Ventiquattro

Po przegranym  meczu cale szczęście Zbynio szybko się podniósł, był zwarty i gotowy na rewanż. I wiedziałam jedno, tym razem wygrają! Pomimo męczącego nas kaca w niedzielę, koło 11 podniosłam się z łóżka, atakujący dalej chrapał. Ja od razu sięgnęłam po wodę, i tabletki przeciwbólowe, nie dziwiło mnie to wale, 3 litry wódki to dużo, nawet jeśli na dwie głowy. Bartek wydzwaniał do nas całą noc, bo podobno się martwił, ale ja i tak wiedziałam swoje, nie miał gdzie spać. Ania mi pisała, że spał u Piotrka.
Niestety musiałam w niedziele po południu wracać do domu. Oczywiście Zbyszek odwiózł mnie i Anie, i nawet postanowił wpaść do mnie na obiad, na który go mama zapraszała..
Z projektu 4 dostałam, nie było, aż tak, źle jak na 5 godzin roboty. Dziś mecz finałowy, w Bełchatowie, niestety na którym nie mogłam jechać. Chociaż miałam już wszystko, bilety transport, a tu klops, ponieważ musiała iść na zmianę do restauracji. Pani Stasia rozchorowała się i musiałam iść na pierwszą zmianę, ale na szczęście mecz zdążę oglądnąć w polsacie sport.

Wiedziałam, tak cholernie cieszyłam się z tej wygranej, na dodatek 3:1, pomimo tego, że Kosiaczek dostał w kolanka i zemdlał, mdlałam z Nim( nie no ciśnienie mi tylko skoczyło, ale to norma, jak podczas większości momentach grozy  w meczu)  bólu gardła, w wstydu u sąsiadów (no co? Sędzia kalosz był) cieszę się z chłopakami. Niestety nie mogłam być  z Nimi, ale cieszyłam się, napisałam sms do Zbynia, że gratuluję wszystkim i takie tam. Dla pewności, czy z Kosą wszystko dobrze zapytałam.

Wiedziałam, że nie odpisze mi, bo nie będzie w stanie trafić, na odpowiednią literkę, ale i tak kocham tego głupka, w końcu jest moim przyjacielem. Nie wiem, jak ale w końcu udało mi się usnąć z tej nadpobudliwości, jednak mój spokój został przerwany, nocnym telefonem od kogo? Oczywiście, że od Zbynia
-         Słucham- czemu ja tak spokojnie odbieram ten telefon?
-         Nie słuuuchaj, bo cię wyrucham- rechotał Kosok, po drugiej stronie słuchawki.
-         Jest 3 w nocy, normalni ludzie śpią.
-         Normalnie, może tak, ale nie MISTRZOWIE!!!- tak dosadnie podkreślił mi ostatni wyraz.
-         Mistrzem Polskim jest Sovia- o rany, śpiew resoviaczków w nocy, przez słuchawkę, zawsze spoczko
-         Zamknąć ryja, ja tu Dziecinką gadam- oburzył się środkowy
-         Dzwonisz w konkretnej sprawie?
-         Powiedzieć, że żyje- zaśmiał się.
-         Ey, ale byłeś blady, jak jakieś gówno.
-         Ey kurwa, widział ktoś mój telefon?- zaczął drzeć japę Zbynio tak, że ja idealnie słyszałam to w słuchawce.
-         Aa kurwa!! No weź te łapy, nie mam go brutalu- piszczał Piotrek
-         Igła puść mi sygnał, nie mogłem znowu zgubić komóry
-         Miałeś dzwonić do Syśki- oświecił go Alek
-         A dzwoniłem?- zapytał. No przecież dzwonisz geniuszu.
-         Stary ktoś ci go za jebał, bo zajęty jest - rechotał Piotrek.- Szlak. Poczta mnie złapała
-         Kurwa! Musze zadzwonić do plusa, niech mi numer zablokują! Ja pierdole, świat schodzi na psy.
-         Siądź na dupie, a nie łazisz i łazisz, SALAPSKA nie śpij!!- na zimie sprowadził mnie Kosoczek.
-         Nie śpię, ale zaraz, to ty dzwonisz o Jego telefonu.
-         No wiem- zaśmiał się.
-         Dawaj Syśke- wydarł mu telefon atakujący.- Ey! Masz taki sam jak ja, cholera.
-         To przecież twój telefon baranie.- zaśmiał się Cichy.
-         Musiałeś mu mówić.- powiedział z wyrzutem Grzesiek.
-         Nie masz swojego telefonu? Tylko z mojego korzystasz?
-         Ale ty masz do Syśki darmowe, a ja chciałem pogadać.
-         Nie stać cię?
-         Kryzys jest nie słyszałeś? Rodzinę musze wykarmić jakoś nie?
-         Karma dla rybek kosztuje 30 złoty.- uu pocisk Zbyniuuu.- A ty w tysiącach zarabiasz.
-         Wal się na ryj, mogłem umrzeć na boisku, a ty na mnie krzyczysz i zbijasz.
-         Przynajmniej byś za to odszkodowanie dostał jakieś- zarechotał atakujący.
-         Ja pierdole panowie! Macie po piwie i mordy w kubeł, spać- krzyczał ktoś w oddali, zaraz znam ten głos, to Andrzej! Trener Andrzejek?
-         Ja też chce!- krzyczał Igła na cały głos.
-         Haaa.  A mnie trenerek lubi, a ciebie nie- cieszył się Grzegorz, i słychać było charakterystyczny odgłos <psssyyy> otwieranej puszki piwa.- Łeee!! Co to jest!?
-         Piwo, czytać nie umiesz- śmieje się Alek. 
-         Bezalkoholowe. No wie trener co.
-         No chyba nie myślałeś, że dam i prawdziwe.
-         Bartman!!- dobra to było śmieszne, ale nie o 3 nad ranem.- Jesteś tam?
-         O jesteś jednak, myślałem, że się rozłączyłaś.- zaśmiał się- Jakie cyrki ci mówię tutaj są.
-         Czy nie możesz mi tego powiedzieć przy najbliższej okazji, jest środek nocy ?
-         Wiadomo, powiem ci za 11 godzin.
-         A co wtedy jest?
-         Salapska!- wydarł się tak, że musiałam słuchawkę podnieść od ucha.
-         Aaaa o rynek ci chodzi?
-         No a kurwa o co? Masz być? I mnie to nie odchodzi.
-         Coo!! Jak to jej nie będzie, dawaj ją- Igła chciał mu słuchawkę zabrać chyba, ale nie wiem co się stało później, bo sygnał urwał się .

Kontynuowałam swój sen o dziwo, ale wcześniej wyłączyłam sygnał na wibracje, chce się wyspać wygrali, świetnie, ale ja chce spać! Nie wyspana Salapska, to zła Salapska.

Zamorduje, jak siatkóweczkę kocham, zamorduje. Kto mnie był w stanie obudzić o tak wczesnej porze? Najgorsze jest to, że mamy w domu nie było, nie miał kto odebrać stacjonarnego, musiałam więc podnieść się z ciepłego łóżeczka, i zejść na dół odebrać połączenie
-         Salapska śpisz?
-         Po nazwisku to ty w ryja Bartman możesz dostać.- zaraz czy to ma sens?
-         Co ma nazwisko do mojej mordeczki.- zaśmiał się- Śpisz?
-         Nie kurwa po jajach się drapie.
-         Takich od kury?
-         Nie od przepiórki.- westchnęłam głęboko.- Która godzina?
-         No już 7 jest.
-         Turlaj dropsa idę spać!- nie zwracając uwagi o chce, odłożyłam słuchawkę na miejsce. Jednak tym razem wyłączyłam też i kabelek. By nikt nie mógł się dodzwonić. W końcu kiedyś muszę się wyspać w Rzeszowie, to nie było możliwe, więc kiedyś musze.


