-                     Ja tez nie należę do ideałów Zbyszku.
-                     To jak, wyjdziesz za mnie skarbie?- otworzył pudełeczko, a moim oczom ukazał się przepiękny, srebrny pierścionek, z dość sporych rozmiarów oczkiem.
-                     Tak.- kiwnęłam lekko głową, co spowodowało potok łez z moich oczu. 
Zibi założył mi pierścionek na palec i mnie pocałował. Usiadłam mu na kolana i mocno się do Niego przytuliłam, docierało do mnie, ze dobrze zrobiłam. O rany, jestem narzeczona Mojego Zbyszka. Po zjedzeniu, pysznego śniadanie, w godzinach popołudniowych, dostałam od Zibiego pudełko, średniej wielkości.
-                     Co to jest?- zaśmiałam się, było mi głupio troszkę, że tyle dla mnie zrobił i kupił.- Jest śliczna- otworzyłam pudełko i moim oczom ukazała się, kremowa sukienka, z rękawkami  ¾ do połowy ud.- dziękuję Ci kochanie, ale kiedy ty to wszystko ogarnąłeś, śniadanie, pierścionek teraz ten prezent
-                     Nie ważne kiedy, ważne że Ci się podoba i że się zgodziłas zostać moja żoną, a teraz musisz ja założyć, oraz się przygotować, masz 45 minut, bo już późno
-                     Co ty znowu wymyśliłeś wariacie.- zaśmiałam się całując go w policzek.
-                     Tylko tyle dostane w zamian?- oburzył się i mocno wpił się w moje usta, jejku jak on całuje, to jest coś fantastycznego.- mm miło, ale nie mamy czasu, uciekaj się szykować.
-                     A umyjesz mi plecki?- zaśmiałam się wchodząc do pokoju po bieliznę.
-                     Ja muszę gdzieś zadzwonić niestety.- zrobił smutna minkę.- Wieczorem nadrobimy.
Krzyknęłam jeszcze, żeby żałował, i otworzyłam szafkę. Zabrałam z Niej pończochy i  białą bieliznę, i od razu udałam się do łazienki. Napuściłam ciepłej wody do wanny oraz dałam soli morskiej różanej, dla zapachu. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam się śmiać, kobieto, zakochałaś się w Zbyszku, na dodatek ze wzajemnością, później twój wzrok przeniósł się na pierścionek, był prześliczny, idealny jakby stworzony dla ciebie. Szybko wykąpałaś się,  wysuszyłam włosy, lekko pokręciłam, makijaż  i ubrałam sukienkę. O rany była śliczna, ciekawe skąd wiedział jaki nosze rozmiar. Powędrowałam jeszcze do mojej sypialni, założyłam zegarek, i złote dodatki, na końcu założyłam złote szpilki i w takim wydaniu pokazałam się narzeczonemu. Aż nie wiedział co zrobić, gdy przekręciłam się wokół własnej osi, by ocenił jak wyglądał. Jednak po chwili podszedł do mnie, ucałował w usta i wyszeptał, że ma najpiękniejszą narzeczoną na świecie.
Ja wiedziałam, że atakujący do normalnych ludzi nie należy, ale nie wiedziałam, ze jest aż tak powalony
-                     No chyba sobie żartujesz- zaśmiałam się, gdy zajechaliśmy pod urząd stanu cywilnego.
-                     Nie, jestem śmiertelnie poważny skarbie- powiedział biorąc moją rękę w swoje- Kocham cię, a ty mnie, na co czekać, zresztą przyjęłaś moje oświadczyny
-                     Oświadczyłeś mi się z 2h temu w ogóle nie wiadomo, czy maja wolny termin na teraz.
-                     Mają.- zaśmiał się, ucałował moją rękę i wyszedł z samochodu.
 Jak na prawdziwego faceta przystało potworzył mi drzwi, i pomógł wysiąść. W ciszy powędrowaliśmy do Urzędu. Jak się okazało , wszystko było już załatwione, jednak mój kochany nie przewidział, tego że nie mamy świadków. Jak na zawołanie do urzędu weszła młoda para i zgodzili się, ze zostaną naszymi świadkami, w zamian za to, ze my będziemy ich. Po 15 minutach zastaliśmy przywołani przez rudą kobietę.
-                     Gotowa?- zapytał Zbyszek, gdy staliśmy przed drzwiami, i zaraz mieliśmy wchodzić.
