Trentaquattro


No chyba go do końca powaliło weszłam z atakującym do tego pomieszczenia i  co zobaczyłam? Zawodników z Resovi, przebranych w stroje wojskowe, takie zielone. Jak mnie zobaczyli z Zibim, że spoczywam na jego rękach zaczęli się śmiać. Jednak nie wchodzili w rozmowy zbytnio, bo podobno nie ma czasu, mamy się tylko szybko przebrać z Zibim i widzą nas przy starcie. Jednak ja osobiście nie miałam ochoty zakładać tego czegoś tym bardziej latać po lesie. Siadłam wiec na ławeczce i patrzyłam jak Zibi się przebiera. Widział że patrzę, i ze wcale nie zamierzam sama się rozbierać
-                     Nie ma problemu, pomogłem Ci w dotarciu tu, więc ubrać tez cię w to mogę- zaśmiał się ściągając koszulkę ukazując mi nagi tors, w miedzy czasie patrząc mi głęboko w oczy.
-                     Zabawny jesteś, ale ja się nie bawię- powiedziałam z totalną powaga.
-                     To się jeszcze okaże.
Atakujący szybko ubrał strój, skończył wiązać buty, co było nie lada wyczynem, bo okazał się, że są za małe i w cisną go w palcach
-                     Mam nadzieje, że kapałaś się po studniówce- powiedział zakładając czerwona chustkę na ramie.
-                     Zibi ja cię proszę odpuść, jest mi zimno, jestem nie wyspana.- zaczęłam wymieniać, ale mi przerwał.
-                     Na chwilę obecną wybacz, ale mnie to nie obchodzi, jednak uwierz, mi też nie uśmiecha się latać po lesie i strzelać w siebie jakimiś kolorowymi kuleczkami.
-                     Jakie kuleczki? Mamy grać w paintballa?- uniosłam głos, na co on kiwnął głową.- ty do fryzjera idź, a nie za chciało Ci się zabawy.
-                     Jestem w lesie nikt mnie nie widzi. Ubierzesz się sama, czy mam cię wyręczyć- powiedział zbliżając się w moją stronę.
-                     Aaaa Zibi nie zrobisz mi tego- krzyknęłam, gdy czułam już jego ręce w pasie.- aaa gwałci pomocy- wyrywałam się i piszczałam, gdy nagle do pomieszczenia wpadł Igłą.
-                     Co wy tu kurwa...- przerwał gdy zobaczył co robimy
-                     Krzysiu pomóż- uciekłam i schowałam się na libero, żeby mnie tylko atakujący zostawił w spokoju.
-                     Zibi radzisz sobie czy mam wzywać posiłki- zapytał Bartmana, nie zwracając uwagi wcale na moją osobę.
-                     Daj mi 3 minuty, już kończymy.- atakujący powiedział jakby nigdy nic.
-                     Ignaczak, bo powiem Iwonce- ostrzegłam.
-                     Nic jej nie powiesz, zresztą kobieto ty się ciesz, że jesteś taka mała..
-                     Mała to może być twoja...
-                     Nie kończ!- uniósł głos – I mnie nie denerwuj, bo tak strasznie mnie te spodnie cisną w zadek, że nawet sobie nie wyobrażasz- powiedział poprawiając spodnie i poprosił byśmy się pośpieszyli, bo koleś już przyszedł. A podobno niezła dupa z Niego.
Zemszczę się, to jest pewne, i już nawet wiem jak. Banda wariatów. Niestety musiałam założyć zielony mundur. Zibi jak zawsze szczęśliwy, że wyszło na niego. Jednak ubrałam się sama i chociaż mi cieplej było.
Ledwo zdążyłam wyjść z pomieszczenia, już leżałam w zaspie śniegu.
-                     No co robisz pajacu!- wkurzyłam się na Zbyszka, który tylko uśmiechnął się i poszedł do grupki.
No co on sobie wyobraża, że się będzie tak bawił, ile on ma lat?
Wytrzepałam się ze śniegu, po tym jak mnie atakujący popchnął w zaspę i poszłam do reszty. Gdzie każdy już był i słuchał młodego instruktora, który miał w ręce pistolet do paintballa.
Były dwie drużyny 6 osobowe: ja miałam czerwona chustkę, wiec domyśliłam się, że gram z Zibim, Igła, Nikolą, Grzybem i Alkiem. Za to Fabio, Jochen, Perła, Kosa Tichacek i Cichy mają białe. 
-                     Czy mogę się dowiedzieć, dlaczego akurat ja muszę się z wami ganiać po tym zasranym lesie? Nie mogliście sobie na przykład Veresza wziąć?
-                     Mogliśmy, ale jest stary, szybko by się zasapał- powiedział mi Krzysio.
-                     Tty też już za młody w sumie nie jesteś.
-                     Ey jesteś dla mnie nie miła- oburzył się libero.
-                     To za to, że mi nie pomogłeś uciec przed Zibi- wystawiłam mu język.
-                     Takie życie- zaśmiał się Igła i mnie przytulił.
-                     A tak serio, powiedział, że go to nie kręci- wytłumaczył mi Zibi.
Po tym jak nam przystojniak imieniem Krystian  wytłumaczył zasady, co gdzie i jak należy to cos odblokować, gdzie wolno strzelać, i gdzie należy się udać. Mogliśmy zacząć cały cyrk
-                     Mam pytanie!- wpadłam na genialny pomysł.- Czy jak strzelę sobie sama tą kulką w łeb odpadnę i będę mogła iść spać?
-                     Nie!- krzyknął Igła- Ani mi się waż, mamy to wygrać.
-                     Zresztą, dla tego co wygra przewidywana jest nagroda.
Powiem szczerze, ze nie miałam ochoty latać po tym lesie. Plan był prosty, schować się tak, żeby nikt cię nie znalazł, jak będzie koniec zabawy wyjdę z ukrycia i po sprawie. Dlatego też  pobiegłam głęboko w las, znalazłam jakiś opuszczony teren, pokryty rozwalonym murem. Schowałam się tam, była zima więc miałam pewność, że nie ma tak niczego żywego, co mogło mnie przestraszyć, nie chodzi tylko o zwierzęta, ale też i o ludzi, bo w sumie żadnych śladów nie było, że ktoś tu wchodził. Oparłam się tyłem do murku, nisko na nogach. Jakie to szczęście, że zgarnęłam telefon Zibiego z budynku gdzie się przebieraliśmy, przynajmniej się nie będę nudzić.
Napisałam sms do Ani, żeby zgadła co robię i tak pisaliśmy jakąś godzinę. Powoli zaczynało mi się robić zimno, jednak wolałam się stąd nie ruszać. Jednak usłyszałam jakieś kroki. Po słowach: cholera jasna, znowu nic- zrozumiałam, że był to Kosa. Chyba odszedł, bo nic nie słyszałam. Nagle z głośników usłyszałam, że zostałam tylko ja, Zibi i właśnie środkowy. Cholera jasna, pozostało mi albo czekać tu, aż atakujący strzeli z kulki lub sama wezmę sprawy w swoje ręce. Naciągnęłam więc maskę na głowę, przeżegnałam i nie wiem skąd miałam tyle odwagi, ale podniosłam się na nogach i zobaczyłam, że intruz stoi do mnie tyłem, jakieś 5 metrów od mojej kryjówki,  podniosłam szybko pistolet wymierzyłam w Niego, ale nic nie strzeliło. Kretynie trzeba odblokować, tylko jak to było. Było słuchać kolesia jak gadał, a nie teraz kombinujesz. Coś mi się udało przycisnąć, działałam pod wpływem impulsu. I mi się udało.
Potem to były tylko wielkie gratulacje i takie tam, okazało się, że tylko ja miałam wszystkie kulki, Zibi nie miał już wcale. Mógł sobie soczewki założyć a nie marnować tak bezczynnie kulki.
Nasza drużyna oczywiście szczęśliwa, Kosa wściekły, że mnie tam nie zauważył. Jak się okazało, trafiłam go prosto w zadek. Jaka zagrodę otrzymaliśmy? Ognisko z kiełbaskami i piwem, jednak Zibi zapomniał, że przyjechał samochodem i wyszło jak wyszło, ze ja musiałam z powrotem wracać, to tylko ja nie rzuciłam się na piwo jako pierwsza. Powiem szczerze, że rzuciłam się na jedzenie, bo byłam strasznie głodna.
 Do mieszkania wróciłam koło 14, gdzie szybko się wykapałam i poszłam spać, bo byłam zmęczona.