Wyspana zwarta gotowa do roboty obudziłam się gdzieś po 10. od razu popatrzyłam na telefon 54 połączenia nieodebrane, i 120 wiadomości jak mój kochany LG jeszcze chodzi, ja się pytam? Ogółem wiadomości od atakującego i reszty Mistrzuniów, Malinki, mamy i Ani, ojj dostane po dupie coś mi się wydaje. Jednak, na chwilę obecną zbytnio nie przejęłam się tym. Zdążyłam włączyć laptopa i zrobić sobie kawę, gdy usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi
-         BARTMAN! Jeśli to ty ja ci  nogi z dupy powyrywam!! -  powiedziałam raczej sama do siebie i podreptałam otworzyć drzwi.
-         Boże dziewczyno! Ja ci kiedyś nogi z tego wielkiego dupska powyrywam!- słyszę moje słowa, dokładnie taki monolog do Bartmana wysłałam przed sekundą.
-         Ey! Nie mam dużej dupy- udałam obrażoną i poszłam do kuchni.
-         Widziałaś nagrania z finału?
-         Tak oglądałam mecz- ogarnięta moja przyjaciółeczka.
-         To ty nic nie masz przeciwko, że ten kretyn wyjeżdża?- krzyczała na mnie.
-         O czym ty mówisz wariatko? Wolniej i nie krzycz z łaski swojej.
-         No o Bartmanie i o Jego wyjeździe do Włoch.
-         Zbyszek jest w aktualnie w drodze do Rzeszowa geniuszu.
-         Ale jak widać, długo tam nie zastanie zmienia klub, ZNOWU!
-         A ty skąd to wiesz?
-         No z wywiadu, ale ty mało kumata jesteś- od razu puściła mi nagranie z wywiadu po meczowego, o tym, że Zbynio do Włoch wyjeżdża, grać w Modenie? Czy byłam zła? NIE
-         Syśka słońce jesteś zła?
-         No przecież mówię, że nie!
To jego wybór, że zmienia klub. Ale w sumie nie narzekał, że jest mu tu źle, że mu się znudziło. Ale jego wybór, ja nie będę mieć do Niego o to pretensji, chce się rozwijać. Jesteśmy TYLKO przyjaciółmi.- uderzyłam ze zdenerwowania aż ręką w stół, jednak od razu zobaczyłam, że mój telefon znowu dzwoni, tym razem, numer był z klubu, gdzie pracuje Marin
-    Co, ale jak to Marcin zniknął?- nie wierzyłam w słowa menagera
-         Nie wiem jak, ale zapadł się pod ziemie.
-         Ja pierdzielę, tak po prostu- nie dowierzałam.
-         No mówię Ci, dziś miał grać w klubie, a jego na próbie nie ma,
-         Dzwoniłeś do niego?
-         Nie kurwa, nie dzwoniłem- krzyczy mi do słuchawki Konrad, jego menager.- Sory poniosło mnie, ale do cholery mógł powiedzieć, że nie cos mu wypadło, dobra musze dzwonić po kogoś na zastępstwo.
-         No powodzenia tam,
-         Aaa jak co to wpadaj otwarcie dziś jest, pierwsze po remoncie.
-         Wiesz co ci powiem, że bardzo chętnie wpadniemy.
-         Ok. piona.

Cholera tego się nie spodziewałam, może nie miałam z Nim kontaktu od kłótni, no ale nie myślałam, że od tak zapadnie się pod ziemię 
-         Coś się stało?
-         Marcin zniknął- powiedziałam do przyjaciółki, a ta piła akurat herbatę, ale się przejęła
-         Anka!
-         Hmmm- dalej piła.
-         Ty coś wiesz!- jej oczy, wariatka nie umie kłamać.
-         Nic nie wiem, nie rozumiem, o czym mówisz.
-         Przecież widzę, powiedz o co chodzi, czy coś mu grozi? ANKA!!
-         Powiem ci tyle, że nic mu nie grozi, odezwie się do ciebie po wszystkim.
-         Ale gdzie on jest?
-         W bezpiecznym miejscu, ale przepraszam nie mogę ci powiedzieć, obiecałam mu to, wybacz, musimy uszanować jego decyzję.
Nie byłam zła na przyjaciółkę, w końcu obiecała mu to, skoro jest bezpieczny, nie mogę nalegać, żeby mi powiedziała
-         Dobra mam na dzisiaj dość wrażeń, idziemy wieczorem się zabawić.
-         No wiadomo, pasowałoby się jakoś już zbiera do Rzeszowa trochę drogi jest.
-         Łołoo do Rzeszowa jedziemy?
-         No a nie? Chłopaki i 15 mają dojechać ma Rynek.
-         Ja tam nie jadę.- powiedział bez namysłu, i zaczęłam wsadzać kubek do zmywaka.
-         Podobno nie jesteś zła na Zbyszka.
-         Nie jestem, uszanuje jego wybór, ale sory, mógłby mi powiedzieć, że się przenosi do innego klubu. -  akurat zdążyłam usłyszeć wibracje telefonu ZBYNIO- O rany znowu on.
-         Nie odbierzesz?
-         Odbiorę nie jestem zła na Niego.- No cześć
-         Jesteś już w Rzeszowie?
-         Nie w domu jestem.
-         O której będziecie, Cichemu telefon padł, w ogóle cyrki takie, do Anki dodzwonić się nie może.
-         Wiesz o ja dziś nie mogę, ale Ania....
-         Co? Jak nie możesz!
-         Nie mogę, źle się dziś czuję.
-         Coś się stało? Okres masz?- zaczął panikować, czułam to po tonie jego głosu.
-         Nie, nie mam okresu, źle się czuje, po prostu.
-         Czy coś się stało? Zła jesteś na mnie? Cos zrobiłem?
-         Nie nic się nie stało, przepraszam ,ale musze kończyć.
-         Zadzwonię potem.
-         Jak chcesz, a i gratuluje nowego kontraktu.
-         Jakiego kontraktu?
-         Jak to jakiego? Z Modeną, świetny wybór klubu.
-         Coo! Coś ty się naćpała.
-         Mówiłeś że..- wybuchł śmiechem.- Sory mama mnie wola, pozdrów chłopaków na razie.
-         Ale Syśka!!- krzyczał do słuchawki jeszcze, ale wyłączyłam połączenia.
-         Ty serio jesteś pojebana! Czemu go tak traktujesz?- od razu naskoczyła na mnie Anka.
-         Błagam cię skończ, nie chce o tym gadać, okay?

Dobra przesadziłam trochę nie powinnam tak traktować Zbyszka, w końcu jest moim przyjacielem. Właśnie jestem moim przyjacielem, dlatego powinien mi powiedzieć, że opuszcza Resovie do cholery! Tym bardziej, że dowiedziałam się o tym przez głupi wywiad. Już nie wspomnę o tym, że sama przeprowadzam się, do Rzeszowa, i sam mnie na to namawiał, że będziemy bliżej siebie. w końcu jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele, sobie pomagają wspierają się,Ale mniejsza z tym, dziś wieczorem, zamierzam się dziś dobrze bawi, bez względu na wszystko.