-                     Nie, ale chodźmy, bo się jeszcze rozmyśle.- lekko się zaśmiałam i weszliśmy do środka i usłyszeliśmy charakterystyczną pieśń.
Ślub, pewnie niektórzy przygotowują się miesiącami, w naszym przypadku, było to przedpołudnie, dokładniej mojego męża przedpołudnie. Ja nie wiem, kiedy on to wszystko załatwił, bo nawet pomyślał o obrączkach. Złote, z akcentem białego złota, a od środka wygrawerowane imię partnera. Po niespełna 45 minutach opuściłam Urząd już jako mężatka, wystarczyło tylko podpisać dokument i walnąć wypowiedz.
-                     Nie wierze, że to zrobiliśmy- zaśmiałam się, do Mojego męża, gdy jechaliśmy, w przynajmniej mi nieznane miejsce.
-                     Ja nie wierze, że się zgodziłaś- pocałował moja prawą rękę, na której spoczywała obrączka i pierścionek zaręczynowy.
Jak się okazało później zajechaliśmy pod najlepszy hotel w Rzeszowie na uroczystą kolacje. Było idealnie ja, on i skrzypek, grający romantyczne melodie. Po kolacji pojechaliśmy do naszego apartamentu na najwyższe piętro, Zibi jak przystało na tradycje przeniósł mnie przez próg. Pokój był fantastyczny, na ostatnim piętrze, z mega wygodną wanna, która była ozdobiona milionem malutkich świeczek zapachowych. I tak oto spędziłam swoja noc poślubną, z Moim najlepszym przyjacielem, który od dzisiaj jest moim mężem.
Niestety musieliśmy wrócić do rzeczywistości, przynajmniej mi się tak wydawało. W niedziele, po zjedzeniu śniadania i wypiciu porannej kawy w apartamencie, powoli musieliśmy się zbierać do mieszkania. Postanowiliśmy, że na razie Zbyszek będzie mieszkał u mnie, ponieważ On jedzie do Spały niedługo, więc nie miałoby to jakiegokolwiek sensu. Jednak z hotelu nie pojechaliśmy od razu do mieszkania, Zbyszek zajechał do studio tatuażu. Nie uwierzycie, zrobił sobie tatuaż na piersi, serduszko a w środku: NZR Paulina..
Cudowny wariat. Jak szaleć to szaleć, też postanowiłam sobie coś zrobić. Taki sam egzemplarz  tylko w środku imię mojego Męża. Uzgodniliśmy, że na razie nie będziemy nikomu mówić o ślubie, wiedzą tylko w urzędzie, oraz nasi świadkowie, Klara  w Partyk. Chcemy nauczyć się sztuki dobrego małżeństwa zanim każdy nam będzie mówił, jacy to my jesteśmy nienormalni, przecież od tak, ślubu się nie bierze. Znając Igłę, tak by właśnie powiedział. Niedziele koło 16 byliśmy już w naszym bloku, mój mąż poszedł do siebie do mieszkania na chwilę, bo musiał przynieść parę swoich rzeczy, a ja korzystając z okazji, poszłam pod prysznic. Wzięłam relaksującą kąpiel, po takich wrażeniach z minionego dnia i nocy było mi to potrzebne. Dokładnie wysuszyłam włosy, i w samym szlafroku poszłam zaparzyć sobie kawę.
            Właśnie wlewałam wrzątek do kubków, bo Zbyszkowi też zrobiłam, wpadł mój małżonek do mieszkania z walizką podróżną
-                     Kochanie, gdzie jesteś?- krzyknął z korytarza.
-                     W kuchni robię nam kawę.
-                     Mm jak kusząco pani Bartman wygląda- podszedł do mnie objął w pasie rękami i zaczął całować po szyi.
-                     Pani Salapska- Bartman tak dla przypomnienia kochany- przekręciłam się w jego stronę co spowodowało, że posadził mnie na blacie i stanął w moich nogach
-                     Nie dasz za wygraną.
-                     W tym przypadku nie- wystawiłam mu język.- I tak będę musiała zrobić nowe dokumenty, a nie chcę, żeby w klubie dowiedzieli się, o zmianie stanu cywilnego tak będzie prościej kochanie.