             W poniedziałek pospałam sobie do 10, nie miałam ochoty iść do szkoły, więc sobie odpuściłam. Od razu zadzwoniłam do Andrzeja. Jak się okazało miało dzisiaj nie być treningu po południu, jednak jak mu powiedziałam mój pomysł, zaczął się śmiać.
Gdy zrozumiał, że nie żartuje zgodził się, że są do mojej dyspozycji po południu, tylko pod dwoma warunkami:
  1. Wrócą cali i zdrowi, ze wszystkimi kończynami, bez żadnych kontuzji.
  2. Nagram mu cały przebieg mojego  „treningu”.
Zadzwoniłam do najbliższego lodowiska i wynajęłam kort na 3 godziny od 15- 18.
Oczywiście uprzedziłam, że potrzeba dużych rozmiarów obuwie, ale podobno nie było z tym problemów.
O 14 wyjechałam na Podpromie, musiałam pogadać z kierowcą autobusu, by nas tam zawiózł. Zadzwoniłam jeszcze do Iwonki i poinformowałam ją o tym. Oczywiście nie uwierzyła mi. Jednak podałam jej adres i kazałam przyjechać z dziećmi i z Kasią Grzyb na 15 w ustalone miejsce.
Przed 15 zaczęli zbierać się pod halą siatkarze. Jednak Andrzej zadzwonił do Alka, jak już był na hali z wszystkimi i powiedział, że dziś to ja jestem trenerem, w dowód czego posiadam jego gwizdek, i mają mnie słuchać. Były oczywiście pytania o co chodzi jednak ja się tylko uśmiechnęłam i kazałam wsiadać do autokaru.
-         O nie, ja musze siku- powiedział Alek i chciał opuścić autokar
-                     Teraz to za późno, jedziemy- uśmiechnęłam się promiennie i kazałam mu rozdać chustki na oczy.
Zajechaliśmy pod lodowisko, gdzie była już Iwonka Ignaczak, Kasia Grzyb i żona Alka, Patrycja oczywiście z dzieciakami. Dziewczyny jak zobaczy ze ich mężowie mają na oczach opaski, nie mogły opanować się od śmiechu, jednak jakoś musiały, żeby nie wpaść.
Panowie po opuszczeniu autokaru, z lekką pomocą moją i dziewczyn udali się na ławeczki. Dostali komplety łyżew, jakoś udało im się założyć. I gdy już każdy miał na sobie założone mogli ściągnąć opaski, Iwonka w miedzy czasie zdążyła odpalić kamerę i wszystko nagrać a jakie były miny siatkarzy bezcenne. Igła się troszkę zdenerwował co Jego kochana żonka robi.Niektórzy nie chcieli nawet wychodzić na lodowisko, na przykład taki Zibi, usiadł na środku, że on tam nie wejdzie, jednak po tym jak mu gwizdnęłam do ucha gwizdkiem Andrzeja, przypominając mu, że to jest trening, tylko że ja go prowadzę. Oczywiście nie było się bez lekkich upadków. Zibi z moją pomocą jakoś ogarnął jak się to coś używa, a po wszystkim nawet nie chciał opuszczać lodowiska. Po wszystkim cali i zdrowi, no może niektórzy mieli jakieś siniaki, poszliśmy z całą ekipą na duże ciasto i gorącą czekoladę. Mieliśmy już opuszczać pomieszczenie, gdy zadzwonił telefon Jochena, jak się okazało zostanie ojcem. Każdy rzucił się do gratulacji i jak się okazało dzisiaj muszą uczcić pępkowe, dlatego też ja muszę odwieźć Zibiego do domy po wszystkim.
Martwiłam się, była już  godzina 4. Mniejsza z tym, że za chwile będę musiała zbierać się do szkoły, ale nie dają znaku życia, nagle zadzwonił mój telefon. Był to Igła, żebym przyjechała. Nie musiałam się przebierać nawet, bo gotowa byłam od 2 godzin, tylko było zarzucić kurtkę i już mogłam jechać. Na miejsce zajechałam w 15 minut, nie było korków ani nic, bo kto jeździ o tej godzinie w nocy. Zapukałam do mieszkania, jednak jak się okazało były otwarte. Weszłam więc i od razu zobaczyłam cały rozpierdol. Pomijając sam fakt butelek porozwalanych po mieszkaniu, puszek po piwie czy tam pudelek po pizzy, widok samych siatkarzy leżących na podłodze, a przyszły ojciec pod dużą palmą, z czapeczką na głowie i, sama nie wiem co to było za przebranie był bezcenny. Oczywiste było to, że musiałam zrobić im zdjęcie. Wyciągnęłam więc telefon i już miałam pykać zdjęcie, gdy poczułam czyjeś łapy na barkach i drugą na buzi
-                     Tylko nie krzycz- to chyba był Igła.
-                     Czy ciebie do końca powaliło- powiedziałam szeptem, gdy już mnie puścił.
-                     Pozwolę ci zrobić zdjęcie, ale jak obiecasz mi, że wyślesz na pocztę- zaśmiał się.
Oczywiście dokończyłam zdjęcie robić, było ich aż 16, bo musiałam im zrobić tez z bliska, ale oczywiście grupowe też było.
Zauważyłam jednak, że nie było tu Zibiego i Nikoi, cholera poszłam wiec za Igła, w drzwi gdzie zniknął
-                     Jasna cholera- zobaczyłam, że w wannie spał Nikola, a przy kiblu pochrapywał atakujący‑ Co wy im daliście?
-                     Nic, jak żonkę i dzieciaki kocham, tylko Schops postawił szwabską gorzałę, a młodzi głupi najebali się.
-                     Mam rozumieć, że ty już wytrzeźwiałeś?
-                     Przyjąłem inna taktykę niż oni- zaśmiał się.
Jak się okazało to oszukiwał, co mnie wcale, a wcale nie dziwiło. Tylko teraz był problem w sumie nie jeden tylko kilka.
*trzeba było wszystkich stąd odseparować, ponieważ wraca o 7 przyszła mamusia. tatusia.
*trzeba było posprzątać ten chlew.
*ogarnąć tatusia.
*kurwa, jutro trening o 9- jak to powiedział libero.
Zibi na szczęście lub nieszczęście się obudził, tylko nie był wstanie podnieść się z podłogi, bo mu się zbierało na rzyganie.
-                     Igła i ty to tak spokojnie mówisz?
-                     No a jak mam mówić? Ty ich będziesz odwozić- zaśmiał się.
-                     O nie mój drogi, ja się na to nie pisze, jest środek nocy, przyjechałam po Zibiego,  a nie wyciągać was z problemów
Zdenerwowałam się jak cholera, ale i tam musiałam ogarnąć ten rozpierdol. Postanowiłam z Igłą, że odniesiemy ich do Kosy, a to się zdziwi rano. Mieszkał w bloku obok, więc spokojnie, jak na środek nocy musieliśmy ich przenieść. Jednak najpierw musiałam jakoś znaleźć klucze do jego mieszkania
-                     Mmm to miłe- już sam fakt, że tak chrapie mnie przerażał, a co dopiero fakt, że muszę go przeszukiwać.- Syśka, ty piękna- zaczął mnie przytulać wiec pisnęłam- Wiedziałem, że na mnie lecisz.
-         Kosa puść mnie!- krzyknęłam.
-                     To sen?
-                     Wstawaj! Musisz nam pomóc, nie usypiaj!!- złapałam, go za nos i musiał się obudzić-Dawaj klucze!- otworzył oczy, więc przeszłam do sedna sprawy.
-                     Bierz co chcesz maleńka- był totalnie zalany w dupę.
-                     Powiem wprost, musimy ich przenieść do ciebie do mieszkania.
-                     Nawet możemy zrobić to tu mała.
-                     Kosa! Użyje siły, musimy przenieść ludzi do ciebie
-                     Nie chce z Nimi chce z tobą maleńka.
Oo nie! Jestem bardziej wściekła niż byłam sekundę temu, pozostało mi jedno wyjście, wyciągnęłam telefon z kieszeni i pokazałam Grześkowi zdjęcie jak spał, i miał kciuka w buzi, dosłownie z przed 5 minut. W odpowiedzi wciągnął głośno powietrze.- Ty bezduszna.
-                     Chcesz, aby  to zdjęcie pojawiło się na fejsie?
-                     To jaki mamy plan?
Wiedziałam, że te zdjęcia mi się przydadzą jednak nie wiedziałam, że tak szybko to się wydarzy. W pierwszej kolejności Igła razem z Kosa wzięli Nikole, który spał w wannie, wyglądał najgorzej i wynieśli do mieszkania Kosy.
-                     Ja tylko chce na popierze, ze nie ponoszę odpowiedzialności, za uszczerbki na ciele, bo mnie trener zabije- powiedziałam, gdy już wychodzili.
  Ja za to razem z Zibim próbowaliśmy ogarnąć tej bajzel. Zibi zbierał śmieci, a ja zbierałam w torby rzeczy siatkarzy. Koło 6, wszystko skończyliśmy. Było w miarę posprzątane Jochen spał, wiec ulotniliśmy się z Igła, którego miałam odwieźć do domu i z Zibim do mnie, nie miałam czasu taszczyć go na górę, bo musiałam zbierać się do szkoły powoli.
To nie było miłe, nie spać całą noc i iść do szkoły. Nawet 3 kawy nie pomogły, jeszcze jak się okazało pisałam jakąś kartkówkę z polskiego Siedzę sobie już w klasie na języku polskim, koleś jest totalnie wściekły nie wiem co mu odbiło, nigdy taki nie był. A jak chciałam zobaczyć, co pisało w sms, który dostałam od Maliny ukarał mnie  koza  po lekcjach.
Miesiące mijały strasznie szybko, aktualnie jadę autobusem na trening przed meczem charytatywnym, w którym mam grać. Dowiedziałam się o Nim dosłownie wczoraj. Siedziałam sobie w kozie w piątek po lekcjach, bo mnie „Kochany” pan od polskiego ukarał za używanie telefonu na lekcji i wpadł sobie taki Szymek Pałka, że trener mnie wzywa.
I jak się okazało Milena, żona Michała Łasko miała grać w drużynie Gardiniego, ale źle się poczuła. Wyszło jak wyszło, że nie może grać, i ja mam ją zastąpić, więc jeszcze tego samego dnia o godzinie 23 wsiadłam w autobus do Warszawy. Jak się dowiedziałam od Maliny, Milena jest w ciąży i dlatego nie może grać, dowiedziałam się także, że trener Andrea sam to zaproponował, bym grała, tylko że nie miał namiarów na mnie, oraz nie było czasu na jechanie do Rzeszowa, dlatego poprosił Malinę by zadzwonił do mnie, a sam skontaktował się z moim trenerem.
Jak się dowiedziałam jadę tylko na jeden poranny trening. bo o 20  jest już mecz.
Nie znałam Warszawy, ale za to znałam Zbynia. Tydzień temu po raz kolejny zdobyli puchar Mistrza Polski, są najlepsi, tym razem w finale znaleźli się z drużyną ze Skry. A że dopiero w Spale ma się pojawić pod koniec maja,  ma jeszcze dużo czasu. Dlatego też pojechał do swojego warszawskiego mieszkania. Trener, który miał poprowadzić Reprentacje  Polski był bardzo wyrozumiały dla Niego, po ciężkim sezonie. Chociaż osobiście nie znałam Antigi, tylko z meczy z Bydgoszczą, wydawał się wyrozumiały. Jednak miałam troszkę specyficzne podejście do Niego, spędził cały sezon w Bydgoszczy jako zawodnik i teraz będzie selekcjonerem, troszkę dziwnie jak dla mnie.
Podjechałam taksówką przed adres mieszkania Zbynia, w którym pewnie spał, bo była 4 rano. Wyjechałam 5 godzin w nocy autobusem. Jak się zdziwił, gdy mnie zobaczył.
-                     Aż tak za mną stęskniłaś?- zaśmiał się i mnie przytulił.- Nie widzieliśmy się tylko kilka dni, to nie powód być mnie nachodziła w środku nocy, są telefony..
-                     Mam dziś mecz na Torwarze, nie mam  gdzie spać i nie mam pojęcia jak tam trefić na ten cały Torwar.
-                     Niech zgadnę, mam Cię tam zawieźć i przygarnąć do domu?
-                     Brawo przyjacielu- dałam mu buziaka w policzek i weszłam do mieszkania.- Sam jesteś?
-                     No a z kim mam być?
-                     A nie wiem może z narzeczoną?
-                     Nie mam narzeczonej- zaczął się śmiać.
-                     Boże, co ty masz na suficie- stałam w jego salonie i patrzyłam na sufit.- Czy to jest to co ja myślę?- zauważyłam kwiatki na suficie.
-                     Ty wiesz jak trudno się te kwiatki podlewa tam.
Dopiero po chwili ogarnęłam co powiedział
-                     Zaraz, jak to nie masz narzeczonej?
-                     Wiedziałem, że tak będzie- poszedł do kuchni – Pamiętasz jak się mnie spytałaś czemu nie mam już fejsa?
-                     To było jakoś tak na walentynki, chciałam ci życzenia wstawić.
-                     3 luty- poprawił mnie.
-                     Przecież to było ponad 3 miesiące temu.
-                     Brawo umiesz liczyć- zaśmiał się.- Chcesz piwo?
-                     Nie, gram dzisiaj mecz i jest środek nocy, kawę mi zrób. Zbyszek dlaczego? Masz  kogoś, że z Nią zerwałeś?
-                     Nie mam, po prostu nie układało się nam już, samo to, że z tobą musiałem sylwestra spędzić
-                     Nie musiałeś.
-                     O rany- podszedł do mnie i popatrzył mi prosto w oczy.- Ona jako moja kobieta powinna ze mną spędzić to  pierdole święto, ale wcale tego nie żałuje, świetnie się bawiłem drapiąc Cię po plecach..- zarechotał, za co dostał w żebra.
-                     Głupek- wystawiłam mu język.
Napiłam się kawy u przyjaciela pomimo tak późnej godziny i poszliśmy spać na kilka godzin, dokładnie sprawdzając, czy aby nastawiłam 4 budziki na 7 rano. .
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
od razu przepraszam za wszelkie bledy,
wiecie co wam powiem, w szpitalu dostaje weny tworczej, ale nie widzialam, ze upominaja pacjentow za sluchanie po nocy cicho muzyki. ;((
PS. przperaszam ze dzis nie informuje nie posiadam na lapku gg i nie mam mozliwosci
PS2 czy wezmie ktos to babe co tak strasznie chrapie na lozku obok? 
zycze milej lektury, buuziaczki ziomeczki :* :***