      Już miałam opuszczać mieszkanie, gdy zobaczyłam, że przed drzwiami stoi wysoka zarośl ... CDN .
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
POŚLIZG :( znowu ech. przykro mi, ale dałam się chorobie i aktualnie jestem w trakcie anginy, bezsilność. jednym słowem. A co do rozdziału, chyba jest taki, jakie moje samopoczucie ( do d*py ) za przeproszeniem. Ale obiecuję poprawę, i powiem tyle, że nowy rozdział pojawi się, do końca tygodnia, już jest, trzeba narzucić tylko poprawki ;)

A dzik będzie tatusiem! <3 ajjj, chyba już każdy wie, ale napisze. Serdecznie gratulujemy przyszłemu tatuśkowi, BĘDZIE MAŁA KRUSZYNA <3

Do następnego Dziubki xd
Pozdrawiam ;*

Ventitre

Od samego rana chodziłam nabuzowana, wszystko mnie denerwowało, na dodatek mecz dopiero o 18:00  Ja kurwicy dostanę do tej godziny, lub pozabijam cały Bełchatowski zespół, żeby tylko nie mogli wygrać. No tak sobotni poranek, godzina 8.00 a ja już na nogach. Dziś jest mecz, FINAŁOWY czy tylko ja się denerwuje? Niestety na chwilę obecną w tym domu tak, Zbyszek śpi, molestując przy tym swojego gejowatego psiaka, Bartek obrażony na cały świat pewnie też śpi, po tym jak mu powiedziałam, napisałam i wyśpiewałam, że nie jestem jego osobą zainteresowana (dobra może lekko też przesadziłam, wylewając mu kubek zimnej wody w twarz) ale nie miałam wyjścia, to było pierwsze pod ręką, gdy przygniatał mnie do blatu stołu w kuchni, jak robiłam obiad. Nie pozostawił mi wyboru, więc zrobiłam co  zrobiłam, jednak nie przywidziałam tego, że wyjdzie z mieszkania i wróci w nocy.
           
             Zrobiłam sobie mocą kawę,  i już miałam pisać do Ani sms, że widzimy się na meczu, jednak nie mogłam znaleźć swojego telefonu, no tak znowu go gdzieś posiałam. Właśnie sprawdzałam facebooka, i napisała do mnie Sandra z zadaniem, że na poniedziałek musi być gotowe, bo na pracy waży się ocena końcowa. Normalnie, jak to przeczytałam, złapałam się za głowę, jak w dwa dni, ja mam narysować i wykonać, w rozmiarze A3, kompozycje asymetryczną, otwartą z minimum ośmiu przedmiotów, na dodatek praca ma być wykonana z papieru kolorowego.
-                     Dziecinka! Słońce, zamknij buzie- do kuchni wpadł Zbyszek, i mnie wystraszył, tak że ochotę miałam rzucić w Niego tym biednym laptopem.- Bo Ci mucha do..
-                     Nawet nie kończ! Czytaj- wskazałam mu ekran monitora, a tan od razu zabrał moją kawę i zaczął czytać.
-                     No i co to jest?
-                     Czytać nie umiesz?- zakpiłam z Niego- Moje zadanie na poniedziałek.
-                     I niby jak masz to zadanie zrobić, narysować ?
-                     Wykleić geniuszu!  Ja pierniczę. Na dodatek, ocena waży się z oceną końcową.
-                     O weź się za szkice czy co tam, a nie lamentujesz- zaśmiał się.
-                     Ale ci się żarty trzymają, ty byś się meczem zaczął martwić.
-                     Mecz jak to mecz, wygramy albo przegramy.- powiedział, patrząc do lodówki.- Jadłaś śniadanie.
-                     Chyba światło- zaśmiałam się.- Gustowne bokserki -Czerwone z  wesołą minką na pośladkach.
-          No a jak.- klepnął się w jeden pośladek i zaczął wyciągać patelnię, chyba chciał zrobić jajecznicę, ale z czym ją zjeść. Dokładnie o tym jak pomyślałam, siatkarz szukał murzyna, który pójdzie mu do sklepu kupi chleb i nutelle, zaśmiałam się tylko z jego słów. Miałam otwierać już usta, gdy zabrzmiał sygnał telefonu.- Dziwne, nie znam tego numeru.- Zbyszek powiedział i odebrał telefon, ale przecież to mój sygnał! Mam taką samą piosenkę- No witam witam, no tak siedzi w Rzeszowie, no będzie na meczu dobra siemanko -rechot- nie dziękuję- Rozłączył się z dziwnym rozbawieniem na twarzy.
-         No i z czego ryja cieszysz?
-         Masz być o 16:00 pod Podpromiem .
-         Niby po co?
-         Powiedziałbym, a po gówno, i dalej wchodził w ten dialog, ale idę do spożywczaka, bo głodny jestem.
-         Bartman!! Ogarnij się i mów!
-          O rany nie wiem, ten twój cały trener, chce się z tobą spotkać chce.
-         Skąd ty to wiesz?

No tak wiedziałam, że coś tu mi nie pasowało, po tej rozmowie z Bartkiem, co się zgubił coś było dziwnego, jak się okazało, Zbyszek pomylił nasze telefony, ja miałam jego, a on mój, No i nie dziwny człowiek? Atakujący poszedł pod prysznic, a ja zabrałam się za pierwsze szkice, pomijam fakt, że na kartce w kratce z zeszytu, ale musiałam już mieć jako taki plan ,co wykonam, i jak to zrobię. Po godzinie wrócił Zbyszek objaśnił mi, że jest głodny i robi naleśniki. Nie dało się nie wybuchną śmiechem, gdy próbował wybić jajka do garnka i mu ciarupka wpadła, widelcem ją wyciągał, popatrzył na mnie z „pod byka” i kontynuował.

Nalał dwa kartony mleka do garnka.
-         Nie za mały ten ganek, jak na dwa litry mleka? Nie wymieszasz z mąką tego.
-         Nie ucz ojca dzieci robi, co?
Wrócił do kontynuowania czynności, sól, cukier olej mąka, męczył się biedak, dosypywał tej mąki, zdenerwowany na cały świat, bo mu się wylewa.
-         A nie mówiłam- zaśmiałam się z atakującego, jednak w odpowiedzi zostałam obdarzona gniewnym spojrzeniem. Siatkarz wyciągnął większy garnek i udało mu się wymieszać, szczęśliwy, sprawdził konsystencje masy i był z siebie zadowolony, dolał na koniec jeszcze troszkę oleju.  Już miał wylewać płynną ciesz na patelnie, gdy..
-         A proszek do pieczenia? 
-         A nie dałem?- odpowiedział pytaniem, na pytanie.
-         Ja mam wiedzieć co ty tam sypiesz?- zaśmiałam się, siatkarz od razu sięgnął po słoiczek z proszkiem i wsypał na oko. Następnie wymieszał wszystko jeszcze raz, dymny z siebie jak paw, zaczął wylewać na patelnie. Pierwsza porcja udała mu się, posmarował naleśnik Nutellą, położył banany na wierzch, dodatek bitej śmietany
-         Proszę i smacznego- postawił przed moją osobą talerz, od razu mi się czerwone światełko włączyło.
-         Czemu pierwsza mam jeść? Ty pierwszy skosztuj.
-          Przecież Cię nie otruje- powiedział, chwycił cały rulonik i wsadził sobie do ust.- Pycha- powiedział z pełną buzią , gdy już trochę miał miejsca w niej, wcisnął sobie bitą śmietanę do środka.

