Ventitre

Od samego rana chodziłam nabuzowana, wszystko mnie denerwowało, na dodatek mecz dopiero o 18:00  Ja kurwicy dostanę do tej godziny, lub pozabijam cały Bełchatowski zespół, żeby tylko nie mogli wygrać. No tak sobotni poranek, godzina 8.00 a ja już na nogach. Dziś jest mecz, FINAŁOWY czy tylko ja się denerwuje? Niestety na chwilę obecną w tym domu tak, Zbyszek śpi, molestując przy tym swojego gejowatego psiaka, Bartek obrażony na cały świat pewnie też śpi, po tym jak mu powiedziałam, napisałam i wyśpiewałam, że nie jestem jego osobą zainteresowana (dobra może lekko też przesadziłam, wylewając mu kubek zimnej wody w twarz) ale nie miałam wyjścia, to było pierwsze pod ręką, gdy przygniatał mnie do blatu stołu w kuchni, jak robiłam obiad. Nie pozostawił mi wyboru, więc zrobiłam co  zrobiłam, jednak nie przywidziałam tego, że wyjdzie z mieszkania i wróci w nocy.
           
             Zrobiłam sobie mocą kawę,  i już miałam pisać do Ani sms, że widzimy się na meczu, jednak nie mogłam znaleźć swojego telefonu, no tak znowu go gdzieś posiałam. Właśnie sprawdzałam facebooka, i napisała do mnie Sandra z zadaniem, że na poniedziałek musi być gotowe, bo na pracy waży się ocena końcowa. Normalnie, jak to przeczytałam, złapałam się za głowę, jak w dwa dni, ja mam narysować i wykonać, w rozmiarze A3, kompozycje asymetryczną, otwartą z minimum ośmiu przedmiotów, na dodatek praca ma być wykonana z papieru kolorowego.
-                     Dziecinka! Słońce, zamknij buzie- do kuchni wpadł Zbyszek, i mnie wystraszył, tak że ochotę miałam rzucić w Niego tym biednym laptopem.- Bo Ci mucha do..
-                     Nawet nie kończ! Czytaj- wskazałam mu ekran monitora, a tan od razu zabrał moją kawę i zaczął czytać.
-                     No i co to jest?
-                     Czytać nie umiesz?- zakpiłam z Niego- Moje zadanie na poniedziałek.
-                     I niby jak masz to zadanie zrobić, narysować ?
-                     Wykleić geniuszu!  Ja pierniczę. Na dodatek, ocena waży się z oceną końcową.
-                     O weź się za szkice czy co tam, a nie lamentujesz- zaśmiał się.
-                     Ale ci się żarty trzymają, ty byś się meczem zaczął martwić.
-                     Mecz jak to mecz, wygramy albo przegramy.- powiedział, patrząc do lodówki.- Jadłaś śniadanie.
-                     Chyba światło- zaśmiałam się.- Gustowne bokserki -Czerwone z  wesołą minką na pośladkach.
-          No a jak.- klepnął się w jeden pośladek i zaczął wyciągać patelnię, chyba chciał zrobić jajecznicę, ale z czym ją zjeść. Dokładnie o tym jak pomyślałam, siatkarz szukał murzyna, który pójdzie mu do sklepu kupi chleb i nutelle, zaśmiałam się tylko z jego słów. Miałam otwierać już usta, gdy zabrzmiał sygnał telefonu.- Dziwne, nie znam tego numeru.- Zbyszek powiedział i odebrał telefon, ale przecież to mój sygnał! Mam taką samą piosenkę- No witam witam, no tak siedzi w Rzeszowie, no będzie na meczu dobra siemanko -rechot- nie dziękuję- Rozłączył się z dziwnym rozbawieniem na twarzy.
-         No i z czego ryja cieszysz?
-         Masz być o 16:00 pod Podpromiem .
-         Niby po co?
-         Powiedziałbym, a po gówno, i dalej wchodził w ten dialog, ale idę do spożywczaka, bo głodny jestem.
-         Bartman!! Ogarnij się i mów!
-          O rany nie wiem, ten twój cały trener, chce się z tobą spotkać chce.
-         Skąd ty to wiesz?