Trentatre

-                     Palinka Palinka awajj!- budzi mnie jakiś głos, i czuje rączkę na buzi- Latuuj!
-                     Nie śpię co się dzieje- otwieram oko i widzę malutkiego dzieciaczka.
-                     Latuuj.- krzyczy dzieciaczek, i powolutku leci do drzwi.
Pomijając sam fakt, co to dziecko robi w mieszkaniu, podnoszę się z łóżka przecieram oczy ręką, zarzucam na siebie jeszcze szlafrok i idę do salonu. Co mnie zastaje, Zibi męczący się z jakimś biednym dzieckiem. Boże ich jest dwójka, taka sama, lub istnienie prawdopodobieństwo, że widzę podwójnie
-                     Zibi? Co ty ulicha..
-                     No w końcu wstałaś, musisz mi pomóc- mówi podnosząc się z podłogi- Musisz nakarmić tego co cię budził.
-                     Ja kcem am, paluufffki- mówi wystawiając dwa ząbki do przodu.- Z kepuczem i majnonezem
-                     Zibi nie mówiłeś mi, że masz dzieci,- mówię uśmiechając się do atakującego i idę do kuchni zrobić kawę i popatrzeć co jest w lodówce.- Nie ma parówek.
-                     To ja pójdę do sklepu- od razu zgłasza się na chętnego atakujący.
Teraz to chce iść do sklepu? A kiedyś jak o prosiłam, by poszedł po mleko, to mu się nie chciało.
-                     Zrobię kaszkę, może być?- pytam troszkę większego chłopka, i podnoszę go na ręce.- Lubisz kaszkę?
-                     Syśka, nikt nie lubi kaszki- mówi za niego Zibi. I jak na zawołanie maluch kręci głową na znak sprzeciwu.
-                     Ale to będzie taka inna kaszka, z niespodzianka.- mówię nastawiając mleko na palnik.- Zibi tak w ogóle, skąd ty masz te dzieciaki?
-                     Alek, miał jakiś wyjazd służbowy, kurwa nie wie, ale strasznie nie ogarniam co się dzieje, nie wiem które to które, w ogóle czy ty o czujesz?- mówi z przerażeniem.
-                     Ja pierdole!-dopiero teraz popatrzyłam na zegarek.- Ja muszę iść do szkoły- widzę, że jest po 9.- Czemu mnie nie obudziłeś?
-                     Nie!!! Nie wyrażam na to zgody!- Zibi wraz z maluchem na rękach staje przed moją osobą.- Nie zostawisz mnie, ja ci pomagam ty mi też musisz chociaż raz, na dodatek czuje, ze któryś się uwalił.- mówi podnosząc wysoko dziecko na rękach co wywołuje u malucha śmiech.
-                     W ogóle że ty się na to zgodziłeś- zaśmiałam się idąc do kuchni.
-                     Nie zgodziłem się.- unosi głos.- Wziął mnie sposobem, a Nim się obejrzałem on sobie poszedł, samo to ja nie wiem, który to Flip.
-                     Ale widać, że ten co masz na rękach jest mniejszy.
-                     Ty jesteś pewnie Franek.- mówię do chłopaczka co mnie obudził.
-                     Fjanek ja.- i kiwa specyficznie głową co wywołuje u mnie uśmiech..-Fiip tam, a ja Flanek kcem eść.
-                     Wiem już robię kaszkę- uśmiecham się jeszcze szerzej i zaczynam wyciągać kaszkę z szawki.
-                     Nie lubiem kaski.
Już miałam powiedzieć, ze ja też nie lubię Zibiego Kaśki, ale pewnie dzieciak nie zrozumiałby o co mi chodzi.- To w takim razie o lubisz?
-                     Lubie siatkówkę- czemu mnie to nie dziwi? w końcu to syn Alka.