Wrócił do smażenia dania, zrobił taką samą porcję dla mnie, oczywiście zjadłam, i było pyszne, ja osobiście zrobiłabym do tego kakao, ale wiadomo co za dużo słodyczy, to nie zdrowo. Naleśniki wysmażone, no tak dwa litry mleka, dużo ich było, ale wiedziałam jedno, w tym domu nie zginą, nagle drzwi główne otworzyły się i wparował Cichy z Ania, dosłownie, bo Piotrek niósł Anie na rękach.
-         Eeee co wy dzieciaczki robicie- zaśmiałam się na ich widok.
-         Windę macie popsutą, a Anie noga boli, więc nią niosłem- powiedział, jakby nigdy nic środkowy.
-         Przecież, z pół godziny temu chodziła.
-         A wzywaliście ją w ogóle.-zaśmiałam się, na co Ania wybuchła głośnym śmiechem
-         Ey!! Kruczajówna!- oburzył się Cichy.- A jak bym tak stracił panowanie nad sobą i byśmy spadli ze schodów.
-         Trudno, najwyżej byś nie zagrał meczu- wystawiła mu język
-         O naleśniki!- powiedział Piotrek i od razu zabrał się za pałaszowanie.- Kakao bym się napił do tego jeszcze.
-         Tak, poczęstuj się- powiedział jakby nigdy nic, Zbyszek
-         Ale kakao, też mogę sobie zrobić?
-         Nie!!- krzyknął Zbynio.- Życie niewinnych ludzi, może być zagrożone, lepiej nie.
-         Wredny jesteś, ale naleśniki pyszne.
-         No przecież wiadome to było, sam ich robiłem- napiął się dumnie po raz kolejny Zbyszek.        

Cichy i moja przyjaciółka zjedli resztę naleśników, o mnie nie zdziwiło, myślałam jednak, że Ania zostanie ze mną pogadać trochę, jednak ta oznajmiła mi, że idzie z Piotrkiem zwiedzać Rzeszów. Nie rozumiem tych ludzi, środkowy dziś gra mecz ,a nic sobie z tego nie robi. Zbyszek też wyparował do fryzjera. Rany, on chodzi tam częściej niż ja, oznajmił mi tylko, że Kasia przyjedzie, a ja mam się nią zająć sama osobiście
-         Przecież, masz jeszcze Bartka- zaśmiał się i wyszedł.
Lekko zdenerwowana, postanowiłam, że się wykąpie, w końcu już 11, powoli trzeba zacząć się przygotowywać.
Wykąpana, wy balsamowana,  ubrana w krótkie spodenki i bokserkę siadłam w salonie i zaczęłam malować sobie paznokcie. Jednak, gdy skończyłam usłyszałam dzwonek do drzwi.
-         No cześć Syśka! Dawno Cię nie widziałam co u Ciebie, z tego co mi mówił Zbyś, jest  fryzjera za  kwadrans ma być z powrotem- Bartman, wracaj szybko, ja nie wytrzymam tu długo!
-         Napijesz się czegoś?
-         Nie no zrobię sobie sama, spokojnie.
Poszłam od razu do salonu na kanapę, żeby tylko tu nie przyszła modliłam się o to, jednak pomyliłam się, przylazła
-         Jezus Syśka! Boże, gdzie ty chodzisz z tymi paznokciami, musisz dać mi namiary, świetnie wyglądają ten frencz, super.
-         Eee sama maluję sobie paznokcie, nawet co tylko- chyba powinna to zauważyć, lakiery na stoliku, smród lakieru roznoszący się po mieszkaniu, nawet to, że ruszam rękami, żeby szybciej lakier wysechł.
-         Żartujesz! Aaa! Tipsy tez przyklejałaś sama? Musisz mi takie same zrobić, jak prawdziwe wyglądają.
-         Bo są prawdziwe- powiedziałam już zdenerwowana. 
-         Tak jasne, może jeszcze cycki masz prawdziwe- zaśmiała się, jednak chyba zobaczyła moją poważną minę to zakończyła swój napad śmiechu .-Ja pierdole! Skąd ty takie cuda masz, patrz jakie ja mam –dosłownie chwyciła moje ręce i złapała za swój biust.- Nic nie mam, myślałam zrobić sobie nowe, ale boje się, jejku! Mogę dotknąć- patrzyła na mój biust, Bartman! Weź tą laskę® stąd!.- Serio, świetne są, takie masywne w ogóle- Miałam mówić, że kurwa lakier na paznokciach mam, ale dalej myślałam nad tym dlaczego, moje ręce są na jej cyckach!- Boże ja też takie chce, na pewno faceci cholernie lecą na twoje cycki!
-         Dzięki- no czy ona ma mnie za byle szmatę.
-         Nie o to mi chodziło, debilka jakaś ze mnie- coś zaczyna gadać od rzeczy.

45 minut z tą panna to dla mnie za dużo! Zdecydowanie, Bartman ja cię zamorduje kiedyś, na dodatek muszę z Nią iść kiedyś, końcu na te zakupy, nie uśmiecha mi się takie coś! Zdenerwowana, wyszłam w końcu z mieszkania atakującego na miasto, zostawiając Kaśkę z Bartkiem samych w domu. Niech robią co chcą. Postanowiłam trochę rozglądnąć się po mieście, niby bywałam w Rzeszowie często, ale mało znałam tej część miasta.

Punktualni o 16 byłam pod halą, gdzie poznałam kolesia, z którym gadałam o stypendium. Zabrał mnie do restauracji, nie powiem byłam cholernie głodna, te naleśniki Zbyszka mnie nie utrzymają cały dzień na siłach,  zamówiłam więc sałatkę z łososia i białą kawę, trener zaśmiał się tylko, że muszę ostro wziąć się do pracy, bo wyglądam zbyt normalnie. Nie wiedziałam za bardzo o co mu chodzi. Zrobił mi też krótką ankietę, o lubię jeść, na co jestem uczulona,  dowiedziałam się, że mieszkanie już mam przydzielone, jest w trakcie remontu i najważniejsze, że blisko. Muszę dostarczyć jeszcze dokumenty ze szkoły jakieś. Cholera ale roboty z tym wszystkim tylko, ale cieszyłam się, że w końcu, będę mogła robi coś co kocham na poważnie i najważniejsze, że będę mogła w końcu wiązać w tym przyszłość.  Nasza rozmowa potoczyła się bardzo szybko, nim się obejrzałam, trzeba było iść na mecz.
Dokładnie o 17.30 stałam przed wejściem na Podpromie, i nie wiedziałam za bardzo co mam zrobić, nie miałam biletów, ani mojej wejściówki, na dodatek nie ma tego pana, co zawsze był, KLOPS. Do Anki nie dało się dodzwonić, pewnie jest na hali, do chłopaków, nie ma co nawet dzwonić, jedyne wyjście, tylko tylne drzwi. Wychodziłam tamtędy tylko raz, módlmy się, żeby były otwarte, później będę się martwić o konsekwencje.