No tak wiedziałam, że coś tu mi nie pasowało, po tej rozmowie z Bartkiem, co się zgubił coś było dziwnego, jak się okazało, Zbyszek pomylił nasze telefony, ja miałam jego, a on mój, No i nie dziwny człowiek? Atakujący poszedł pod prysznic, a ja zabrałam się za pierwsze szkice, pomijam fakt, że na kartce w kratce z zeszytu, ale musiałam już mieć jako taki plan ,co wykonam, i jak to zrobię. Po godzinie wrócił Zbyszek objaśnił mi, że jest głodny i robi naleśniki. Nie dało się nie wybuchną śmiechem, gdy próbował wybić jajka do garnka i mu ciarupka wpadła, widelcem ją wyciągał, popatrzył na mnie z „pod byka” i kontynuował.

Nalał dwa kartony mleka do garnka.
-         Nie za mały ten ganek, jak na dwa litry mleka? Nie wymieszasz z mąką tego.
-         Nie ucz ojca dzieci robi, co?
Wrócił do kontynuowania czynności, sól, cukier olej mąka, męczył się biedak, dosypywał tej mąki, zdenerwowany na cały świat, bo mu się wylewa.
-         A nie mówiłam- zaśmiałam się z atakującego, jednak w odpowiedzi zostałam obdarzona gniewnym spojrzeniem. Siatkarz wyciągnął większy garnek i udało mu się wymieszać, szczęśliwy, sprawdził konsystencje masy i był z siebie zadowolony, dolał na koniec jeszcze troszkę oleju.  Już miał wylewać płynną ciesz na patelnie, gdy..
-         A proszek do pieczenia? 
-         A nie dałem?- odpowiedział pytaniem, na pytanie.
-         Ja mam wiedzieć co ty tam sypiesz?- zaśmiałam się, siatkarz od razu sięgnął po słoiczek z proszkiem i wsypał na oko. Następnie wymieszał wszystko jeszcze raz, dymny z siebie jak paw, zaczął wylewać na patelnie. Pierwsza porcja udała mu się, posmarował naleśnik Nutellą, położył banany na wierzch, dodatek bitej śmietany
-         Proszę i smacznego- postawił przed moją osobą talerz, od razu mi się czerwone światełko włączyło.
-         Czemu pierwsza mam jeść? Ty pierwszy skosztuj.
-          Przecież Cię nie otruje- powiedział, chwycił cały rulonik i wsadził sobie do ust.- Pycha- powiedział z pełną buzią , gdy już trochę miał miejsca w niej, wcisnął sobie bitą śmietanę do środka.

Wrócił do smażenia dania, zrobił taką samą porcję dla mnie, oczywiście zjadłam, i było pyszne, ja osobiście zrobiłabym do tego kakao, ale wiadomo co za dużo słodyczy, to nie zdrowo. Naleśniki wysmażone, no tak dwa litry mleka, dużo ich było, ale wiedziałam jedno, w tym domu nie zginą, nagle drzwi główne otworzyły się i wparował Cichy z Ania, dosłownie, bo Piotrek niósł Anie na rękach.
-         Eeee co wy dzieciaczki robicie- zaśmiałam się na ich widok.
-         Windę macie popsutą, a Anie noga boli, więc nią niosłem- powiedział, jakby nigdy nic środkowy.
-         Przecież, z pół godziny temu chodziła.
-         A wzywaliście ją w ogóle.-zaśmiałam się, na co Ania wybuchła głośnym śmiechem
-         Ey!! Kruczajówna!- oburzył się Cichy.- A jak bym tak stracił panowanie nad sobą i byśmy spadli ze schodów.
-         Trudno, najwyżej byś nie zagrał meczu- wystawiła mu język
-         O naleśniki!- powiedział Piotrek i od razu zabrał się za pałaszowanie.- Kakao bym się napił do tego jeszcze.
-         Tak, poczęstuj się- powiedział jakby nigdy nic, Zbyszek
-         Ale kakao, też mogę sobie zrobić?
-         Nie!!- krzyknął Zbynio.- Życie niewinnych ludzi, może być zagrożone, lepiej nie.
-         Wredny jesteś, ale naleśniki pyszne.
-         No przecież wiadome to było, sam ich robiłem- napiął się dumnie po raz kolejny Zbyszek.        