           Zibi oczywiście nie był szczęśliwy, że musi przebrać małego Akhrema, ale poszedł. Franek usiadł sobie i patrzył jak robię kaszkę manną. Nie uśmiechał się, widziałam że nie lubi. Ale cóż nic innego mi do głowy nie przychodziło co nadawało by się do zjedzenia dla takich maluchów. jednak dodałam maliny i sos malinowy do kaszki, więc powinno być dobre.
         Z łazienki gdzie atakujący przebierał dziecko, dochodziły dziwne dźwięki, czasem śmiech, czasem płacz czy tam takie: kurwa, ja pierdole nie nadaje się do tego. Nagle usłyszałam, że ktoś dzwoni do drzwi. Pomyślałam, ze to Alek wrócił, więc tak jak stałam bez jakiegokolwiek ładu na głowie i tapety, w szlafroku przekręcam klucz w drzwiach
-                     Witaj najlepszyyyy.- zaczęła jakaś ciemnowłosa..- Cholerka nie wyglądasz na Zbynia.
-                     A no nie, już go wołam.- mówię zamykając drzwi i idę do atakującego do łazienki- Zibi jakaś laska do ciebie.- mówie otwierając drzwi i widzę, jak Zibi leży na podłodze.- Co ty
-                     Błagam nie pytaj, skończyłem- bierze na ręce malucha i idzie do drzwi.
-                     Aleś się spocił- śmieje się z Niego.- To jest pot, prawda.- widzę jego minę i wybucham śmiechem.
-                    Zawsze chciałem mieć syna, ale tak sobie myślę, ze córka będzie lepsza.- mów - No i bezpieczniejsza do przewijania.
      Zibi poszedł otworzyć drzwi, a ja do udałam się drugiego malca, który właśnie pałaszował kaszkę manna z kawałkami malin
-                     Boże ja rozumie, półnaga kobieta u ciebie w domu, ale żeby dziecko, nie widzieliśmy się tylko 5 miesięcy brat- mówi uśmiechnięta brunetka kierując się do kuchni
-                     Już ci mówiłem, dzieci nie są moje tylko Alka, w ogóle wy się nie znacie, Syśka Kaśka

Siostra Zbynia okazała się bardzo miła, śmiałyśmy się z niego jak to karmił małego Filipka, kaszka, który później perfidnie go opluł. Beka była niezła z atakującego. Kasia pokazała mi nawet zdjęcia jak byli mali, dziwne, ze miała ich w telefonie. Zibi nosił małego na rękach, bo płakał
-                     Czemu go nosisz?- zapytała do siostra.
-                     Bo chyba mu się nie odbiło- mówi lekko klepiąc go po pleckach.
-                     To może postaw go na ziemi, niech się troszkę pobawi.
-                     Ale on chodzić chyba nie umie.- mówi stawiając go na ziemi.- O już umie.

     Gdy tak się zagadaliśmy z Kasią, bo atakujący bawił dzieci, przyszli Cichy z Anią, i byli głodni. No a co my stołówka jakaś? Poczęstowaliśmy ich kaszką, jednak nie chcieli, więc zamówiliśmy pizze. Dzieci usnęły razem z Zibim, świetnie wyglądał jak tak z Nimi spał po obu stronach łóżka i trzymał żeby nie sturlały się na ziemie. Cudowny widok.



       Grudzień należał do miesięcy bardzo pracujących. Ja grałam cztery mecze, Zibi pięć, nie mogliśmy się złapać w ogóle. Ciągłe treningi dawały w kość.
   Dzisiaj obieram klucze w końcu od mojego mieszkania. Jak się okazało, mieszkam w tym samym bloku co Zibi, tylko dwa pietra niżej. Strasznie się ucieszyłam, bo przynajmniej nie mamy do  siebie daleko. Udało mi się przeprowadzić w dwa dni nie było tak źle, Zibi, Kosa i Pit mi pomogli.
Piątego grudnia zrobiliśmy sobie wagary z Zibim. Co że jutro graliśmy mecze, w tym samym czasie. Nie było tak źle. Wyjechaliśmy z domu po 9, bo chcieliśmy się trochę wyspać. I pojechaliśmy do szkoły mojego brata. Obiecałam, że wpadnę do Niego z niespodzianką.  Oczywiście Zibi był prezentem dla dzieciaków, które go strasznie  wymordowały we wszystkie strony, śmiechu było o nie miara. Jednak najlepsze ( dobra nie dla mnie) było jak ze mnie zrobili serek, dosłownie. Jednak cali i zdrowi opuściliśmy pierwszą klasę po 14.00. Wręczyłam bratu prezent, którym była nowa gra na konsolę. Ja się tam nie znam, Zibi wybierał, plus czapka i szalik na zimę koloru brązowego. Pojechaliśmy oczywiście do dziadków na obiad. Zibi zjadł 3 talerze rosoły, schabowego na drugie danie, raz dużo za dużo w-z. Oczywiście babcia dala nam do Rzeszowa, gdzie Zibi zjadł większość w drodze powrotnej, bo jak się okazało nie mógł prowadzić, bo dziadek do nalewką poczęstował.

      Święta oczywiście spędziłam w domu rodzinnym, jednak 27 grałam mecz i musiałam wrócić do mieszkania do Rzeszowa. Zibi też wrócił, spędziliśmy wieczór na piciu nalewki mojego dziadka, którą tak atakujący uwielbia a dziadek, jak to dziadek dał mu jedną, na dodatek tą najlepszą, która ma już dobre 15 lat. Sylwester miałam spędzić w Rzeszowskim klubie. Jak to powiedział Szymek, musimy poćwiczyć taniec przed studniówką..

            Nie grałam w dzisiejszym meczu za dobrze. Później trener mnie ściągnął nie czułam się za ciekawie. Chyba mnie coś brało, jakieś choróbsko.

Sylwester.
Od wczoraj mam straszną wysypkę. Zadzwoniłam do mamy, żeby powiedzieć, że choruję. Jak się okazało, mój brat, jak i całe przedszkole miało ospę wietrzną. Całe ciało w kropkach, na dodatek dziś sylwester! Zadzwoniłam do Zibiego, czy dobrze się czuje. Czy w ogóle przechodził to gówno. Jak się okazało też to złapał! Kaśka miała do Niego przyjechać, ale wolała spędzić Sylwestra ze znajomymi, niż z chorym narzeczonym,  i wyszło jak wyszło, ze siedziałam z  Zibim, pizzą, piwem i oglądaliśmy sylwester z polsatem lecząc ospę u mnie w mieszkaniu.
-                     Zibie nie drap się- mówię łapiąc go za rękę, żeby skończył.
-                     Ale to tak kurwa swędzi.
-                     Będziesz miał blizny.
-                     Ale tak lekko no- mówi dalej się drapiąc.- Dobra koniec.- siada w końcu na rękach, żeby tylko nie drapać- Włącz jakiś film, bo mnie to już denerwuje.
     Wybrałam jakąś komedię romantyczną, których Zibi tak nie lubi. Ale jesteśmy w moim mieszkaniu w moim łóżku, ja wyznaczam zasady.
    Jakoś, gdy film doszedł do połowy, Zibi skończył narzeka, że rzygać tęczą i widać było, że film go zaczął wkręcać. Nieszczęśliwa miłość. Dwoje ludzi kocha się nad życie, ale nie mogą być razem, z różnych przyczyn. Ja już porządnie ryczę, Zibi objął mnie tak, że leżę na jego klatce piersiowej, i trzyma rękę na moich plecach i delikatnie pociera po moich plecach
-                    Troszkę wyżej- przerywam, bo krostki cholernie swędzą.- Na lewej łopatce.
-                     Ale podrapiesz mnie tez po plecach?- siadam w normalnej pozycji, tak żeby było mu wygodniej.- Już kurwa nie wytrzymuje, ta cholernie swędzi.
    Zibi troszkę mnie podrapał, ale zdenerwowałam się, nie chciałam mieć blizn po ospie na ciele, więc wzięłam maść, którą przepisał nam lekarz, podałam Zibiemu i mnie wysmarował, tam gdzie były czerwone krostki. Oczywiście ja Zibiemu też się odwdzięczyłam, i po całych plecach, rękach i w ogóle chciałam nawet policzyć te krostki, ale przy 124 Zibi mnie rozśmieszył i nie dawał rady.
-                     Ok. chyba tyle- powiedziałam zakręcając białą maść w tubce.
-                     Mam jeszcze kilka, ale oszczędzę Ci tej frajdy.- zaśmiał się i popatrzył na swoje krocze.—Idę do łazienki, a ty znajdź jakiś normalny film.
       Całe szczęście, że nie musiałam mu smarować TAM tej cholernej wysypki. Gdy on poszedł do łazienki, z wiadomych przyczyn, ja zrobiłam kanapki.
    I tak minął nam sylwester, na jedzeniu, spożywaniu procentów, oglądaniu filmów, rozmowie, lekkim drapaniu się i śmiechach do godziny 3, gdzie potem usnęliśmy na mojej dość dużej kanapie.
Nasza kwarantanna trwała 2 tygodnie, Zibi nawet nie wracał do siebie do mieszkania, tylko siedział u mnie. Piotrek i Igła też się zarazili. Oczywiście Krzysio zaraził swoje dzieci Dominisie i Sebastianka. U których za to były dzieci Grzybka, bo się przyjaźnią, i też złapały choróbsko. Nasi sąsiedzi z pierwszego piętra co mają młodsze dzieci, też się jakoś zaraziły. Ogółem cały Rzeszów chorował na ospę wietrzną. Mieli nawet mecz z Kędzierzynem odwołać, bo nie miał kto grać, brak libero, atakującego i środkowego. Jednak chłopaki z młodej ligi ich wspierały i mecz zakończył się zwycięstwem 3;1, dla nas, który oczywiście musiałam oglądnąć na kanapie wraz z atakującym.