Całe szczęście tylne drzwi było otwarte, i całe szczęście, że nie miałam na sobie szpilek, bo byłoby słychać, że ktoś się przemieszcza, moje Nike idealnie pasowały do włamania, a później już tylko poczułam, uderzenie w głowę.
-         Halo! Niech się pani obudzi!!
-         Słyszy nas pani!!
-         Ee co się stało?- powoli zaczynałam wracać na ziemie.
-         SALAPSKA! Boże wiedziałem, że coś dziś wykombinujesz! Tylko nie wiedziałem kiedy i co dokładnie.
-         Ty znasz ją?- zapytał jakiś koleś- Próbowała wtargnąć od tyłu na mecz.
-         Nic ci nie jest? Ale śliwa będzie- zaśmiał się Mieszko z mojej osoby.
-         Za 20 minut gracie mecz, a ty się ze mnie nabijasz!
-         Za 10 minut, na trochę odleciałaś- zaśmiał się
-         Czy ktoś mi powie o co tu chodzi?- zaczął denerwować się koleś w garniturze.- Za chwile gramy mecz finałowy, a jakaś fanka nam tu dupę zawraca! Wyrzucić ją i idziemy na hale
-          Jakbyście drzwi zamykali, to bym tu nie weszła!!- oburzyłam się, byle kto mnie włamywaczem nazywać nie będzie.
-         Adaś spokojnie! Zatrzymaj nerwy na mecz, to jest Paulina Salapska, przyjaciółka drużyny. Spokojnie, znając ją, zapomniała biletów- zaśmiał się i pomógł mi wstać, jednak zakręciło mi się w głowie i musiałam przytrzymać się jego ramienia.- Może zawołać lekarza?
-         Nie, nie, nie trzeba.
-         To w takim razie przepraszam panią. Podał mi rękę koleś w garniaku.
-         Nic się nie stało, ale na przyszłość proszę zamykać tylne drzwi.
-         Tylko nikt nic o nich nie wiedział, to wyjście dla pracowników.
-         Kolejny dowód, że nie jestem włamywaczem, a teraz przepraszam, mecz. Musze pokazywać bilety? Wejściówki zapomniałam
Jakiś koleś dał mi jeszcze lód na głowę, bo miałam siniaka na czole, zdenerwowałam się, ale gdyby nie Mieszko, nie wyszłabym z tego.
-         Dziękuje- wyszeptałam do Niego, gdy zbliżaliśmy się do sektora.
-         Drobiazg, Zbychu kazał mi Cię poszukać-zaśmiał się.
-         Boże! SALAPSKA! Ty fujaro jebana! Coś ty znowu wymyśliła!- Anka na mnie naskoczyła, gdy zbliżaliśmy się z Mieszkiem.
-         Drzwi na mnie weszły-zaśmiałam się.- O! kurwa!!- Popatrzyłam na siatkarzy Resovi i aż musiałam usiąść.
-         Mdlejesz.- zaczął panikować Mieszko z moją przyjaciółka, aż siatkarze zaczęłi się zbliżać w naszą stronę.
-         Co On ma na głowie?- zaczęłam śmiać się ze Zbyszka, który akurat stał tuż przed nami, bo było koniec rozgrzewki i zaraz się zaczyna otwarcie.
-         Bardzo śmieszne!- oburzył się siatkarz – To oryginalny czubek!- poprawił swoją fryzuję oburącz
-         Ale wiocha- pokręciłam głową z nie do wierzenia- Gdzie Twoja...
-         Syśka! O jejku jesteś już, czemu się spóźniłaś tyle- zaraz koło nas, znalazła się dziewczyna Zbyszka, rany, jakbym mało czasu jej dziś poświęciłam
-         Zabije się Bartman!- powiedziałam do Zbyszka, ale nie słyszał, ale chyba wyczytał to z moich ust, bo zaczął się śmiać.- Boże, lepiej, żeby to wygrali
-         No wiadomo! Muszą wygrać! Będzie imprezka- pisnęła ostatnie słowo Katarzyna, a ja marzyłam, żeby trwało to tylko trzy sety!

Właściwie, można powiedzieć, że trwało krótko, ale nie trzy sety, tylko cztery, jednak, wolałabym żeby trwało pięć, cholera jasna! Przegrali! A miało być tak pięknie, miała być twierdza Rzeszów a jest dupa! Wilka dupa, nawet ten cholerny czubek Zbynia nie pomógł. Panowie byli, źli wściekli nawet można by rzec. Ja nie odzywałam się przez dwa ostatnie sety, które przegrali panowie, nie mogłam blokowało mnie, a co dopiero chłopaków, ale wiedziałam jedno, dzisiejszej nocy nie prześpi, żaden z Nich. Gdzie zrobili błędy? Czy, aż tak źle dziś grali? Można by zadawać takie pytania. Jednak moim zdaniem, nie grali źle, to. drużyna Skry grała dziś fenomenalnie. W takim razie jedziemy do Bełchatowa moi państwo.
-         I co? Znowu się spotykamy, do zobaczenia u nas, zniszczymy ciebie, i twoją watachę - śmiech ze strony pana Plińskiego? Można by rzec, że słychać go na całe Podpromie, bolało? Oczywiście. Puste słowa, skierowane w Twoją stronę. Później tylko jeden zdecydowany zamach lewej ręki, i czerwony ślad pozostał na Jego policzku, dziura w Jego sercu też!
-         Zbyszek! Zaczekaj- próbowałam zatrzymać przyjaciela.
-         Ma racje! Słyszysz! Na ten skurwiel racje, zjebałem to! Mogliśmy wygrać, gdybym tylko..- słowa klęski ze strony przyjaciela? Od razu włącza ci się lampka ostrzegawcza.
-         Czy ty słyszysz siebie, Zbyszek, do cholery, gdybanie nic ci teraz nie da!
-         To co mam kurwa zrobić?
-         Może nie krzyczeć na mnie?
-         Przepraszam, porostu...
-         Chodź tu.-przytuliliśmy się do siebie.- Macie jeszcze jedną szanse, rozumiesz?  Dziś byli lepsi, ale to wy będziecie w piątek najlepsi! Rozumiesz! Nie możesz pokazać, że się poddajesz do cholery, i ryczeć jak baba jakaś!
-         Kurwa! Spierdoliłem to!- oderwał się od mojego uścisku, i uderzył pięścią w ścianę.- Jak bym nie walił przed siebie..- zmusił mnie do tego czynu- Za co to- kolejny cios tego dnia, tym razem był on z cholernego przymusu, bolał, nie tylko jego, ale i ciebie!
-         Skończyłeś?- zapytałam.- Czy z drugiej strony tez się należy?
-         Wal śmiało!

Nie wytrzymałam, po prostu, złapałam za klamkę i chciałam wyjść, jego napad gniewu, próbowałam pomóc. Jednak nie pociągnęłam z klamkę, umożliwiło mi to cielsko na moim ciele.
-         Przepraszam!
-         Spokojnie- wielki człowiek, bezradny- Ja też przepraszam, nie powinnam.
-         Powinnaś, należało mi się.
-         Nie zaprzeczę- udało mi się wywołać na jego twarzy minimalny uśmiech.