Cichy i moja przyjaciółka zjedli resztę naleśników, o mnie nie zdziwiło, myślałam jednak, że Ania zostanie ze mną pogadać trochę, jednak ta oznajmiła mi, że idzie z Piotrkiem zwiedzać Rzeszów. Nie rozumiem tych ludzi, środkowy dziś gra mecz ,a nic sobie z tego nie robi. Zbyszek też wyparował do fryzjera. Rany, on chodzi tam częściej niż ja, oznajmił mi tylko, że Kasia przyjedzie, a ja mam się nią zająć sama osobiście
-         Przecież, masz jeszcze Bartka- zaśmiał się i wyszedł.
Lekko zdenerwowana, postanowiłam, że się wykąpie, w końcu już 11, powoli trzeba zacząć się przygotowywać.
Wykąpana, wy balsamowana,  ubrana w krótkie spodenki i bokserkę siadłam w salonie i zaczęłam malować sobie paznokcie. Jednak, gdy skończyłam usłyszałam dzwonek do drzwi.
-         No cześć Syśka! Dawno Cię nie widziałam co u Ciebie, z tego co mi mówił Zbyś, jest  fryzjera za  kwadrans ma być z powrotem- Bartman, wracaj szybko, ja nie wytrzymam tu długo!
-         Napijesz się czegoś?
-         Nie no zrobię sobie sama, spokojnie.
Poszłam od razu do salonu na kanapę, żeby tylko tu nie przyszła modliłam się o to, jednak pomyliłam się, przylazła
-         Jezus Syśka! Boże, gdzie ty chodzisz z tymi paznokciami, musisz dać mi namiary, świetnie wyglądają ten frencz, super.
-         Eee sama maluję sobie paznokcie, nawet co tylko- chyba powinna to zauważyć, lakiery na stoliku, smród lakieru roznoszący się po mieszkaniu, nawet to, że ruszam rękami, żeby szybciej lakier wysechł.
-         Żartujesz! Aaa! Tipsy tez przyklejałaś sama? Musisz mi takie same zrobić, jak prawdziwe wyglądają.
-         Bo są prawdziwe- powiedziałam już zdenerwowana. 
-         Tak jasne, może jeszcze cycki masz prawdziwe- zaśmiała się, jednak chyba zobaczyła moją poważną minę to zakończyła swój napad śmiechu .-Ja pierdole! Skąd ty takie cuda masz, patrz jakie ja mam –dosłownie chwyciła moje ręce i złapała za swój biust.- Nic nie mam, myślałam zrobić sobie nowe, ale boje się, jejku! Mogę dotknąć- patrzyła na mój biust, Bartman! Weź tą laskę® stąd!.- Serio, świetne są, takie masywne w ogóle- Miałam mówić, że kurwa lakier na paznokciach mam, ale dalej myślałam nad tym dlaczego, moje ręce są na jej cyckach!- Boże ja też takie chce, na pewno faceci cholernie lecą na twoje cycki!
-         Dzięki- no czy ona ma mnie za byle szmatę.
-         Nie o to mi chodziło, debilka jakaś ze mnie- coś zaczyna gadać od rzeczy.

45 minut z tą panna to dla mnie za dużo! Zdecydowanie, Bartman ja cię zamorduje kiedyś, na dodatek muszę z Nią iść kiedyś, końcu na te zakupy, nie uśmiecha mi się takie coś! Zdenerwowana, wyszłam w końcu z mieszkania atakującego na miasto, zostawiając Kaśkę z Bartkiem samych w domu. Niech robią co chcą. Postanowiłam trochę rozglądnąć się po mieście, niby bywałam w Rzeszowie często, ale mało znałam tej część miasta.

