Quarto


Wszystko jakoś powoli układało się. Polska wygrała Mistrzostwa Świata, gdzie w finale spotkała się z Brazylia. Mecz był strasznie zacięty, o wygranej zadecydował ti-break, w którym to Polska wygrała 24-22. Po ostatnim gwizdku sędziego zaczęło się ucztowanie sukcesu. Od razu rzuciłam się w ramiona Zbyszka, cieszyłam się z wygranej oraz z tego, ze mój ukochany zagrał świetny mecz.
Po krótkiej przerwie, gdzie wszyscy świętowali, nawet ja schodząc do szatni zostałam poczęstowana  szampanem. Oczywiście nikt nic nie wiedział o naszej małej tajemnicy z atakującym. Podczas dawania tytułu najlepszych zawodników zeszłam na zawał, spiker gadał jak najęty przez cały czas, a jak przyszło co do czego, do milczał. Nagle usłyszałam z głośników imię mojego lubego. Najlepszym atakującym zostaje: Zbigniew Bartman!
Piszczałam, klaskałam i krzyczałam ile sił miałam w sobie, strasznie się cieszyłam z jego osobistego tytułu. Oczywiście tytuł należał mu się w stu procentach, ciężko pracował na ta wygrana.
Ten medal dedukuje Tobie kochanie, kocham cię- krzyczy Zibi do kamery, gdzie obraz leci na telebimach, mam łzy w oczach, bo wiem że mówi o mnie. Teraz patrzy się w moja stronę i podnosi puchar do góry, a na moim ciele pokazuje się gęsia skórka. Nie wiem co ten człowiek ze mną robi, że tak bardzo go kocham.
Po całym finale jedziemy do Spały, gdzie wszyscy razem świętują, bawią się oraz spożywają napoje procentowane. Świetna panuje atmosfera, każdy szczęśliwy. Oczywiście Igła wszystko kreci swoja niezawodna kamerą. Po imprezie wróciliśmy do Rzeszowa w niedziele nad ranem.
Zibi dostał 10 dni wolnego, oczywiście chciał mnie wyciągnąć  na jakieś wakacje, niestety mam bardzo napięty grafik meczy na ten tydzień, ba ma miesiąc, wiec trener nawet nie chciał słyszeć o kilku dniach mojej nieobecności.
Całą niedziele Zibi starał uniemożliwił mi uczenie się. Dotąd aż, wygoniłam go z mojego mieszkania, i kazałam mu iść z Bobkiem na spacer. Zawsze to godzina dla dokształcenia się. Jestem teraz w klasie maturalnej, do czegoś to zobowiązuje, trzeba się uczyć.
W poniedziałek nie poszłam na dwie pierwsze lekcje, miałam sprawdzian z polskiego, na który nic a nic nie umiałam. Na szczęście, lub nieszczęście będę pisała go w środę po zajęciach, sam na sam z profesorkiem. O dziwo nie zaczepia mnie już żadnymi tekstami, jesteśmy na etapie nauczyciel - uczeń. I całe szczęście, bo nie chciałam żadnych problemów w szkole. Mogłam więc pospać do 7.30. fantastycznie mi się spało, bo oczywiście mój kochany mąż spał ze mną. Niestety nie mogłam z Nim zostać w łóżku, bo szkoła i treningi zobowiązywały do czegoś. Pocałowałam Zbyszka w policzek i poszłam do łazienki w celu odświeżenia się. Wykapana, pomalowana i ubrana do szkoły weszłam do kuchni, gdzie mój mąż paradował w samych zielonych bokserkach i fartuszku. Przytuliłam się do jego pleców, całując lekko kręgosłup.
-                     Czemu skarbie nie śpisz?- patrzę jak smaży naleśniki na patelni.
-                     Chciałem żonie zrobić śniadanie.- mówi całując mnie w usta.- Kawki?
-                     Kochany jesteś, dziękuję.