Wiedziałam, że cierpi, ale nie tylko on, reszta chłopaków też, kibice tym bardziej, Jednak nie przegrali wszystkiego. Jest jeszcze jedno spotkanie, decydujące! Może nie na własnym gruncie,  jednak to nie ma znaczenia, wierze w naszych chłopaków, wierze w mojego przyjaciela.
Zbyszek szybko wziął prysznic, pożegnał się z Kaśką, musiała wracać do Bydgoszczy,jeden telefon i musi wracać, mniejsza z tym, była jego kobietą, powinna go znać, wiedzieć, że nie powinien być sam. Jednak byłam i ja, przyjaciółka, wpakowałam go na siedzenie pasażera jego Audi, zajechałam do sklepu monopolowego, 3 litry wódki powinny wystarczyć, oraz zabranie wszystkiego sprzętu elektronicznego. Odcięcie się od rzeczywistości? Pomaga? Oby Zbyszkowi pomogło..  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Strasznie się czułam pisząc ten rozdział, wciągnęło mnie to, i teraz jest jak jest, nie mi się wypowiadać.

http://www.youtube.com/watch?v=qXJjU96Z-zw hit spały! <3 siedzę i się zieję, dlaczego ja tego wcześniej nie widziałam ?:D ahaha Brawo chłopaki :D

CZYTASZ = KOMENTUJESZ  (cholernie to motywuje, jak wiem, że ktoś czyta )
Pozdrawiam, bardzo serdecznie
Buźka :*

Ventidue

Tego wieczoru Zbyszek miał racje, po wspólnym tańcu z Bartkiem od razu zaprowadził mnie do baru i zamówił nam dwie wódki z cola, nawet nie zapytał mnie czy lubię. Po 4 kolejkach znowu wróciliśmy na parkiet, doskonale znałam zamiary przyjmującego, ocierał się o mnie i za każdym razem w ciągu tych kilkunastu piosenek, gdy miałam blisko głowę próbował skraść mi causa Jednak z pomocą przyszedł mi Zbynio, że dzwoniła do jego osoby moja rodzicielka, dziwne, bo było już grubo po 23, zabrałam więc swoją torebkę z naszej loży i wyszłam na dwór, o dziwo Bartek nie poszedł za mną tylko tłumaczył się, ze musi do łazienki. Wyszłam więc do parku nieopodal, tak, żebym doskonale słyszała głos rodzicielki, i wybrałam jej nurem.
-                     Jasna cholera z 10 razy do ciebie dzwoniłam- od razu dało się usłyszałam ze słuchawki.
-                     Tez miło mi cię mamuś słyszeć
-                     Martwiłam się tak?
-                     Jak widać żyje, czy oś się stało?
-                     Jest mały problem, nie mam z kim jutro Mila zostawić pomyślałam więc, że Mateusz może go do ciebie przywieź, bo ja musze jechać na szkolenia
-                     Nie! Znaczy sama mogę po młodego pojechać.O której kończy zajęcia
-                     O 11.30
-                     Dobra to ja go odbiorę
-                     Dzięki córeczko krytyczna sytuacja, ja koło 18 powinnam już wrócić
Pożegnałam się z rodzicielką i szybko wróciłam do klubu. Zabawa coraz bardziej rozkręcała się, każdy już lekko sobie chlapnął, wiadomo, ale nie za dużo, w pewnym momencie przysiadła się do nas jakaś blond różowa cizia, od razu położyła rękę na kolanie Zbynia, coś mu wyszeptała na ucho, a ten się zaśmiał,
-                     Źle trafiłaś słoneczko, spadaj- zaśmiał się jeszcze głośniej tamta od razu oderwała się od mojego przyjaciela, huknęła i opuściła naszą loże
-                     Stary taką dupę spłoszyłeś!- od razu na Zbyszka zaczął się rzucać Grzesiek
-                     Spierdalaj co?- nie chciał nawet kontynuować rozmowy, tylko odszedł od stolika, a ja powędrowałam za Nim
-                     EEy co jest?- złapałam go zaraz przy wyjściu
-                     Co one we mnie widzą?- oburzył się.- Ja pierdole, czy ja musze by taki seksowny!- walnął pięścią w ścianę
-                     Co lodzika proponowała- zaśmiałam się
-                     Bardzo śmieszne wracam co domu, wracasz ze mną?
-                     Jutro musze po Młodego jechać, więc też wrócę, aha tylko pod jednym warunkiem
-                     No jakim?
-                     Ja ci lodzika nie zrobię- wystawiłam mu język.- Zamawiamy taxi?
-                     Masz ochotę na spacer? Cholera zdenerwowałem się
-                     Ale mnie nie zgwałcisz po drodze co?
-                     Widać, że niezadowolona ostatnio chodzisz, czyżby cię Siurak niezadowolił- zaśmiał się
-                     Skończy ten bezsensowny temat i wracajmy.- przekręciłam się na pięcie i poszłam w stronę mieszkania Zbynia
-                     Tak jest dom.- zaśmiał się atakujęcy
Dobra może i miałam  słabą pamięć do map, ale od czego są GPS-y? Nie powiem było mi zimno, po 15 minutach drogi, i cholernie bolały mnie stopy o mi strzeliło go głowy zgodziś się na takie coś? Po tym, ja złapałam się ręki Zbynia i jako  tako próbowałam nadążyć za jego tempem chodzenia
-                     Czy możesz trochę zwolnić?- zapytałam nagle
-                     Nogi cię bolą?- zaśmiał się.- Trzeba było sobie wyższe buty wziąć
-                     Frejer!
-                     Dobra niech stracę! Wskakuj- Chodziło mu o to, żebym mu na barana wskoczyła
-                      Serio! – ucieszyłam się.- Ale mnie nie zgub i trzymaj torbę.- rzuciłam mu w ręce moją torebeczkę, bo nie miałam jak się trzymać z nią w końcu, wskoczyłam mu na barana
-                     O kurwa! Już tego żałuje, ile ty ważysz
-                     Tyle co rano!- pociągnęłam go za włosy
-                     Jeszcze raz, a cię upuszczę
-                     No idź szybciej, bo mi się chce za potrzebą
-                     A weź tu pomagaj babie, to jeszcze cię popędza
-                     Mówiłeś coś Zbyniu?- zaśmiałam się na jego słowa
-                     Że piękną mamy dziś noc – powiedział od razu

Po 35 minutach przemarznięci, zmęczeni i głodni doszliśmy do mieszkania Zbynia. Od razu atakujący rzucił się na łóżko, a ja ściągnęłam szpilki z nóg
-                     Dziecinka, słońce kochane, zrób herbatki.- usłyszałam z salonu
-                     A co ja jestem kelnerka twoja jakaś?- oburzyłam się, ale w sumie sama zdążyłam już nastawić wodę na gaz
-                     Jak byś była kelnerką miałabyś na sobie krótką obcisłą spódniczkę, fartuszek szpileczki i cycki na wierzchu
-                     Ale masz wyobraźnie- zaśmiałam się.- Zamawiamy coś do żarcia?
-                     Ja bym wpierdolił pizze, taką z podwójnym serem
-                     Ale bez oliwek i cebuli.- od razu skomentowałam jego słowa
-                     Ja pierdole, ale kukurydza musi być
-                     A pójdziesz do monopolowego?
-                     Bóg cię opuścił? Darłem przez Rzeszów z siedemdziesięciokilowym plecakiem
-                     Wal się na ryja!- oburzyłam się.- Ważę sześćdziesiąt trzy
-                     Ale kukurydza będzie?- zapyta dla pewności, i pojawił się w kuchni przy stole
-                     Niech i będzie, ale ty dzwonisz!
-                     Nie no, ja idę do sklepu, zresztą ty zawsze wysępisz dodatkowe sosy, więc dzwoń, a ja idę- nie zdążyła  nawet zaprzeczy, bo Zbynio już zakładał buty i otwierał drzwi, jednak nie zdążył wyjść, bo mały kundel zaczął szczekać.- Chodź słodziaku zabiorę Cię z sobą