Punktualni o 16 byłam pod halą, gdzie poznałam kolesia, z którym gadałam o stypendium. Zabrał mnie do restauracji, nie powiem byłam cholernie głodna, te naleśniki Zbyszka mnie nie utrzymają cały dzień na siłach,  zamówiłam więc sałatkę z łososia i białą kawę, trener zaśmiał się tylko, że muszę ostro wziąć się do pracy, bo wyglądam zbyt normalnie. Nie wiedziałam za bardzo o co mu chodzi. Zrobił mi też krótką ankietę, o lubię jeść, na co jestem uczulona,  dowiedziałam się, że mieszkanie już mam przydzielone, jest w trakcie remontu i najważniejsze, że blisko. Muszę dostarczyć jeszcze dokumenty ze szkoły jakieś. Cholera ale roboty z tym wszystkim tylko, ale cieszyłam się, że w końcu, będę mogła robi coś co kocham na poważnie i najważniejsze, że będę mogła w końcu wiązać w tym przyszłość.  Nasza rozmowa potoczyła się bardzo szybko, nim się obejrzałam, trzeba było iść na mecz.
Dokładnie o 17.30 stałam przed wejściem na Podpromie, i nie wiedziałam za bardzo co mam zrobić, nie miałam biletów, ani mojej wejściówki, na dodatek nie ma tego pana, co zawsze był, KLOPS. Do Anki nie dało się dodzwonić, pewnie jest na hali, do chłopaków, nie ma co nawet dzwonić, jedyne wyjście, tylko tylne drzwi. Wychodziłam tamtędy tylko raz, módlmy się, żeby były otwarte, później będę się martwić o konsekwencje.

Całe szczęście tylne drzwi było otwarte, i całe szczęście, że nie miałam na sobie szpilek, bo byłoby słychać, że ktoś się przemieszcza, moje Nike idealnie pasowały do włamania, a później już tylko poczułam, uderzenie w głowę.
-         Halo! Niech się pani obudzi!!
-         Słyszy nas pani!!
-         Ee co się stało?- powoli zaczynałam wracać na ziemie.
-         SALAPSKA! Boże wiedziałem, że coś dziś wykombinujesz! Tylko nie wiedziałem kiedy i co dokładnie.
-         Ty znasz ją?- zapytał jakiś koleś- Próbowała wtargnąć od tyłu na mecz.
-         Nic ci nie jest? Ale śliwa będzie- zaśmiał się Mieszko z mojej osoby.
-         Za 20 minut gracie mecz, a ty się ze mnie nabijasz!
-         Za 10 minut, na trochę odleciałaś- zaśmiał się
-         Czy ktoś mi powie o co tu chodzi?- zaczął denerwować się koleś w garniturze.- Za chwile gramy mecz finałowy, a jakaś fanka nam tu dupę zawraca! Wyrzucić ją i idziemy na hale
-          Jakbyście drzwi zamykali, to bym tu nie weszła!!- oburzyłam się, byle kto mnie włamywaczem nazywać nie będzie.
-         Adaś spokojnie! Zatrzymaj nerwy na mecz, to jest Paulina Salapska, przyjaciółka drużyny. Spokojnie, znając ją, zapomniała biletów- zaśmiał się i pomógł mi wstać, jednak zakręciło mi się w głowie i musiałam przytrzymać się jego ramienia.- Może zawołać lekarza?
-         Nie, nie, nie trzeba.
-         To w takim razie przepraszam panią. Podał mi rękę koleś w garniaku.
-         Nic się nie stało, ale na przyszłość proszę zamykać tylne drzwi.
-         Tylko nikt nic o nich nie wiedział, to wyjście dla pracowników.
-         Kolejny dowód, że nie jestem włamywaczem, a teraz przepraszam, mecz. Musze pokazywać bilety? Wejściówki zapomniałam
Jakiś koleś dał mi jeszcze lód na głowę, bo miałam siniaka na czole, zdenerwowałam się, ale gdyby nie Mieszko, nie wyszłabym z tego.
-         Dziękuje- wyszeptałam do Niego, gdy zbliżaliśmy się do sektora.
-         Drobiazg, Zbychu kazał mi Cię poszukać-zaśmiał się.
-         Boże! SALAPSKA! Ty fujaro jebana! Coś ty znowu wymyśliła!- Anka na mnie naskoczyła, gdy zbliżaliśmy się z Mieszkiem.
-         Drzwi na mnie weszły-zaśmiałam się.- O! kurwa!!- Popatrzyłam na siatkarzy Resovi i aż musiałam usiąść.
-         Mdlejesz.- zaczął panikować Mieszko z moją przyjaciółka, aż siatkarze zaczęłi się zbliżać w naszą stronę.
-         Co On ma na głowie?- zaczęłam śmiać się ze Zbyszka, który akurat stał tuż przed nami, bo było koniec rozgrzewki i zaraz się zaczyna otwarcie.
-         Bardzo śmieszne!- oburzył się siatkarz – To oryginalny czubek!- poprawił swoją fryzuję oburącz
-         Ale wiocha- pokręciłam głową z nie do wierzenia- Gdzie Twoja...
-         Syśka! O jejku jesteś już, czemu się spóźniłaś tyle- zaraz koło nas, znalazła się dziewczyna Zbyszka, rany, jakbym mało czasu jej dziś poświęciłam
-         Zabije się Bartman!- powiedziałam do Zbyszka, ale nie słyszał, ale chyba wyczytał to z moich ust, bo zaczął się śmiać.- Boże, lepiej, żeby to wygrali
-         No wiadomo! Muszą wygrać! Będzie imprezka- pisnęła ostatnie słowo Katarzyna, a ja marzyłam, żeby trwało to tylko trzy sety!