Po zjedzeniu śniadania, które składało się z naleśników z nutellą i kawy, niestety musiałam jechać do szkoły. W innym wypadku spóźnię się na siłownie. Zibi postanowił, że odwiedzi rodziców w Warszawie,  bo mu dupę trują, że ich nie odwiedza nic. Ma też ich oficjalnie poinformować, że tegoroczne Święta Bożego Narodzenia spędzają w Rzeszowie. Oho! Już to widzę, jak się ucieszą. Ale to nie mój problem, moim problemem jest jak, jak ja powiem mojej najbliższej rodzinie, że maja przyjechać do mnie do mieszkania. Nie wiem jak oni jeszcze się tu pomieszczą, ale mamy 3 miesiące coś się wymyśli.
W poniedziałkowe popołudnie wracam padnięta do pustego mieszkania, Zibi ma wrócić dopiero w środę, jestem totalnie zmęczona, marze tylko o prysznicu i łóżku. Wykąpana, miałam tylko ustawić budzik na jutro rano, jednak czynność zostaje przerwana, bo ktoś w bezczelny  sposób dobija się do mojego mieszkania. Licząc na to, ze ten ktoś sobie pójdzie mylę się, dalej słychać walenie w drzwi. Totalnie nieogarnięta otwieram drzwi i Nim się obejrzę Nowakowski wprasza się do środka
-                     Cześć Syśka, mam nadzieje, że nie przeszkadzam, byłem u Zbycha, ale go nie ma. Nie uwierzysz, co mi się przytrafiło. Sąsiadce z góry pralka się popsuła, zalało mi mieszkanie. Mówię Ci strasznie to wygląda, nie ma gdzie spać, śmierdzi proszkiem do prania w całym domu.
-                     Może musisz wezwać- mówię zdezorientowana ziewając.- facho...
-                     Naprawę  Kochana jesteś, mam nawet już spakowana walizkę, Bartuś wchodź, zgodziła się.- otwiera drzwi wejściowe i krzyczy.
-                     Serio? Dzięki Syśka- wita się ze mną Bartek Kurek całusem w policzek.
-                     Nie dłużej niż dwa tygodnie, jak ekipa mi ściany wysuszy i pomaluje- mówi jeszcze szybko Piotrek ściągając buty i wyciągając kapcie z walizki.
-                     Co się właśnie stało?- mówię  przerażona zaistniałą sytuacją.
-                     Super, że sama zaproponowałaś nam mieszkanie tu, głupio było tak samemu się tu wpraszać.- uśmiecha się promiennie Piotrek. A mi szczeka opada do samej podłogi.
Że ja sama zaproponowałam im zamieszanie tu. Niby kiedy, do jasnej cholery
-                     Zbychu jest u starych- mówi Bartek czytając wiadomość na telefonie i dłubiąc palcem w nosie.
-                     Pyszne naleśniczki- krzyczy Piotrek z kuchni.
O nie, nie wiem jak się to stało, dwaj najbardziej rozwydrzonych siatkarzy w Polsce, właśnie mieszka u mnie w mieszkaniu. Podobno sama im to zaproponowałam? Wolałam na chwile obecna się tym nie przejmować, byłam zbyt zmęczona, miałam tylko nadzieje, że nie rozwala mi mieszkania. Zostawiając ich w kuchni poszłam do swojej sypialni, nie przejmując się konsekwencjami.
Budzę się o 6, przypominając sobie  sytuację z wczoraj. Zibi w Warszawie, ciężki trening, cholerna pralka, o nie, siatkarze w moim mieszkaniu. W ekstremalnym tempie wychodzę z łóżka, musze pochować rzeczy Zibiego, w końcu nie mogła dowiedzieć się, ze Zibi tu mieszka czasem. Poszłam do łazienki, o dziwo nie wyglądała źle, nie licząc czyichś brudnych gaci, wiedziałam jedno, to nie są gacie mojego Zbynia. Pochowałam jego perfumy do kosmetyczki i zaniosłam do mojej sypialni pod łóżko, no tak, mogłam się spodziewać bokserek Zibiego zaraz za fotelem, oraz jego koszulki, zabrałam ich ze sobą do torby, w końcu najbezpieczniejsze będą ze mną. Udałam się szybko do kuchni, co mnie tam zastało? Istny burdel, naczynia w zlewie nie umyte, oczywiście nie było ich jak kładłam się spać. Naturalnie lodówka też była pusta, już miałam iść budzić nieznośnych siatkarzy, gdy nagle jeden wkroczył do kuchni
-                     Czemu się kobieto w środku nocy tłuczesz?- zapytał Bartek ziewając, i biorąc kubek z moja kawą.