Jak powiedział tak też zrobił, zabrał tego małego diabła z sobą na spacer, o północy, ale to nic, ja zadzwoniłam do naszej stałej, całodobowej pizzeri, zamówiłam największą pizze z kurczakiem, nawet udało mi się wysępić dodatkowe sosy, czosnkowy i ostry meksykański. Pizza miała by za 30 minut, Zbynio pewnie też tak wróci, a ja korzystając z okazji poszłam wziąć prysznic szybki i przebrać się w oś wygodniejszego, bo w tych jeansach nie mogłam nawet wygodnie usiąść na kanapie. W ekstremalnym tempie wykonałam czynności, przebrałam się w swoją piżamkę, która składała się z bokserek i koszulki na ramiączkach. Nagle usłyszałam hałasy, jednak to nie był głos Zbynia, cholera nie wyjdę tak na korytarz, założyłam więc szybko szlafrok, kapcie Zbynia i wyszłam przez mieszkanie, i co zobaczyłam? Leżącego Bartosza
-                     Ddddajj mi te noc! Teeeee jednaaaac nooooc.- wył na cały głos
-                     Zamknij ryja patafianie! Wstawaj
-                     Paulinka, Paulinka, ty moje kochanie
-                     Ale walisz wóda!- udało mi się go jakoś popchnąć w stronę drzwi do mieszkania Zbynia.- Uważaj na..
-                     Kurwa mać!!- zwijał się z bólu.- Co ta szaaaa fka! Tu roo bi kuuu kurwa!- powiedział składają wyrazy, powoli dokładnie, zdecydowanie czkawka mu w tym przeszkadzała
-                     Pewnie stoi, idź spać! Szybko
-                     Ni, nie!- skręcił w stronę łazienki.- Musz sze siku- patrzyłam jak poschodzi do muszli klozetowej trzymając się pralki i szalenie mnie to bawi- Czy mo żesz
-                     Jasne wychodzę- dopiero teraz ogarnęłam, że patrze jak sika

Jak na zawołanie, było słuchać dźwięk dzwonka, PIZZA przyszła. Wzięłam więc portfel, i otworzyłam drzwi
-                     O cześć Paula – powiedział do mnie młody dostawca pizzy.- Komuś się tu pizza zamarzyła o pierwszej w nocy.- zaśmiał się, a mi się na wymioty zbierało, nie lubię, jak ktoś ze mną flirtuje w taki sposób
-                     Ile płace?- zmieniłam temat
-                     40 złoty, do tego cztery sosy- ajj paulinko, masz zniszke, Zbynio ostatnio płacił 46.90
-                     Dzięki wielkie
-                     Sama zjesz tyle.-zaśmiał się
-                     A co dołączy chciałeś? Dzięki za pizze reszty nie trzeba, dobranoc- wredna syśka? Zawsze i wszędzie. Zabrałam pizze i położyłam na blacie w kuchni, jednak znowu ktoś zadzwonił, lepiej, żeby to Zbynio
-                     Jeszcze sosy- powiedział Patryk dostawca pizzy
-                     Dzięki.- od razu zamknęłam drzwi, jednak nie zdążyłam odwróci się na pięcia znowu natarczywe walenie rękę w drzwi
-                     Czego kurwa!- zdenerwowałam się.- A to ty- zobaczyłam, ze za drzwiami stoi Zbynio z dwoma torbami i psem pod pachą
-                     Mam rozumieć Patryk pizze przywiózł- zaśmiał się
-                     Bardzo śmieszne, ale mam cztery sosy!- powiedziałam w geście zadowolenia

Poszliśmy do kuchni, Zbynio był jeszcze w spożywczym, i kupił lody kochany Zbynio, postanowiliśmy oglądać jakiś mecz, padło łupem na powtórkę meczy POL- USA Liga Światowa, wilki finał, było o oglądać, Zjedliśmy całą pizze, 2 litrowe lody, wypiliśmy po 4 piwa i zaraz po słowach komentatora  „Przestrzelił! Przestrzelił Stanley” udałam się w krainę Morfeusza

Po nie zbyt miłej pobudce, spowodowanej  przez psa Zbynia, który domagał się spaceru, i musiał akurat mnie lizać po twarzy, jakoś mi się udało wstać z łóżka, dosłownie wszystko mnie bolało, bo nie dość, że spałam zwinięta w kłębek, to jeszcze prawie dwumetrowy burak mnie przygniatał swoją nogą i ręką, i w sumie po tym jak go ugryzłam, bo nie chciał się obudzi stałam już na nogach. Ledwo ale jakoś stałam, od razu popędziłam do kuchni włączy ekspres na kawę, już miałam otwierać drzwi do lodówki, by zrobić szybkie śniadanie, bo za  20 minut musiałam wyjechać w drogę do Stalowej, co wiązało się z pożyczką jego Audicy, usłyszałam rechot dochodzący z łazienki
-                     Z czego ziejesz?- zapytałam wkraczając do łazienki, jednak atakujący nic mi nie odpowiedział, bo był zajęty robieniem zdjęć wannie, podeszła bliżej i co zobaczyłam? Śpiącego Bartka, już miałam wybuchać śmiechem, gdy Zbynio zatkał mi usta ręką i podał mi telefon, za bardzo nie wiedziałam, o zamierza, ale domyśliłam się, że musze włączyć kamerę. Tak też zrobiłam, i od razu dowiedziałam się, co zamierza zrobić atakujący, włączył kurek od kranu, doskonale widziałam, że kurek z kolorem niebieskim, przełączył, by woda leciała z rączki i zimna woda poleciała na twarz przyjmującego. Długo nie trzeba było czekać na reakcje z jego osoby, bo wielkie „kurwa kurwa powódź!! Ratunku topie się” było słychać chyba w całym bloku. Wy chuje jebane no o wy kurwa robicie?- gdy otworzył oczy zobaczył sprawców całego zajścia
-                     I jak fajnie było?- zaśmiał się Zbyszek po całej akcji, gdy pił już kawę, ja malowałam rzęsy w korytarzu, a Bartek przyszedł już suchy, po wcześniejszym przebraniu się i wysuszeniu
-                     A jak bym się utopił?- powiedział z Miną Zbytego psa- A ty gdzie się wybierasz- zobaczył, że się maluje
-                     Dlaczego myślisz, ze gdzieś jad
-                     Zgadywałem- powiedział popijając moją kawę- Macie oś na kaca?
-                     Trzeba było tyle pić?- zapytał go atakujący
-                     To ty go nie widziałeś, jaki do domu wrócił- zaśmiałam się na samą myśl, jak leżał na korytarzu przed mieszkaniem
-                     Ja się domyśliłem po tym, ze w wannie usnął
-                     Ja tu siedzę, jakbyście nie zauważyli
-                     Nie da się ciebie nie zauważyć- zarechotałam.- Dobra panowie, ja uciekam, Zbyyyniuuu- Złapałam Zbyszka za szyje, gdy siedział przy stole- Wiesz, jak ja cię strasznie uwielbiam?
-                     I co związku z tym- powiedział z pełną powagą
-                     Bo wiesz, znamy się już tyle czasu, świetny z ciebie facet, w ogóle siatkarz, nie tylko Resovi, ale też i reprezentacyjny atakujący.- kontynuowałam swoją wypowiedz
-                     Kontynuuj.
-                     Przecież, nie muszę ci mówić, że jesteś najprzystojniejszy, bo to wiesz
-                     No wiadomo - zaśmiał się
-                     Co wy ćpacie?- zdziwił się z przebiegu naszej rozmowy Bartosz
-                     Ogółem, takiego faceta to ze świecą szukać
-                     Hmm.
-                     To pożyczysz czy nie?
-                     Wystarczyło zapytać wprost, ale to miłe co mówiłaś, aż się cholera zarumieniłem- wybuchł śmiechem tak samo jak ja, dałam mu tylko buziaka, co ewidentnie, nie spodobało się przyjmującemu, chwyciłam kluczyki z wieszaka i prawo jazdy i już miałam opuszczać mieszkanie, gdy odezwał się przyjmujący
-                     Czekaj na mnie, ja też chce jechać
-                     Nie mam czasu pa