      Po ospie wietrznej szybko wróciliśmy do treningów, i ja do szkoły. 25 stycznia odbyła się też studniówka, na którą szłam z Pała. Oczywiście kupowanie sukienki na ostatnią chwile nie było najlepszym rozwiązaniem. Postawiłam na małą czarną, bez ramiączek,  z dekoltem w kształcie serca, dość krótką, do tego złote dodatki, i buty. Nie chciałam być niska więc kupiłam sobie 15. jak się okazało, byłam i tak niższa od Szymka o głowę.
Nie stresowałam się studniówkę aż tak bardzo, oczywiście uczesana  pomalowana i ubrana byłam już 30 minut przed przyjazdem Szymka. Pojechaliśmy z Jajkiem wynajętą limuzyną, na bogato. Jajko szedł z Sarą, która się strasznie cieszyła. Polonez, jak na 2 próby na których byłam wyszedł mi dobrze. Sara wysłała mi film, więc ogarniałam kroki. Szymek też sobie nawet radził.
           Po studniówce, o której wróciłam po 7 rano w niedziele, nie miałam totalnie sil. Miałam spać całą niedziele odsypiać, jednak nie było mi to dane. Nie, wiem która była godzina, ale zdążyłam na chwile zamknąć oczy, usłyszałam, że zamek w moich drzwiach przekręca się.
-                     Zibi?- Tylko on miał moje klucze od mieszkania, i oczywiście moja mama.
-                     No a kto, śpisz?- zaczynam żałować, że dałam mu te klucze.- O super, że nie śpisz.
-                     Śpie, spadaj!- mówię zakrywając głowę poduszką. Jednak ten coś gada pod nosem i gada.
-                     Lepiej wstań, bo użyje siły- podnosi mu poduszkę i mówi do ucha.
-                     Nie ma mowy, idę spać wynocha- chciałam zamknąć oczy jednak nie było mi to dane, poczułam że mnie odkrył i zaczyna podnosić do góry.- Aaaaaaa-zaczęłam piszczeć- Puść mnie dupku!.- jednym ruchem ręki podrzucił mnie tak, że wisiałam głową w dół, i byłam na jego prawym ramieniu. Nie pozostawił mi wyboru, więc kopnęłam go prawą nogą w jajka.
-                     Ała!!- oburzył się i zrzucił mnie jeszcze niżej, i trzymał mocniej za nogi.
-                     Aaaaa- pisnęłam, bo się wystraszyłam.- Jesteś pojebany!!- krzyczę.
-                     Zamknij się, bo pobudzisz cały blok.
-                     Nienawidzę cie!

Nie znoszę go głupi kretyn, wariat, idiota, cham i prostak! Tak jak spałam czyli w długich dresach i koszulce zabrał mnie z domu, zdążył tylko złapać jakąś bluzę, zamknął jeszcze drzwi na klucz i zszedł na najniższe piętro do samochodu.  Usiłowałam nawet cieknąć, jak mnie wrzucił do samochodu, jednak na marne, bo przypiął mnie pasami i zamknął drzwi od razu. Obrażona nie odzywałam się do niego. No chyba sobie kpi, w niedzielny poranek o 8.30 zachciało mu się przejażdżek. Zajechał na staje zatankować samochód, cholera miałam jak uciec, jednak ten kretyn mi butów nie założył, ja mu kiedyś trutki na szczury dorzucę do murzynka- pomyślałam.
Kupił mi kawę i powiedział żebym się uśmiechnęła,oczywiście kawą nie pogardziłam, nawet jego wypiłam, jednak nic nie mówiłam. Po około 30 minutach wjechaliśmy w jakiś las
-                     Jeśli chcesz mnie zgwałcić- w końcu się odezwałam, no ale to jest Bartman, bo tej główce wszystkiego można się spodziewać.
-                     Spokojnie jest zima, za zimno wystawiać dupę na zimne powietrze- wystawił mi rząd krzywych, białych zębów
-                     Kiedyś ci ten uśmiech wyprostuje- odgryzłam się, jednak ten nic nie odpowiedział-  Nie mam nawet butów, by iść na grzyby- wypaliłam nagle.
-                     Nie będą Ci potrzebne
Nie minęło 15 minut drogi wąską ścieżką, zajechaliśmy na jakiś parking, gdzie stały już jakieś samochody, rozpoznałam w nich samochód Igły i Alka. Zibi jak na dżentelmena, otworzył mi drzwi, ja nawet nie drgnęłam byłam przypięta pasem, nie zamierzałam wychodzić, było zimno co cholery, nie miałam butów i byliśmy w lesie.
-                     Pójdziesz po dobroci, ci mam użyć siły- położył ręce na biodra, jednak ja nie polemizowałam.
-                     Podam cię o gwałt do sądu- powiedziałam nie patrząc na niego.
-                     Ależ proszę bardzo.

Nagle się rzucił, zaczął odpinać pas, działo się to szybko. Nim się obejrzałam znowu wisiałam jak worek kartofli. Szybko udaliśmy się do jakiegoś pomieszczenia...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i mamy 33 :) 
Zostawiam go do waszej oceny. ;)
Liczę na wasze oceny odnoście rozdziału, jak myślicie, co wymyślił Zibi? :D
pozdrawiam :*

Trentadue

Nie znałam ojca Zbyszka zbyt dobrze, tylko z Jego opowiadań, jednak wiedziałam jedno, jego charakter do prostych ni należał. Wiedziałam przynamniej po kim Zbyszek odziedziczył charakterek. Kłótnia coraz bardziej się nakręcała. Ojciec wypominał atakującemu, że nie szanuje pracy. Reprezentacja powinna być dla niego najważniejsza, a nie jakaś tak przyjaźń. Zbyszek przeklinał i wypominał, ze nie widzi nic poza siatkówką. Ojciec ustępuje, przeprasza go, i pyta, czy nie mogą normalnie napić się whisky i pogadać, Zbyszek jednak zaczyna się śmiać, co wywołuje nie tylko zdziwienie ojca, ale też i moje.
-                     Wybacz, nie mam za bardzo czasu, zresztą nie miał byś gdzie spać.
-                     Nie jesteś sam, Kasia jest? W takim razie już wychodzę.
-                     Nie Kaśka, tylko Paulina. Pewnie zapytasz kto to jest, od razu odpowiem, nie to nie jest moja kochanka. To przyjaciółka, która jest!. Jest wtedy, kiedy mi jest potrzebna, nie wypomina mi błędów i nie krytykuje, po prostu JEST!- wypowiedziane przez Zbyszka słowa wywołały w moim ciele gęsią skórę i czułam, ze łzy dopływają do oczu. Nigdy Zbyszek w taki sposób o mnie nie mówił.
-                     Przedstawisz mi ją- pyta starszy z Bartmanów.- Zaraz coo? Nie, nie, nie, nie zgadzam się i słyszę pukanie do drzwi i Zbyszek wchodzi.

Nie widziałam w tym sensu, jednak musiałam ustąpić, bo Zibi mnie poprosił. Weszłam do salonu i zobaczyłam z pozoru miłego człowieka. Przeprosił mnie, że musiałam słuchać tej
kłótni. Przeprosił również syna i wyszedł jakby nigdy nic. Od razu przytuliłam Zbyszka, a ten odwzajemnił uścisk, nie wiem ile tak staliśmy. Jednak widać, ze mu ulżyło. oczywiście przeprosił mnie za kłótnie, a ja podziękowałam za piękne słowa jakie wypowiedział o mnie.