-                     Zrób sobie, jeśli w ogóle znajdziesz czysty kubek- zabrałam mu go z reki.
-                     Oho, co ty taka zła?
-                     Zła? No co ty- udałam śmiech.- Wrócę o 17, ma tu błyszczeć i zakupy też macie zrobić, a teraz idę się kąpać.
-                     Aleś ty dowcipna od samego rana.
-                     Jak nie to wypad.
-                     Aha, mam pytanie, co kapcie Zibiego robią u ciebie?- szlak! O tym nie pomyślałam.
-                     Eee to są kapcie mojego faceta jak już coś.
-                     Dziwne, używa takich samych perfum co Zbychu, na dodatek widać musi być dziany, 4 stówy flakonik- zaśmiał się.- Znam go może? To siatkarz czy kto?
-                     Kiedyś go poznasz, nie mam czasu.
O nie, nie robi się ciekawie, jak chłopaki znajda więcej poszlak, że Zibi przebywa u mnie zbyt często nie będzie za ciekawie. Szybko przyszykowałam się do szkoły i na trening, sprawdziłam jeszcze raz, czy nic nie pozostało na widoku w mojej sypialni oraz reszcie mieszkania.
Ledwo opuściłam mieszkanie postanowiłam zadzwonić do Zibiego, niech też się trochę nimi pomartwi
-                     Czego?- odebrał zaspany.
-                     Ciebie tez miło słyszeć kochanie- dodałam otwierając bagażnik i wrzucając torby.
-                     Coś się stało?
-                     Nie, no co ty, tak bez powodu budzę cię o 7 nad ranem.- przerwałam wypowiedz.- Nowakowski i Kurek mieszkają u mnie.
-                     Nie? Kurwa mać, wczoraj Bartek do mnie dzwonił pisałem mu, że mnie nie ma, ale kurwa mać, nie pomyślałem, że się do ciebie wproszą.
-                     W ogóle ja nie wiem nawet jak się oni u mnie znaleźli, zmęczona byłam po treningu
-                     I co teraz?
-                     Pomijając sam fakt, że mi z mieszkania syf zrobili, na razie nic nie odkryli.
-                     Oby tak pozostało, co robisz?
-                     Jadę do szkoły, nawet nie chce patrzeć jak mi mieszkanie demolują.
-                     Prowadzisz samochód i ze mną rozmawiasz?
-                     Nieee- przeciągnęłam, wiedział, ze kłamię.- Kocham cię miłego dnia kochanie.
-                     Jak coś odezwę się potem, musze ci cos powiedzieć.
-                     Mam się bać?- powiedziałam z paniką w głosie.
-                     Rozłączam się, to niebezpieczne rozmawiać przez telefon podczas jazdy.
-                     Ty i te twoje mądrości, dobrze wiem, że przerwałam Ci spanie i pójdziesz dalej chrapać.- powiedziałam z uśmiechem, włączając telefon na głośnik.
-                     Jesteś nie miła kochanie, właśnie wstałem i idę do kuchni coś zjeść.
-                     Powiedziałeś rodzica?
-                     Narzuciłem temata na razie, aha gadałem z Kaśka i też ją zaprosiłem, na wigilię.
-                     Mam nadzieje, ze mówi o siostrze a nie o twojej byłej narze..- przerwał mi wypowiedź.