Mieliśmy wylądować w łóżku, a nie w Audi, przynajmniej ja miałam taka nadzieje. Mój mąż, jak to ujął, po każdym ślubie trzeba jechać na miesiąc miodowy, no może w naszym przypadku będzie to siedem  dni, ale zawsze to coś. I tak oto właśnie jestem w Wenecji. No nie szalony? Zaczynam powoli żałować swojej decyzjo o ślubie, jak tak dalej mnie będzie wywoził, bo kto normalny, decyduje się jechać samochodem do Wenecji, w godzinę, ale jak sam potem stwierdził, dużą frajdę sprawia mu jazda samochodem, a samo to, że jego ukochana żona nie wejdzie dobrowolnie do samolotu w tym przypadku jest normalne. Normalne chyba dla niego.
I tak oto, spędziłam 16 godzin w samochodzie, do Włoch. Niby wydaje się to dużo, jednak w takim towarzystwie jak mój mąż nie dało się nudzić i tak  w poniedziałek późnym popołudnie zajechaliśmy w wyznaczone miejsce.
Spędziliśmy tam aż 10 dni, więcej niż zamierzaliśmy, a i tak nie zwiedziliśmy tego, co chcieliśmy, bo większość czasu spędziliśmy na plaży. Jednak podobno mamy tu wrócić jeszcze, tak obiecał mój mąż.
W piątek w południe byliśmy już w Rzeszowie, Zbyszek poszedł na szybkie zakupy, bo w lodówce było tylko światło, a ja postanowiłam zrobić pranie w końcu ostatnio sporo się tego nazbierało, a on niestety w poniedziałek jedzie do Spały i nie ma w czym. Nastawiłam pralkę, i doszło do mnie, ze przez 2 tygodnie nie miałam telefonu w rękach, bo  zapomniałam zabrać go do Włoch. Jak myślałam był rozładowany, już miałam go podłączać do ładowarki, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wiedziałam, że to nie mój mąż, bo wyszedł 10 minut temu nie wrócił by tak szybko, zresztą On nigdy nie dzwoni dzwonkiem. Poszłam wiec otworzyć drzwi
-    No nie! Ja oszaleje kobieto przez ciebie!- zdenerwowana Ania wpadła do mieszkania i krzyczy.- Od tego pierdolonego meczu nie dajesz znaku życia, wyłączyłaś telefon, drzwi nie otwierasz, na policje miałam dzwonić już, czy przypadkiem cię tam nie ma, nawet szpitale w Rzeszowie obdzwoniłam.- moja przyjaciółka zaczęła wymieniać na placach poczynania.- No i z czego ryja cieszysz! – popatrzyła na mnie i przytuliła.- Martwiłam się, co się z tobą działo.
-                     E noo eee nic, jak widać żyję, nic mi nie jest Aniu, nie potrzebnie się martwiłaś.
-                     Żyjesz, i ktoś tu ostatnio na solarium był- popatrzyła na mnie, nic dziwnego, ze tak pomyślała, moja karnacja z reguły była dość jasna, a po pobycie w a Wenecji, jestem brązowa.- Mówiłaś, że nie chcesz być plastikiem- zaśmiała się.
-                     Nie byłam na solarium.
-                     To gdzie się tak opaliłaś? Chyba nie żarówka?
-                     Napijesz się czegoś?- wolałam zmienić temat, wiedziałam że jak zacznę mówić, że byłam w Wenecji to już wszystko ze mnie wyciągnie.
-                     Sok mi daj jakiś.
-                     Nie mam soku, może być kawa?
-                     No jeszcze tego brakowało, i tak mam wysokie ciśnienie przez ciebie, ala!- cholera, zapomniałam zabrać walizki podręcznej z kuchni,- Wybierasz się gdzieś?
-                     Nie.
-                     Salapska! Cos kręcisz! Nie podoba mi się to- o rany czy ona musi mnie tak dobrze znać?
Jednak to nie był koniec, mój mąż to ma jednak wyczucie
-                     Kochanie wróciłem, nie było pieczaaaaaa...- zobaczył Anie stojącą w kuchni.- aaaaniaa, jak miło cię widzieć
-                     Coś ty jej zrobił!- krzyknęła do Niego.
-                     Powiedziałaś jej o ślubie?- zapytał szeptem, ale chyba nie wiedział, że to nie był szept, normalnie przybiłam sobie face palma w czoło.
-                     Nie, ty jej powiedziałeś- powiedziałam do męża, a ten tylko podrapał się po głowie.