Dni stawały się monotonnością, ciągłe treningi i nauka. Wyjeżdżałam z domu o 7, wracałam o 17 30. ciężko było, jednak przyzwyczaiłam się, ze nie mam w ogóle wolnej chwili. Dziś, jak to w piątek zaczynam troszkę później, bo aż o 9. Zibi zaczyna również o 9 więc pojechaliśmy razem. Fajnie się złożyło. On jedzie na 9 -12 , a po południu 14 30 – 17. Jednak om ma możliwość pojechać do domu i się zdrzemnąć. Ja niestety nie. Udało nam się jakoś rano wyrobić, bo oczywiście Zibi szukał butów i skarpetek, co u Niego jest normalne. Jednak na siłownie ja osobiście zdążyłam, jednak atakujący nie wiem.
Wychodząc z szatni, złapał mnie Pałka i zaprosił na imprezkę dzisiaj. Wiedziałam, ze nie pójdę, ale podziękowałam i poleciałam na hale, bo było już późnawo. Miał mi wysłać adres sms.
Weszłam na hele, gdzie dziewczyny już ćwiczyły z piłkami. Jak się dowiedziałam, nie było dziś siłowni, tylko normalny trening z piłkami. Dlaczego? Bo gramy pierwszy mecz w poniedziałek w tym sezonie.
-                       Jaki mecz?- nic nie wiem o jakimś meczu.
-                       Ja pierdole, zapomniałaś.- Śmieje się, ze mnie Sara. No tak!  Kowal mówił, ze w połowie wrześnie gramy już pierwszy mecz.
-                       Ja nie jestem gotowa go zobaczyć.- mówię przerażona.
-                       Co? – zdziwiła się o czym do niej rozmawiam.
-                       Mój były ojciec jest ich trenerem, nie utrzymuję z Nim kontaktu. Od rozwodu staram się go jakoś unikać.
-                       Cholera ciężka sprawa- mówi siadając na ziemi i rozgrzewając mięśnie.
-                       Zaraz mecz jest w ten poniedziałek- pytam dla pewności- Boże jaka ulga, nie będę musiała robić tego projektu.- przypomniałam sobie, że na poniedziałek musiałam zrobić projekt techniczny rabaty bylinowej.
-                       O czym ty pierdolisz?- zaśmiała się.
-                       Na praktyki mniejsza z tym trener idzie.

Jaka ulga, tak to bym siedziała pewnie całą sobotę na tym projektem technicznym rabatki.
Trening minął mi dość szybko. W końcu tylko 2h.  Od razu poszłyśmy do szatni pod prysznice i szybko na angielskie. Jednak coś mnie podkusiło i sprawdziłam telefon. 14 razy dzwonił do mnie Cichy, wystraszyłam się
-                       Syśka! Kobito dzwonie do ciebie i dzwonie!- od razu wita się ze mną w jakże miły sposób środkowy.
-                       Trening miałam i co mnie pamięć nie myli wy te.
-                       ha i tu cię zaskoczę, nie mam. Wróciłem ze spały wczoraj i mam wolne do poniedziałku.
-                       Aaa no tak zapomniałam, nie żeby coś Piotruś, ale lekcje mam.
-                       Wiem, chce tylko przepis na naleśniki.
-                       Oszalałeś! Ty gotować nie potrafisz!- podnoszę głos lekko.
-                       Nie żebym był takim ekspertem, ale naleśniki się smaży.- mówi.- Chyba dodaje ciszej.
-                       No tak- zaśmiałam się wychodząc z hali.- Będą ci potrzebne jajka.
-                       hyhy mam nawet dwa, lewe i prawe- mówi od mnie śmiejąc się.
-                       Nie ma znaczenia- dopiero teraz ogarnęłam, o jakich jajka gada- Świnia zboczona- śmieje się.
-                       Ja nie wiem o czym ty mówisz.- mówi w końcu poważnie.
-                       Cichy kontynuujmy, idę na lekcje.
-                       Ile ma ich być?
-                       Dwa, litr mleka, cukier,  mąka troszkę soli i proszku do pieczenia i odrobinę oleju- mówiłam idąc pod klasę z Sara a ta patrzyła się na mnie jak na wariatkę jakąś.- mieszkasz wszystko w garnku jakimś.
-                       A jakieś proporcje?
-                       No tak na oko.
-                       Na oko, to chłop w szpitalu umarł.
-                       Zawracasz mi koparę Piotrek, a wiesz, ze nie mam czasu.
-                       Szukuje kolacje dla znajomej, ważne żebym jej nie otruł tak? Chcesz mieć ją na sumieniu.
-                       Piotruś ja naprawdę nie mam czasu, lekcje już mam.

Nie wiem jak, ale nawet mu dobre te naleśniki wyszły, bo nas z Zibim na nie zaprosił po treningu. Ale pomijam sam fakt, że dodał cukier w kostkach zamiast kryształu, i miał wielkie pretensje do mnie, ze mu nie powiedziałam jaki ma być. Jednak nie wiem jak, ale jajka dobrze wybrał, bo nie dodał, ani swoich ani przepiórczych.

Już miałam kłaść się spać, gdy zadzwonił Zbyszka telefon. Chociaż nie było późno, bo 21. Jak się okazało Katarzynka przyjechała. Wiązało się to z tym, ze muszę zniknąć na noc. Nie, że kazał mi atakujący po prostu nie uśmiechało mi się przebywanie z jej osobą, zresztą ta mi dalej truje dupę, że musimy iść na zakupy. Niechętnie musiałam coś wymyślić. Piotrem miał jakiegoś gościa. Postanowiłam, że pojadę do Pałki, na imprezę, chociaż na chwile , przy okazji pogadam z Sara, bo miałam jej paznokcie zrobić, bo szła na wesele, a pewnie tez będzie na tej imprezie.

Jak się okazało później byłam jednym gościem. Przygotowany stolik dla dwóch osob! Fack! Pomyślałam...
Totalnie było dziwnie, oglądaliśmy jakiś film sama nawet nie wiem jaki to był..
-                       Pójdziesz ze mną na studniówkę?- zapytanie które mnie dosłownie rozwaliło, cholera mógł chociaż zapytać dopiero po tym, jak połknę sok, który miałam z buzi.- wszystko okay?- zakrztusiłam się
-                       Tak tak wszystko dobrze zaskoczyłeś mnie tylko.
-                       Proszę cię chodź, nie jako dziewczyna, tylko jako przyjaciółka.
-                       Ale ja nie umiem tańczyć.- pierwsza lepsza myśl, jaka przyszła mi do głowy.
-                       Umiesz- zaśmiał się.- Widziałem cię w klubie jak tańczyłaś, jesteś świetna.
Nie znoszę takich chwil w których nie wiem co powiedzieć, i wyszło jak wyszło, nie wiem jak nawet, ze się zgodziłam! Salapska, jesteś głupia, strasznie głupia.
Moja przyjaciółka jest świetna, 3minuty później słyszę dźwięk telefonu
-                       Cześć Syśka, co tam u ciebie nic się nie odzywasz.- mówi spokojnie
-                       Że co się stało? Już jadę- może i zdanie nie było na temat, ale musiałam stąd uciekać. Szybko założyłam kurtkę i uciekłam z mieszkania przepraszając, ze musze jechać do przyjaciółki, że cos się stało. Jaka to ulga, że nic nie piłam procentowego.
I tak nie minęło 2h i stałam pod drzwiami u przyjaciółki, u przednio kupując 0.7, sok i pizze na CPN, gdzie był strasznie chamski i nieznośny koleś, który chciał wyciągnąć od mojej osoby numer telefonu.
Ania oczywiści zdziwiła się, że mnie widzi, myślała, ze jestem pijana i dlatego tak mówię, ale jak się dowiedziała, co się stało, zaczęła się głośno śmiać. Po jakichś 10 minutach jak się uspokoiła obwiniła mnie, ze totalnie nie mam serca. Sama nawet nie wiem, kiedy wypiliśmy całą butelkę wódki i usnęliśmy.

-                       Syśka! Wstawaj!- budzi mnie Anka.- Zbyszek dzwoni
-                       O rany, nawet się wyspać nie da -mówię włączając zielona słuchawkę- słu..
-                       czy ciebie do końca popierdoliło! Znikasz na całą noc nie odbierasz telefonów, dzwonie już z siódmy raz to niedopuszczalne!
-                       Uspokój się, spałam – mówię cicho.
-                       Krótki sms, Zbyniu żyje! -wystarczył był.- Gdzie ty w ogóle jesteś? Martwię się
-                       U Ani jestem nic mi nie jest czubku.- lekko się uśmiecham.
-                       No teraz już wiem, że nic ci nie jest ey przywieź mi murzynka w takim razie od babci- zaśmiał się
-                       Przytyłeś 3 kilo nie powinieneś.- wypominam mu.
-                       No żeby mi baba wagę wypominała, rozłączam się -zaśmiałam się tylko n jego słowa i wyłączyłam połączenie.