-                     Już bym wolał latać z goła dupa w zimie w centrum Warszawy, w godzinach szczytu i krzyczeć, że jestem niewyżytym seksocholikiem, i ze uwielbiam walić konia przed twoim zdjęciem jak jesteś daleko niż.- przerwał wypowiedz
-                     Zibi?
-                     Właśnie moja mama chyba ma zawał, trzyma się za głowę kończę, kocham cię skarbie.
No nie, jak to możliwe, ze Zbyszka mam ma zawał, o zdrowa kobieta, nie możliwe, ze cos się jej mogło stać. Szybko staram się oddzwonić do Zibiego, po chwili odbiera
-                     Matka chce się mnie wyrzec- powiedział od razu.- Słyszała to o lataniu po Warszawie i ty drugim- powiedział z żalem.
-                     Żartujesz?- wybuchłam głośnym śmiechem.- Co ona sobie pomyślała w ogóle.
-                     Nie wiem, i nie chce o tym myśleć- zarechotał.- Seksy  zdjęcie na fejsie.
-                     Jakie zdjęcie?- zdziwiłam się, żadnego zdjęcia nie dodawałam ostatnio, w ogóle dawno na fejsie nie byłam, pomyślałam.- Zibii Zibson? Kurwa mać!- telefon mi się rozładował.
-                     Nie klnij, bo Ci język Bozia upierdoli.- zaśmiała się  Sara w moją stronę.
-                     Bo mi kurwa się telefon rozładował- przywitałam się z przyjaciółką.- Pożyczysz?
-                     Sprawdzisz ile masz lajków pod zdjęciem?
-                     Jakim kurwa zdjęciem?- zdenerwowałam się.
-                     No tym- pokazała mi na fb jak to sobie śpię na łóżku, w pozycji, mało seksownej, w ogóle dziwnej. Zdjęcie udostępnione wczoraj wieczorem przez Bartka. Zabije cię Kurek
-                     Ja mu nogi z dupy powyrywam- zabrałam telefon przyjaciółce z ręki i zaczęłam czytać podpis pod zdjęciem - „ My tu okupujemy jej mieszkania a ta śpi. Dla człowieka który się w niej kocha, a idź ty w cholerę, ona jest nasza”
-                     Ale podopis zajebisty!- śmieje się Sara ze mnie z mojej miny.- O co z tym zdjęciem w ogóle chodzi.?
-                     No, bo Kurek i Nawakowski mieszkają u mnie!
-                     Co!- krzyknęła Sara z Laurą i Partycją, które szły w naszym kierunku.
Ja go kiedyś zabije, serio? Jak on śmiał dodać zdjęcie na którym śpię? Zdenerwowana zadzwoniłam do Zibiego, że telefon mi się rozładował i ze wieczorem odezwę się, a sama usunęłam moje zdjęcie, jednak i tak pewnie każdy go już widział.
Strasznie było siedzieć w klasie na matmie, na dodatek nie miałam telefonu tym bardziej było nudniej. Nagle usłyszałam, ze ktoś puka do drzwi
-                     Czego?- odezwała się nauczycielka z niezbyt zadowoloną miną.
-                     Ee dzień dobry- podniosłam głowę i zobaczyłam mojego starszego braciszka.- Ja nie chciałbym przeszkadzać- czerwony jak burak, zupełnie jak jego chwasty w rękach.- Czy mógłbym prosić a chwile Salapską? Mam ważną sprawę
-                     A to nie może poczekać- zapytała nauczycielka spokojnie.- Te kwiaty dla dziewczyny mam rozumieć? Nie łaska załatwiać sprawy po lekcjach lub na przerwie, a nie ma moich lekcjach- powiedziała szybko zbliżając się do Maliny.
-                     Ee tak, znaczy nie! Absolutnie chwasty, znaczy kwiatki są dla pani
-                     Chcesz mnie chłopcze przekupić?
-                     Absolutnie pani profesor, chciałem tylko z siostrą porozmawiać.
-                     Siostrą?- popatrzyła na mnie.
-                     Ten burak to mój brat- powiedziałam spokojnie.