Nie słyszałam nawet co odpowiedział, bo opuściłam mieszkanie, nie chciałam by jechał ze mną, bo po co mi on? Tylko by mi szczekał za uszami, a ja potrzebują skupić się na jezdnie Punktualnie zasiadłam za kierownicą auta o 9, poprawiłam wszystkie lusterka pod swój wzrost, zapięłam pasy, odpaliłam silnik i pojechałam w drogę do mojej miejscowości.
 Po odebraniu Mila z przedszkola, pojechaliśmy od razu do domu, zabrałam kilka rzeczy zjedliśmy szybko obiad, który mam zrobiłam przed wyjściem, spagetti nic trudnego to nie jest? Szybko się go robi i bez większych problemów, zabrałam nawet mojego psiaka, w końcu jemu tez się należy trochę poświęcenia czasu. W końcu i tak dziś tu wrócę i tak, a po Rzeszowie i tak będziemy chodzić, bo mój brat w domu nie wytrzyma całego dnia, nawet jeśli jest zimno. Gdy zakładałam kurtkę zadzwonił mój telefon, cholera kto mi zmienił dźwięk dzwonka? Ee Siurak? Skąd ja mam jego numer, jeszcze z całuskiem?
-                     Zbysiu, stary kurwa zgubiłem się
-                     ee Paulina
-                     Co paulina?- zdziwił się-Wróciłaś już? O szybka jesteś.- zaśmiał się- Daj mi Zbycha do telefonu
-                     Z tego o mi świta, jest na treningu- powiedziałam zakładając kurtkę 
-                     Zostawił telefon w domu? Dziwne to do niego nie podobne
-                     A sąd ja to mam wiedzieć?
-                     Nie wiem, ale odbierasz jego telefon, więc to logiczne..
-                     Ale dzwonisz do mnie nie do Zbynia
-                     Nie rób ze mnie idioty, co?- powiedział zdenerwowany..- Dobra mniejsza z tym, zgubiłem się pomóż mi...
-                     Mnie uczono, że jak się gdzieś zgubie, to stoję w miejscu i czekam, aż mnie ktoś zajdzie.- zaśmiałam się i powiedziałam do Mila, że wychodzimy
-                     Nie rób sobie ze mnie jaj nawet, serio nie wiem jak do domu wrócę
-                     Do Rosji?
-                     Paulina do cholery, nie denerwuj mnie nawet
-                     Kurde mówię, że nie znam Rzeszowa, cholera ludzi popytaj, a teraz sory, muszę jechać.
-                     To przyjedź po mnie gdziekolwiek jestem
-                     Ale jestem w Stalowej zejdzie mi z tym ze dwie godziny, dzwon do Zbycha, za 15 minut trening kończą
-                     I dogada się kurwa z babą!!
No co za nadęty burak z Niego, zdenerwowana siadłam do samochodu tym razem swojego. Nie jestem przyzwyczajona do parkowania, jego dużym pojazdem, więc wolałam swój. Milo zapiął pas, przytulił się do pieska, i mogliśmy jechać w drogę do Rzeszowa.
Po niespełna 90 minutach zaparkowałam swój pojazd przed blokiem atakującego, zabrałam swoją torebkę, Milo zdążył wysiąść sam zabrałam psa na smycz i poszliśmy do wejścia. Wcisnęłam, tylko kod i już byłam na schodach. Nawet nie pukając wkroczyłam do mieszkania atakującego, gdzie panowie siedzieli na łózku- o znalazł się-pomyślałam, i oglądali jakiś film. Odrazy mój Kondon, poleciał do Bobka, i zaczęli się lizać po ryjku
-                     Cześć młody - Zbynio przybił piątkę z moim młodszym bratem.- Kupę lat się nie widzieliśmy, urosłeś
-                     Wiesz, jem dużo warzyw, ćwiczę trochę, a i pije mleko- odpowiedział mój braciszek przechwycił pilot od zbynia i włączył bajkę
-                     Ey! Oglądałem ten program- oburzył się Bartek
-                     Kamiś przywitał byś się
-                     Cześć- dopowiedział mój brat nie zwracają uwagi na Bartka.- Zbyszek gramy w coś?
Mój przyjaciel nawet nie odpowiedział  tylko podniósł się z kanapy i usiadł przed tv i wyciągnął potrzebny sprzęt do gry, Kamil podszedł w jego ślady, a Bartek patrzył na mnie nie wiedząc o co chodzi
-                     To twój dzieciak?- zapytał po chwili namysłu
-                     Imię mam!- oburzył się mój brat nie odrywając gościa w spodenkach, który biegł z piłką do bramki na ekranie TV
-                     Jak już coś to Milo, a nie dzieciak, i  nie, to nie mój dzieciak tylko mój Brat, jak już coś, Zbyszek! Bobek liże mojego Kondona!!- zaczęłam piszeć, gdy zobaczyłam jak mały czworonóg atakującego, liże mojego psiaka
-                     Ja pierdole, to jeszcze dziecko!- przestraszył się atakujący i od razu oderwał się z przed telewizora i poleciał zabrać swojego psa, który warczał na niego, ten zamknął go w szafie( cóż za wychowanie panie Bartman) mój tylko patrzył na to całe zajście z wrogą miną do Zbynia.- Ja pierdole, nie wiem co w niego wstąpiło
-                     Twój pies molestował mojego!- uniosłam głos na atakującego
-                     Mój? To twojemu stał
-                     Ślepy ty jesteś? To twój miał język na..
-                     Wasze psy to geje!!- krzyczał Bartek.- Ne no z kim ja mieszkam, boże- pokręcił głową z niedowierzania
-                     Mój jest już szczęśliwym ojcem czworaczków, a nie gejem- opowiedziałam natychmiast
-                     A mój nie może mieć dzieci nawet sterylizowany był do cholery!
-                     Nie dziwne, czemu mu się chce ruchać zaśmiał się Bartek.
Niestety Zbynio nie chciał ustąpić i zabrał swojego psa do weterynarza, żeby przypadkiem nie został zgwałcony przez mojego siedział tam dobre 2 godziny i wyszedł z wielkim zdenerwowaniem. Lekarz stwierdził, że jego pies to gej, jak nam Zbyszek o tym powiedział po powrocie, nie mogliśmy przestać się śmiać. Dla wszelkich obaw i dla chronienia swoje psa postanowiłam wracać do domu. Po zostawieniu Kamila w domu zamieniłam z mamą parę zdań i o 19 wybrałam się do zdesperowane Zbyszka z  powrotem  końcu niedługo ważny mecz, a  ja muszę mu pomóc, jako tako podnieś się po tak złej nowinie, że jego kochany pies jest gejem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
ogółem rzecz biorąc rozdział był juz wczoraj, ale inteligentna ja, nie potwierdziłam dodanego rozdziału i łooo jest dziś
Dziś mecz sparingowy miały dwie drużyny z Włoch Amichevole Casa Modena-Lube Macerata (2-3), gdzie grali Zbyszek i Bartek, po przeciwnych stronach siatki, tym razem okazało się lepiej dla Bartka drużyny ;) hehe
tego noo ;) miłego czytania i w ogóle miłego tygodnia ;))
Całuję ;*