Posiedziałam jeszcze chwilkę u Ani i pojechałam do dziadków. Oczywiście mama też była, ucieszyli się, ale tez i nie spodziewali. Jak to babcia, wiecznie przekonana, że schudłam, wcisnęła we mnie cały obiad z dokładką. Ale nie powiem, lubię babci gołąbki, więc zjadłam wszystko, a było ich aż 5. Cieszyli się, że zrobiłam im taką niespodziankę.  Mieliśmy dopiero zobaczyć się na meczu w poniedziałek. Cholera nawet oni pamiętali o nim a ja nie. Posiedziałam chwilę i pojechałam do Rzeszowa, bo kochane Resoviaczki grają mecz o 18. Mieli dzisiaj grać z .. dobra nie wiem z kim nawet. Zobaczę jak będę na miejscu.
 Szybko wpadłam do mieszkania Zibiego, wzięłam prysznic, założyłam jeasnowe rurki czarne  Nike plus czerwoną Resoviacką koszulkę oczywiście z 9, jeszcze czarna bluza na wierzch bo było zimno i szybko wyszłam z domu. Nie miałam dużo czasu, bo aż cholera, dopiero teraz ogarnęłam zegarek, że 20 minut, do rozpoczęcia. Szybko sprawdziłam jeszcze czy mam wejściówkę, bo znając samą siebie, mogłam jej nie zabrać.
Oczywiście zajechałam na parking dla Vipów czy jakoś tak, nie wiem, ale ochroniarz mnie zna, bo często tu bywam, więc zaparkowałam i szybko udałam się na hale. Gdzie panowie już wychodzili na parkiet. Zibi jak zobaczył, ze zbliżam się do sektory pomachał mi. Siedziały tam już dziewczyny, żony czy tam ludzie ze znajomościami i Katarzynka. Byłam pewna nadziei, że mnie nie zobaczy, jednak tak niestety nie stało. Na dodatek musiałam siedzieć koło jej osoby.

Nim się obejrzałam było już 1;1 i zamiast na 10minutowa przerwę, w której mieli wypominać sobie błędy,  Zbyszek podszedł do mnie i prosił o pomoc. I zaraz za Nim przyszedł Kosoczek i Igiełka
-                       Co się dzieje?- zapytałam, gdy podeszli,
-                       Musisz jechać na lotnisko, szybko
-                       Po co?- pytam ich .
-                       No po Nikole- mówi Grzesiek.
-                       Masz dziewczynę, nie chwaliłeś się.- uśmiecham się do niego serdecznie .- Szczęścia dupeczki- przytulam go, przez bandy reklamowe.
-                       Nie mam dziewczyny- mówi ściskając mnie dalej.
-                       To kto to Nikola?
-                       Penchev?- pyta się mnie Zibi.
-                       Jesteś gejem? Ok. rozumiem, jestem tolerancyjna dla świata, gratuluję
-                       Serio ćpałaś coś dzisiaj?- dodaje Zbyszek śmiejąc się, a Kosoczek udaje obrażonego.
-                       Syśka pomożesz, nie ma za bardo kto jechać, a jak się okazało przyleciał wcześniej nie ogarniam sprawy- dodaje Igła.
-                       Ale ja mecz oglądałam- wydymam usta.- Ok. pojadę, ale macie to wygrać  KPW?
-                       Tak jest- dodają chórem.
I musiałam jechać w ogóle za bardzo nie wiedziałam po co, dostałam tylko jakąś kartę z Napisem NIKOLAY PANCHEV, miałam tylko stać na  lotnisku i czekać.

Tak się też stało, stałam i stałam jak jakiś debil totalny z ręką pod głową. Nawet nie wiedziałam na kogo czekam. W końcu przyszedł do mnie jakiś koleś i coś do mnie rozmawia w nieznanym mi języku. To chyba rosyjcki
-                       Nikola ?-pytam dla pewności, a ten kiwa głową i lekko się uśmiecha- Spikasz po poliszu?- pytam.  A w odpowiedzi dostaje jakaś wypowiedz, z której rozumiem coś związanego z jakimś kotem. Nawet nie wiem po jakiemu to. Myślę co mam zrobić, skąd mam wiedzieć, że to on to on
-                       Spanisz?- ten kiwa przecząco.
-                       Revia! I’m  grać Pallavolo!
-                       PO polsku gadasz?- wyciągam z kieszeni telefon i pokazuje tapetę z Resovi- czaisz?- a ten klaska w ręce.- Italy?- pytam dla pewności, a ten do mnie po włosku że jest cienki, to chyba miało znaczyć, że troszkę tylko.
-                       My- mówię po włosku i pokazuje na nas- Jechać na mecz
-                       Ja ja! Twiedza!!- dodaj tylko.
-                       Bravo!!- chociaż to uzgodniliśmy.

Zamorduje Bartmana, nawet nie wiem co mam zrobić z tym czymś. Ale nie powiem nawet przystojniak z Niego.
-                       Toi toi- dodaje, gdy jesteśmy prawie pod Podpromiem. Chyba chce do łazienki.
-                       To po polsku jest.- mówie sama do siebie.- Chyba, Fack! Nie przewidziałam tego uno minute.
Trochę przyspieszyłam, co wywołało, że Nikola złapał się za rączkę na drzwiach i udałam się na twierdzę.
-                       Trenerze! - krzyczę do Kowala.- Ratunku, Zibi mnie...
-                       Witamy w polsce- mówi szybko po angielsku, gdy widzi Nikole.
-                       Witam- podaje mu ręke.- Proszę jej powiedzieć, żeby zamknęła buzie, z resztą dziwnych ludzi macie w tym Rzeszowie- śmieje się. Człowieku nie dało się od razu powiedzieć, ze spikasz po angielsku?
-                       Serio? Mówisz po angielsku? Nie dało się inaczej, było by prościej- patrzę na Niego jak na kretyna- a ten tylko się śmieje.

Jak się dowiedziałam później, jest to nowy zawodnik Resovii. Oczywiście Zibi mnie wyśmiał za tą akcje, ale nie mogło się od razu powiedzieć? Zajechaliśmy na sam koniec meczu, gdzie Resovia wygrywała 3;1 MVP dostał Zibi. Nie wiem jak grał nawet później, ale widać, że się starał bo był cały mokry, gdy mnie przytulał, a to wcale takie mile nie było.

Panowie potem poszli na jakąś dziką imprezę, a ja tylko odstawiłam rzeszy brazylijskiego zawodnika do samochodu Kosoczka, i pojechałam do mieszkania Zbyszka. Musiałam odespać zdecydowanie ostatnie dni.

Dzień meczu, czy ja się denerwuje? Ależ skąd! Ja jestem totalnym wulkanem, który zaraz wybuchnie. Boje się. Na szczęście dzisiaj nie miałam zajęć tylko trening przed południem. Gdzie oczywiście spotkałam mojego ojca. Życzył mi szczęścia, o rany ale się wzruszyłam.

Mecz zaczął się o 16, gdzie nie było dużo osób, jak się rozgrzewaliśmy. Jednak gdy poszliśmy do szatni na chwilę, gdzie przypomniał zasady trener i  strzelił jakaś gatkę. Jednak nie słuchałam za bardzo, chciałam tylko, żeby dziewczyny jakoś to wygrały
-                       Salapska..- zaraz zaraz.. co ja zrobiłam ??
-                       Słucham?
-                       No grasz w pierwszym  składzie.- powiedział jakby nigdy nic, a ja nawet nie ogarnęłam co do mnie gada.
-                       Co!!!- chyba zbyt głośno krzyknęłam
-                       Widać kto mnie słucha, a kto myśli o niebieskich migdałach.
-                       Że co mają migdały do meczu!?
-                       E wyluzuj, to tylko mecz- śmieje się ze mnie.
-                       Serio? Nie zauważyłam- powiedziałam popijając red bulla.- Cholera.- krzyknęłam. Na co trener popatrzył się co zrobiłam, i popukał się palcem w czoło
-                       Masz soczewki w ogóle? Żeby piciem do nosa trafić- śmieje się i wychodzi z szatni.
Po tym jak trener wyszedł Sara poinformowała mnie, że serio wychodzimy w pierwszym składzie, a ja otworzyłam buzie i nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać. Jednak nie zrobiłam nic z tych rzeczy, bo nawet nie mogłam, złapała mnie pod ramie i prowadziła na hale. Doznałam totalnego szoku. Jeszcze 15 minut temu było jakieś 50 osób na hali, a teraz była cała hala, i ludzie stali w drzwiach jeszcze
-                       Sara!! Nie idę pierdole- powiedziałam skręcając jednak nie poszłam za daleko, bo wpadłam na kogoś.
-                       Dzień dobry- mówi speszona Sara, a ja podnoszę głowę do góry i przytulam się do wielkoluda.
-                       Ee też tęskniłem- mówi zibi.- Puść mnie, nie rób wiochy.
-                       Syśka, puść pana- mówi speszona dziewczyna i zaczyna mnie od Niego odciągać.
-                       Bartman zabierz mnie stąd ja się boje- mówię nie puszczając uścisku z bioder.- Nie w tą stronę, a ja nie chce tam!- zabrał mnie, nawet na ręce nie wiem jak, ale szłam na jego ramieniu w stronę wejścia na hale.- Zabije cię normalnie urwę Ci jaja!!
-                       Nie rób wiochy i zostaw moje jajka w spokoju!. stawia mnie tak, że każdy już widział, że mnie tak niósł, Sara czerwona jak burak w sumie ja też.
-                       Nienawidzę cię!- mówię obrażona i odchodzę.- Ała!- krzyczę, gdy kopnął mnie w tyłek.
-                       Na szczęście buraczku- śmieje się ze mnie i popycha mnie w stronę boiska.