-                     Ale za to jaki gentelmen.- przerwała wypowiedz.- Macie 10 minut- zabrała czerwone róże z rąk maliny i położyła na biurku.- 10 minut, i ani sekundy dłużej
-                     Dziękuje pani profesor, do widzenia.
-                     Do zobaczenia.- dodała moja nauczycielka od matmy, a ja szybko wyszłam z Malina na korytarz.
-                     Czyś ty oszalał? Czego chcesz? Nie możesz tak po prostu wpadać do mnie na lekcje i..
-                     Dlaczego mieszkasz z Kurkiem?- przerwał moją wypowiedz.
-                     A o to ci  chodzi, widziałeś zdjęcie.
-                     Mam nadzieje, że nic z nim nie kręcisz? Jeśli tak, to będę musiał urwać mu jaja.
-                     Nie kręcę z nim, pralka się Piotrkowi popsuła i.
-                     Mieszkacie w 3! No nie! Na ich wykastruję.
-                     Ogarnij się Malina i skończ błazenadę, nie chodzą z żadnym!
-                     Mam nadzieje, bo jak chodzisz z jakimś siatkarzem to cienko będzie z nim! Styknę się z Miśkiem i go dopadniemy!
-                     I tylko po to tu przyjechałeś?
-                     Tylko! Nie odzywasz się od miesiąca, jak chce się do ciebie dodzwonić masz wyłączony telefon! Nawet na fejsie cię nie ma!
No tak, nie odzywać się do człowieka przez miesiąc, to od razu jedzie do ciebie. Po wytłumaczeniu kochanemu bratu, że żyje, nic mi nie jest, oraz, że nie, nie urwę się wcześniej z zajęć. Udało mi się go wygonić do Jastrzębia, oczywiście obiecałam, ze codziennie będę mu dawała znać, że żyje.
Po dosłownie 3 tygodniach mieszkania z siatkarzami miałam ich serdecznie dość, może nie było tak źle, jednak świadomość tego, że Bartosz w tym sezonie broni braw Mistrza Polski, Asseco Resovie zaczęłam piszczeć, bo już mi zapowiedział, ze często będzie wpadać. Jak by nie wystarczyło, że mieszka w bloku obok.

W listopadzie jak to bywa trzeba było zacząć zbierać punkty w tabeli. Jak Zibi jechał na mecz wyjazdowy ja grałam w Rzeszowie, jak ja miałam wolne on wysiadywał na hali. Ciężko było nam się złapać w mieszkaniu.
Dzisiaj jest nasza rocznica, dokładnie od 7 miesięcy jesteśmy razem. Ale ten czas szybko mija. Niestety w rocznice 6 miesięcy Zibi był w Bydgoszczy, jednak dzisiaj jest na miejscu. Pomimo tego, że ja gram mecz o 13.30 a Zibi o 16.30 ułożyliśmy plan tak, ze każdy jest zadowolony. Jednak musiałam wybrać mecz szybkie 3:0, a przeciwnik nie był najłatwiejszy.
Na razie idzie zgodnie z planem, szybkie 3:0 dla nas, i mamy kolejne 3 pkt w tabeli, teraz kolej Zibiego. Szybko idę pod prysznic, nie mija 15 minut i już siedzę w samochodzie atakującego i staram ogarnąć jakoś\ te włosy, które latają we wszystkie strony. Pomimo 15 minutowego spóźnienia przez korki na mieście jesteśmy na Podpromiu o 15.45. oczywiście Andrzej jest zły, że się spóźniliśmy, ale nie miał czasu na złości, bo musiał skupić się na meczu. Przeciwnik do łatwych nie należy, jednak wierze w mojego męża, że pokonają dzisiaj Czarnych do zera.