Właściwie, można powiedzieć, że trwało krótko, ale nie trzy sety, tylko cztery, jednak, wolałabym żeby trwało pięć, cholera jasna! Przegrali! A miało być tak pięknie, miała być twierdza Rzeszów a jest dupa! Wilka dupa, nawet ten cholerny czubek Zbynia nie pomógł. Panowie byli, źli wściekli nawet można by rzec. Ja nie odzywałam się przez dwa ostatnie sety, które przegrali panowie, nie mogłam blokowało mnie, a co dopiero chłopaków, ale wiedziałam jedno, dzisiejszej nocy nie prześpi, żaden z Nich. Gdzie zrobili błędy? Czy, aż tak źle dziś grali? Można by zadawać takie pytania. Jednak moim zdaniem, nie grali źle, to. drużyna Skry grała dziś fenomenalnie. W takim razie jedziemy do Bełchatowa moi państwo.
-         I co? Znowu się spotykamy, do zobaczenia u nas, zniszczymy ciebie, i twoją watachę - śmiech ze strony pana Plińskiego? Można by rzec, że słychać go na całe Podpromie, bolało? Oczywiście. Puste słowa, skierowane w Twoją stronę. Później tylko jeden zdecydowany zamach lewej ręki, i czerwony ślad pozostał na Jego policzku, dziura w Jego sercu też!
-         Zbyszek! Zaczekaj- próbowałam zatrzymać przyjaciela.
-         Ma racje! Słyszysz! Na ten skurwiel racje, zjebałem to! Mogliśmy wygrać, gdybym tylko..- słowa klęski ze strony przyjaciela? Od razu włącza ci się lampka ostrzegawcza.
-         Czy ty słyszysz siebie, Zbyszek, do cholery, gdybanie nic ci teraz nie da!
-         To co mam kurwa zrobić?
-         Może nie krzyczeć na mnie?
-         Przepraszam, porostu...
-         Chodź tu.-przytuliliśmy się do siebie.- Macie jeszcze jedną szanse, rozumiesz?  Dziś byli lepsi, ale to wy będziecie w piątek najlepsi! Rozumiesz! Nie możesz pokazać, że się poddajesz do cholery, i ryczeć jak baba jakaś!
-         Kurwa! Spierdoliłem to!- oderwał się od mojego uścisku, i uderzył pięścią w ścianę.- Jak bym nie walił przed siebie..- zmusił mnie do tego czynu- Za co to- kolejny cios tego dnia, tym razem był on z cholernego przymusu, bolał, nie tylko jego, ale i ciebie!
-         Skończyłeś?- zapytałam.- Czy z drugiej strony tez się należy?
-         Wal śmiało!