Ania, jak to Ania stała z otwarta buzia i nie wiedziała co zrobić
-                     Mamy cię!- wpadł na genialny pomysł mój mąż.-! Właśnie zostałaś wkręcona.-zaśmiał się, a ja żeby udać głupia też zaczęłam się śmiać, jednak wiedziałam że moja przyjaciółka nie jest głupia, zamknęła buzie, chwile pomyślała, a potem to już było coraz gorzej.
-                     Wy parszywe kanalie! Podczas kiedy wy, zabawialiście się gdzieś nad morzem, ja się zamartwiałam, czy ta kretynka żyje, jesteście nienormalni! Nie dało się po prostu powiedzieć, że.- czułam się, jak na jakimś przesłuchaniu, gdy moja przyjaciółka mi prawiła kazanie.- Salapska, co to to jest.- wskazała na moja rękę, CHOLERA! nie ściągnęłam obrączki, ani pierścionka,.- Nieźle się w role wczuliście.- zaśmiała się.- Tylko mogliście powiedzieć wcześniej, makijaż bym poprawiła.- jednak uwierzyła, że to żart, doszło do mnie jednak, że jak się potem dowie o ślubie znienawidzi mnie.
-                     Ania, proszę cię usiądź.- poprosiłam, poszłam po akt ślubu i pokazałam jej papier, jednak ta tylko się zaśmiała.
-                     Nieźle się postaraliście.
-                     My serio wzięliśmy ślub- dodał Zibi i rozpiął koszule, by pokazać jej tatuaż.
-                     Łał! Tatuaż z henny, czadowy, ale trzyma się miesiąc tylko.- dalej się śmiała.
Nie było wyjścia Zibi zapinał koszulkę, a ja wpiłam się w jego usta.
-                     Weźcie przestańcie, nie mogę na to patrzeć- zasłoniła oczy ręką.- Co ty robisz do cholery! Aż tak się nakręciliście.- pisnęła.
-                     Teraz wierzysz, ze jesteśmy małżeństwem?- zapytał mój Zibi.
Chyba widział, że Ania jest zdezorientowana, i postanowił iść do Piotrka. Zrozumiał, ze musiałam powiedzie przyjaciółce o ślubie, pocałował mnie lekko w usta i wyszedł. Ja postanowiłam, napocząć jakiś alkohol, lepiej się przy Nim rozmawia i opowiedziałam wszystko Ani, jak to było, jak przespałam się z Zibim, jak poprosił mnie o rękę, jak wzięliśmy ślub cywilny, jak pojechaliśmy w podróż poślubna do Wenecji.
Ciężko było jej to zrozumieć, jak się to stało, jednak gdy zrozumiała, ze się kochamy, przytuliła mnie i aż się popłakała. Obiecała, ze nikomu nic nie powie, a ja obiecałam, że na ślubie cywilnym będzie moja dróżką.
Ani zdecydowanie się język rozkręcił, wypytywała mnie o najmniejsze szczegóły z ostatnich dni, na koniec powiedziała, ze zrobiła coś bardzo głupiego
-                     Tylko mi nie mów, ze tez się ożeniłaś z Piotrkiem.- ja wiedziałam, ze ostatnio tych dwoje ciągnie do siebie.
-                     Co?- Gorzej kobieto.
-                     Jesteś z Nim w ciąży?- zapytałam, z lekka panika.
-                     Nie głupku! Zgłosiłam go do konkursu kulinarnego.
-                     Nie!- zaśmiałam się.- on nie potrafi gotować
-                     Na żywo na dodatek- zaśmiała się.
Po wytłumaczeniu, jak to była wściekła, ze się nie odzywam ani nic, upiła się, podobno sama nie pamięta, jak to się stało, że zgłosiła go do „Ugotowanych”, jednak gdy do Niej zadzwonili w środę, ze w sobotę przyjadą nagrywać program, dotarło to do Niej. Teraz trzeba było wymyślić, w końcu jutro z samego rana w mieszkaniu Piotrka zjawi się ekipa z kamerami i będą kręcić odcinek. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to lecimy z drugą częścią opowiadania.
We wtorek LM, Resovia- Jastrzębie, ojj bedzie się działo, komu kibicujecie?
Dziękuje bardzo za komentarze pod oststnim rozdzialem, oraz wiadomości na gg, cieszę cie bardzo,  ze mam dla kogo pisać, oraz że komuś to cos się podoba :)
Kamil Stoch pierwsze miejsce!! :D hehe  tak nawiasem mowiąć.
udanego tygodnia, buziaczki ziomeczki.:*