Może nie do zera, ale 3:1 udało im się wygrać, Bartek odbierał nagrodę MVP podczas gdy mój mąż był już w szatni. Jak na siebie i tak szybko się wyrobił, bo w niespełna 10 minut, z reguły siedzi w szatni koło 30 minut. Udajemy się tylnymi drzwiami do samochodu i jedziemy załatwiać sprawy na mieście. Dzisiaj idziemy spotkać się z kierownikiem hotelu, który jest głównym sponsorem Resovi. Chcieliśmy zorganizować imprezę dokładnie 17 grudnia, wtedy ani Zibi ani ja nie mamy meczy, a jest sobota. O dziwo znalazł się taki termin. Planowaliśmy wtedy powiedzieć znajomym o naszym ślubie. Znaczy Zbynio powie, a ja będę stała obok i robiła sztuczny tłum. Na szczęście udało nam się zaklepać termin, chociaż było już późno, bo czas nas gonił. Musieliśmy tylko zrobić plan jedzenia na wieczór i zaprosić ludzi.
Po wyjściu z hotelu udaliśmy się na kolacje z Zibim. Świetnie się bawiliśmy, cały wieczór, pod koniec dostałam czerwone pudełeczko, a gdy je otwierałam grał jakiś koleś na skrzypcach. W pudełeczku znajdował się srebrny łańcuszek,  w kształcie serduszka. Wzięłam go do ręki. Obracałam go we wszystkie strony, bo nie umiałam go otworzyć, a jak mi się udało w środku było zdjęcie Zibiego, uśmiechniętego, takiego jakbym chciała, żeby zawsze był, a na drugiej części pisało: „Niech słowo kocham jeszcze raz z ust twych usłyszę,  niech je w sercu wyryję i w myśli zapiszę”
Łza w oku zakręciła mi się ze szczęścia, wzruszyłam się, Zibi pomógł zapiąć mi łańcuszek na szyi i delikatnie pocałował ją. Mój prezent znajdował się w domu, wiec nie miałam jak mu go teraz dać. Szybko uregulował rachunek i opuściliśmy restauracje trzymając się za rękę pełni radości
-                     O nie! Ja wiedziałem, że coś miedzy wami śmierdzi, ale nie myślałem, że aż tak!- z za rogu wyskoczył nam Igła z torbami zakupów.
-                     Eee cześć Krzysiu- udało mi się wydukać i szybko puściłam rękę Zbyszka.- Gratuluję meczu, świetnie..
-                     Jesteście razem? Czemu nikt mi nic nie powiedział? Czemu zawsze musze się ostatni o wszystkim dowiadywać!- zdenerwowany Igła? O nie, chyba mamy kłopoty.
-                     To nie tak jak myślisz.- zaczął Zibi.
-                     Myślę, że jesteście razem, od kiedy to trwa? Dlaczego do cholery nic mi nie powiedzieliście?
-                     Igła uspokój się daj nam wytłumaczyć.
-                     A co tu jest tłumaczyć, całowałeś moja Dziecinkę po szyi, chyba jej pulsu nie sprawdzałeś? Trzymacie się za ręce, mam dalej wymieniać?
-                     Nie zaprzeczamy wcale, że to kłamstwo Krzysiu.
-                     Kochamy się, i nie tylko ty nic nie wiedziałeś, nikt nic nie wie o naszym ślubie.- dodaje Zibi, a Krzysiek wypuszcza torby z ręki i łamie się w pasie, Zibi szybko go łapie.- Stary co się dzieje?
-                     Chyba mam zawał- dodaje szeptem.
Nie wiem co się dzieje, Igła podnosi się z pomocą Zibiego, a ja biorę siatki w ręce i idziemy na ławkę usiąść sobie. Po chwili Igła wyciągnął piwo z siatki i zaczął pić, jednak nic nie mówił. Nikt nic nie mówił, ja się bałam, Zibi też nie wiedzieliśmy jak zareaguje Igła
-                     Od kiedy to trwa?
-                     Od 7 miesięcy- szybko mówi Zbyszek.- Kochamy się, wiem powinniśmy powiedzieć wam o wszystkim, ale wiedzieliśmy jak zareagujecie. My naprawdę się kochamy.- Zibi przerwał wypowiedz ponieważ Igła zaczął się śmiać.