Nie wytrzymałam, po prostu, złapałam za klamkę i chciałam wyjść, jego napad gniewu, próbowałam pomóc. Jednak nie pociągnęłam z klamkę, umożliwiło mi to cielsko na moim ciele.
-         Przepraszam!
-         Spokojnie- wielki człowiek, bezradny- Ja też przepraszam, nie powinnam.
-         Powinnaś, należało mi się.
-         Nie zaprzeczę- udało mi się wywołać na jego twarzy minimalny uśmiech.

Wiedziałam, że cierpi, ale nie tylko on, reszta chłopaków też, kibice tym bardziej, Jednak nie przegrali wszystkiego. Jest jeszcze jedno spotkanie, decydujące! Może nie na własnym gruncie,  jednak to nie ma znaczenia, wierze w naszych chłopaków, wierze w mojego przyjaciela.
Zbyszek szybko wziął prysznic, pożegnał się z Kaśką, musiała wracać do Bydgoszczy,jeden telefon i musi wracać, mniejsza z tym, była jego kobietą, powinna go znać, wiedzieć, że nie powinien być sam. Jednak byłam i ja, przyjaciółka, wpakowałam go na siedzenie pasażera jego Audi, zajechałam do sklepu monopolowego, 3 litry wódki powinny wystarczyć, oraz zabranie wszystkiego sprzętu elektronicznego. Odcięcie się od rzeczywistości? Pomaga? Oby Zbyszkowi pomogło..  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Strasznie się czułam pisząc ten rozdział, wciągnęło mnie to, i teraz jest jak jest, nie mi się wypowiadać.

http://www.youtube.com/watch?v=qXJjU96Z-zw hit spały! <3 siedzę i się zieję, dlaczego ja tego wcześniej nie widziałam ?:D ahaha Brawo chłopaki :D

CZYTASZ = KOMENTUJESZ  (cholernie to motywuje, jak wiem, że ktoś czyta )
Pozdrawiam, bardzo serdecznie
Buźka :*

6 komentarzy:

  1. Twój nowy rozdział potrafi poprawić humor człowiekowi po caaałym tygodniu :) Szanowna Katarzyna rozwaliła system xD Szczerze mówiąc idealna partia dla takiego ,,Zbynia", który mam nadzieję wyjdzie z doła ;P Czekam na kolejny! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam na początku, że pod ostatnim mnie (chyba) nie było, nawet sobie w zakładce zapisałam, ale zapomniałam:(
    Ale teraz już jestem i całkowicie podpisuję się pod Gabi. Ten rozdział poprawia na maksa humor :D
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Huehue Zbynio jest zajebisty ;) planujesz coś między Syśką a Zbigniewem? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardo bym chciała, jednak nie mogę zdradzać takich szczegółów. Należy więc, śledzić opowiadanie, kto wie, nie znasz dnia ani godziny.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Genialnie ;33 Czekam na więcej.
    http://wszyscy-popelniamy-bledy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde, nawet nie wiesz jak była mi potrzebna taka dawka śmiechu. Dziękuje ci za nią, na prawdę i szczerze.

    + razem z chwilą smutku na www.zjednoczeni-w-wspomnieniu.blogspot.com wpłynęła część szósta.

    Pozdrawiam,
    Camilla. :*

    OdpowiedzUsuń