Nienawidzę go, totalny foch for ever! Sara podeszła do mnie, powiedziała, ze nie wie co to przed chwilą było, ale teraz najważniejszy jest mecz. Oczywiście prezentacja drużyny takie tam. Widok mojego ojca totalnie mnie zniechęcił. Samo to, ze miałam grać w pierwszej szóstce! Ja pierwszy mecz w tak poważnej drużynie.

Stałam właśnie pod siatką, w sumie nie wiem co się działo, ale podobno mecz się zaczął. Sara  zmierzała na pierwszą zagrywkę, stanęłam w stronę siatki i wyciągnęłam ręce do góry, nagle poczułam silne uderzenie w głowę , a później zimną podłogę
-                       Serio?- zaczęłam się śmiać w pierwszej chwili.
-                       Kurwa mać żyjesz?- podleciała  do mnie Pata, potem trener Sara i fizjo.
-                       Zabije najpierw Jego, a  potem ciebie- powiedziałam podnosząc się z podłogi.
-                       Chyba bredzi- mówi Klara.
-                       Przynajmniej się uśmiecha- powiedziała Sara i poklepała mnie po dupie.
-                       Dasz rade grać- zapytał trener.
-                       Tak- powiedziałam z uśmiechem pocierając rękę głowę.- Ale i tak Cię Zabije- zaśmiałam się i popatrzyłam w stronę sektora, gdzie miał siedzieć Zibi. On i reszta watahy, która swoją drogą nie wiem o tu robiła, miała niezły ubaw ze mnie

Nie wiem nawet kiedy, ale gdy ogarnęłam się był ti- break, 11- 8 dla nas i właśnie ojciec wziął przerwę. Totalny luzik , nie jest źle, skończył mi się red bull, chce mi się siku, ale nie jest źle. Uśmiecham się trener coś mówi, nie wiem nawet co. 30 sekund i wychodzimy na parkiet. Jak się okazuje mam serwować, serio? Ledwo chodzę, trzymając nogi blisko siebie, żeby tylko nie  popuścić i ja mam wykonać zagrywkę?

Później pamiętam, jak skakały dziewczyny z wygranej 15- 8, jednak zbytnio nie ogarniam co się dzieje, musze siku, to w tej chwili jest najważniejsze.
-                       Aaa Syśka! Dostałaś nagrodę- pcha mnie Pata na środek, tam nie ma muszli klozetowej. Niechętnie podchodzę na środek. Przyjmuje chyba najdłuższe gratulacje jakie istnieją, przybijam piątki pod siatką, nawet chyba z ojcem i już miała  uciekać do szatni ,  gdy złapał mnie Zibi
-                       Nie mam czasu- powiedziałam mijając go i przyspieszyłam krok.
-                       Trzeba było więcej wypić red bulla.- krzyknął za mną, śmiejąc się.

Po wykonaniu fizjologicznej czynności udałam się do szatni, gdzie były dziewczyny. Gratulowały mi MVP i takie tam. Jak się dowiedziałam miałam na końcu 4 asy serwisowe. Poszłam jeszcze na hale, po bluzę bo zapomniałam jej. Złapał mnie Kowal i mi gratulował, nagle poczułam totalne zmęczenie. Usiadłam na podłodze i pogadałam sobie troszkę z Zibim trenerami Sovi. Gratulowali mi tych asów i w ogóle takie tam. Nawet się dowiedziałam, że za każdym razem mnie będą wali piłką w głowę przed meczem, żebym tylko się nie denerwowała
-                       Dobra idź się przebierz zabieramy Cię na mega deser lodowy- mówi Zibi i podaje mi rękę abym podniosła się z pozycji leżącej.- No dalej- pogania mnie
-                       Nie mam sił podnieść ręki- mówię zmęczona.- Spać!
-                       Nie będę wracał z takim śmierdzielem- dodaje atakujący  podnosi mnie jakoś z podłogi. Ja śmierdziel? Przypomnę ci to kiedyś.
-                       Proszę pod szatnie- wymuszam śmiech i czuje, że się przemieszczam.
-                       Pod prysznic też mam cię zamieść?
-                       Wydaje mi się, że tak, jednak odmówię, bo jak zobaczą Cię dziewczyny to nie będzie za ciekawie. I nie wrócę za szybko do domu- śmieje się z moich słów
-                       Szkoda- dodaje stawiając mnie na ziemi. -Masz 10 minut.


Doczłapałam jakoś pod szafkę. Jak się okazało, została tylko Sara oczywiście nie obyło się bez pytań, co mnie napadło z tym Bartmanem, przecież ja go nie znam.
Jednak powiem szczerze, nie hiało mi się jej tego wszystkiego tłumaczy
-                       Idziesz z nami na lody?- zadałam jej pytanie.
-                       Nie mam sił na lody, następnym razem- mówi gdy wychodzili już z szatani, i uśmiecha się, gdy widzi Zbyszka, Cichego, Kosoczka, Alka, Igiełkę i Nikola.
-                       Dłużej się nie dało- mówi Zibi i zabiera torbę z podłogi, ponieważ ją ciągnęłam po niej.- Cześć- mówi do Sary i zabiera jej również torbę, bo tak samo jak jam ją ciągnęła po podłodze.- Pomogę
-                       To Sara, a ci to siatkarze, istnieje duże prawdopodobieństwo że ich znasz, więc nie wymieniam imion, bo nie mam siły- mówię i kieruje się do wyjścia- Sarka zamknij buzie i chodź na te lody.- uśmiecham się.
-                       Koleżanka chyba nie ma sił żeby chodzić- mówi Grzesiek.- może pomogę.- podchodzi do niej, a ta zaczyna piszczeć.
-                       Nie, nie, nie! Dam rade.- od razu odsuwa się od Niego.
-                       Musimy czekać- mówi cichy i siada na ziemi, jak małe dziecko.- No gdzie ona jest- Dodaje.- Miała wróci szybko.
-                       Na kogoś czekamy?- pytam się Zibiego.
-                       Syśka! Szukam cię i szukam.
-                       Ania!!- widzę moją przyjaciółkę.
-                       Gdzieś ty była? Poszłam cię szukać- przytula mnie mocno.
-                       Nie mówiłaś że tu będziesz.- Mówię- To jest Sara ,a to Ania poznajcie się.

Cieszyłam się, ze moja przyjaciółka przyjechała na mój mecz, oczywiście pojechała z nami na lody i piwo. Jechaliśmy samochodem Zibiego, ja Sarka, Ania,  Pit  no i oczywiście Zibi. W drugim samochodzie mieli dojechać Kosoczek i Nikola. Sara powili ogarniała, że ich znam, wiedziałam że czeka mnie rozmowa skąd ich znam. Jednak na chwile obecną wolałam nie wspominać, że mieszkam z Zibim, tego szoku by nie przeżyła raczej.

Po fajnym wieczorze z przyjaciółmi,  odwieźliśmy Sarę do bursy, Anie z Pitem do Pita, bo u Niego się zatrzymała, jak się okazało, dla Niej tez były te naleśniki. A potem to nie wiem, bo usnęłam w samochodzie, bo byłam totalnie zmęczona. Czułam, ze Zibi mnie zanosi na rękach do mieszkania, ściąga buty, spodnie, których rozpiąć nie mógł, koszulkę i zakłada moją jednoczęściową piżamkę, całuje w usta, szepcze coś i odchodzi., a ja cicho mu dziękuje, jednak chyba tego nie słyszy, bo drzwi zamykają się....
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc tak, jeśli o ten projekt techniczny ble ble ble.. niestety urok architekta do tego zobowiązuje, aby to potrafił.
pana Leona B, widziałam może 2 razy na oczy, wydawał się miły, tu tez taki jest, bo w sumie przeprosił Syśkę. 
Nie powiem ryjek mi się cieszył, jak pisałam ten rozdział.
o rany jednak, jak sobie pomyśle, że to koniec, ugh! może jednak Karola ma racje, przemyśle o 2 części. hmm...
ach, feriujem się :) chociaż tyle. A wiecie, byłam meczu. Taki mały "suprise" ze strony Gosiaczka :d nie ma co, dowiedzieć się 3 h wcześniej. I wiecie co stwierdzam z czystym sumieniem Nikola jest słodki *.* i ten uśmiech. jednak tak czy tak odrosty Karola biją wszystko :D hehe Mam jednak nadzieje, że nie słyszał tego :*  PS. oczywiście mówię o sobotnim meczy resovia- skra :) a przy okazji pochwale się mówiąc, że wygrałam dwie stówy. ahh kochane resoviaczki nigdy  mnie nie zawiodą :* 
PS2. zapraszam na mój drugi blog: anormale-lui.blogspot.com , rozdział już jutro( bo dziś już nie zdążę go poprawić)
PS# pisanie w długich paznokciach nie jest miłe ^^
pozdrawiam was kochani baaardzo serdecznie, postaram się jutro nadrobić zaległości u was! :***