-                     Iwonka mi mówiła, że widziała was w samochodzie przed halą jak się całowaliście, wyśmiałem ją. Teraz kurwa wyjdę na idiotę.
-                     Jak się czujesz?- zapytałam go.- Chyba to nie zawał co nie?
-                     Jeśli zawał, to macie mnie na sumieniu.
-                     Wezwać karetkę?
-                     Żeby was zabrali do psychiatry to tak, jesteś w ciąży?- popatrzył na mnie.
-                     Nie, nie jestem Krzysiu, nie planujemy na razie, musze skończyć szkołę oraz mam podpisany kontrakt z Resovią.
-                     To po chuja braliście ślub? Byłaś pijana? Nie wiem, wsypał ci coś do kawy?
-                     Ja cię słyszę- dodał Zibi.
-                     Nie Krzysiu, kocham tego wariata.- ściskam mocniej rękę męża, a Igła zauważa na placach obrączki.
-                     Co na to Leoś?- uniósł kąciki ust do góry.- Powiedziałeś tatusiowi?
-                     Nie, wiesz tylko ty i Ania nikt więcej.
-                     Oho, czyli możesz zostać jeszcze wdową.- zarechotał libero.- Nawet dwa razy, Malina jak się dowie.
-                     Boże! Skończ!
-                     Nie strasz nas ok.? wszystko wyjaśni się 17 grudnia.

Po dłuższych  przemyśleniach Igła nie zareagował tak nerwowo, zawału na szczęście nie dostał. Wytłumaczyliśmy mu jak to wszystko było, i wrócił do domu. Obiecał, że nie powie nikomu nic a nic o ślubie.
Do mieszkania Zibiego wróciliśmy koło północy. Mój luby poszedł do kuchni po coś mocniejszego do picia, a ja szybko do łazienki. Miałam dla niego pikantny prezent. Założyłam czerwony, koronkowy komplet bielizny, najbardziej kusy jaki znalazłam w Rzeszowie. Rozpuściłam włosy, założyłam wysokie szpilki, na to jeszcze założyłam czarny szlafroczek. Gdy wyszłam z łazienki, Zibi leżał w salonie na kanapie i szukał jakiegoś filmu. W pierwszej chwili mnie nie zauważył, ale jak lekko chrząknęłam popatrzył w moja stronę. Podeszłam do niego, odwróciłam tyłem i ściągnęłam najseksowniej i najwolniej jak umiałam szlafroczek i odwróciłam się do niego przodem. Ale miał minę zszokowałam go.
 Nim się obejrzałam, leżałam pod Nim na kanapie, przygnieciona jego ciężarem. Po chwili przerwał pieszczotę,  i przenieśliśmy się do sypialni, bo stwierdziliśmy, że jest niewygodnie. Po wielokrotnych doznaniach seksualnych i orgazmach usnęliśmy zmęczeni, przytuleni do siebie i przykryci cieniutkim prześcieradłem.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział dodany tak an szybko, był napisany wcześniej, ale nie miałam jak go dodać. 
Powoli wszystko zaczyna sie wydawać tajemnica, w następnym rozdziale pojawi sie ojjj dużo... Czy małżeństwo doczeka spotkania z przyjaciółmi? hmhmmm

Miłej lektury!

CZYTASZ= KOMENTUJESZ ---> Motywacja :)
Buziaczki :*

4 komentarze:

  1. Wyczuwam ciąże Syśki i śmierć Zbynia z rak Maliny xD


    ~ ~sandra

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja wyczuwam tłum złego ludu, który chce zabić oboje, a potem jeszcze raz i jeszcze..:D
    Ale chyba nie będzie tak źle, nie? W końcu skoro przez siedem miesięcy wytrwali, to coś znaczy.
    Malina jak zawsze uroczy jest. Z kwiatkami do nauczycielki? Nawet na wielkim ekranie tego nie grali! :DD
    Czekam na następny! :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Postaram się wszystko nadrobić w najbliższym czasie, ale już dodaje blog do obserwowanych :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejny:) Swietne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń