Primo

Cz. II .r. 1



Nie dane mi było opuścić mój własny dom, dlaczego? Atakujący szczeknie uniemożliwił mi przedostanie się przez nie, i wepchnięcie mnie do środka.  Zabrał mi walizkę, i kazał iść z Nim do kuchni
-                     Co to jest?- pokazałam na stół gdzie stała świeżo zaparzona kawa i jakieś danie na patelni. .
-                     Siadaj- powiedział.- Nie wierze, że chciałaś mi teraz uciec.
-                     No a co miałam zrobić!- uniosłam głos.
-                     Pogadać ze mną, nie wiem do cholery, gdybym przyszedł minutę później.
-                     Nie było cię, to z kim ja miałam rozmawiać?
-                     Poszedłem się tylko przebrać na górę.
Potem przez chwile milczeliśmy, było już po 13, sama nie rozumiem, ile ja mogłam spać tyle. Nagle odezwał się mój żołądek,  to było logiczne ze zgłodniałam, dlatego też wzięłam tortille i zaczęłam jeść to co znajdowało się na stole. Atakujący mi się przyglądał tylko
-                     Pyszne- powiedziałam z pełną buzią.
-                     Wyjdź za mnie- powiedział szybko i zaczął wstawać. A ja aż się zakrztusiłam .- Ja nie żartowałem wczoraj, kocham Cię.
-                     Zibi..
-                     Teraz ja mowie, proszę wysłucham mnie.- podszedł do mnie i kucnął przede mną.- Ja wiem to dzieje się szybko, nie nadążam też za tym, ale kocham Cię, jak nikogo innego. To co stało się dzisiejszej nocy, to było cudowne.
Powiedział to takim tonem, że go dosłownie nie poznawałam, moje serce rozpłynęło się na kawałeczki. Łzy zaczęły dostawać się do moich oczu, nie wiedziałam co począć w tej chwili, mogłam uciec, przynajmniej oszczędziłabym sobie tego. Nagle stało się coś, co doszczętnie mnie rozbiło, zauważyłam klęczącego Bartmana, który wyciąga z tylnej kieszeni czerwone pudełeczko
-                     O nie!- musiałam wstać, nie potrafiłam tak siedzieć, to było coś przerażającego dla mnie, on chce MI się oświadczyć.- Chyba oszalałeś!- powiedziałam z niepokojem i wytarłam spadającą łzę z policzka. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam swoja wypowiedz, wiedziałam że jest zmieszany, jednak ja tez nie wiedziałam co się dzieje.- Ja rozumiem wspólna noc, właściwie, boże nie rozumiem, z najlepszym przyjacielem, ale Zibi do cholery, to dla mnie za dużo. Nie wiem co dokładnie czuje do ciebie, jeszcze do wczoraj byłeś moim przyjacielem, dalej jesteś i zawsze Nim już będziesz, ale kurwa, my razem spaliśmy..
-                     Żałujesz tego?- zapytał łagodnie.
-                     Nie wiem- powiedziałam od razu.-Nie, nie żałuje, to było coś fantastycznego, coś pełnego uroku, delikatności, boże święty, co ja mówię, muszę się chyba napić cos mocniejszego.
-                     I znowu wylądujemy w łóżku- lekko uniósł kąciki ust do góry, a ja najchętniej bym ich pocałowała. Nie no się ze mną dzieje.- pomyślałam.
-                     Zibi.- wyszeptałam nagle i usiadłam na krześle z powrotem, doszło do mnie chyba to, czego tak bardzo się bałam.- To nie jest normalne, że chce cię teraz pocałować, prawda?- zapytałam wycierając kolejne łzy.
-                     Skarbie nie płacz.- przytulił mnie.
-                     To dla mnie za wcześnie, nie spodziewałam się, że się zakocham, na dodatek w tobie.
-                     Co w tym złego, jesteś jedyna z kobiet, która mnie zna i mnie toleruje takiego jaki jestem, jedyną która tyle ze mnę wytrzymała.
-                     Ja tez nie należę do ideałów Zbyszku.
-                     To jak, wyjdziesz za mnie skarbie?- otworzył pudełeczko, a moim oczom ukazał się przepiękny, srebrny pierścionek, z dość sporych rozmiarów oczkiem.
-                     Tak.- kiwnęłam lekko głową, co spowodowało potok łez z moich oczu. 
Zibi założył mi pierścionek na palec i mnie pocałował. Usiadłam mu na kolana i mocno się do Niego przytuliłam, docierało do mnie, ze dobrze zrobiłam. O rany, jestem narzeczona Mojego Zbyszka. Po zjedzeniu, pysznego śniadanie, w godzinach popołudniowych, dostałam od Zibiego pudełko, średniej wielkości.
-                     Co to jest?- zaśmiałam się, było mi głupio troszkę, że tyle dla mnie zrobił i kupił.- Jest śliczna- otworzyłam pudełko i moim oczom ukazała się, kremowa sukienka, z rękawkami  ¾ do połowy ud.- dziękuję Ci kochanie, ale kiedy ty to wszystko ogarnąłeś, śniadanie, pierścionek teraz ten prezent
-                     Nie ważne kiedy, ważne że Ci się podoba i że się zgodziłas zostać moja żoną, a teraz musisz ja założyć, oraz się przygotować, masz 45 minut, bo już późno
-                     Co ty znowu wymyśliłeś wariacie.- zaśmiałam się całując go w policzek.
-                     Tylko tyle dostane w zamian?- oburzył się i mocno wpił się w moje usta, jejku jak on całuje, to jest coś fantastycznego.- mm miło, ale nie mamy czasu, uciekaj się szykować.
-                     A umyjesz mi plecki?- zaśmiałam się wchodząc do pokoju po bieliznę.
-                     Ja muszę gdzieś zadzwonić niestety.- zrobił smutna minkę.- Wieczorem nadrobimy.
Krzyknęłam jeszcze, żeby żałował, i otworzyłam szafkę. Zabrałam z Niej pończochy i  białą bieliznę, i od razu udałam się do łazienki. Napuściłam ciepłej wody do wanny oraz dałam soli morskiej różanej, dla zapachu. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam się śmiać, kobieto, zakochałaś się w Zbyszku, na dodatek ze wzajemnością, później twój wzrok przeniósł się na pierścionek, był prześliczny, idealny jakby stworzony dla ciebie. Szybko wykąpałaś się,  wysuszyłam włosy, lekko pokręciłam, makijaż  i ubrałam sukienkę. O rany była śliczna, ciekawe skąd wiedział jaki nosze rozmiar. Powędrowałam jeszcze do mojej sypialni, założyłam zegarek, i złote dodatki, na końcu założyłam złote szpilki i w takim wydaniu pokazałam się narzeczonemu. Aż nie wiedział co zrobić, gdy przekręciłam się wokół własnej osi, by ocenił jak wyglądał. Jednak po chwili podszedł do mnie, ucałował w usta i wyszeptał, że ma najpiękniejszą narzeczoną na świecie.
Ja wiedziałam, że atakujący do normalnych ludzi nie należy, ale nie wiedziałam, ze jest aż tak powalony
-                     No chyba sobie żartujesz- zaśmiałam się, gdy zajechaliśmy pod urząd stanu cywilnego.
-                     Nie, jestem śmiertelnie poważny skarbie- powiedział biorąc moją rękę w swoje- Kocham cię, a ty mnie, na co czekać, zresztą przyjęłaś moje oświadczyny
-                     Oświadczyłeś mi się z 2h temu w ogóle nie wiadomo, czy maja wolny termin na teraz.
-                     Mają.- zaśmiał się, ucałował moją rękę i wyszedł z samochodu.
 Jak na prawdziwego faceta przystało potworzył mi drzwi, i pomógł wysiąść. W ciszy powędrowaliśmy do Urzędu. Jak się okazało , wszystko było już załatwione, jednak mój kochany nie przewidział, tego że nie mamy świadków. Jak na zawołanie do urzędu weszła młoda para i zgodzili się, ze zostaną naszymi świadkami, w zamian za to, ze my będziemy ich. Po 15 minutach zastaliśmy przywołani przez rudą kobietę.
-                     Gotowa?- zapytał Zbyszek, gdy staliśmy przed drzwiami, i zaraz mieliśmy wchodzić.
-                     Nie, ale chodźmy, bo się jeszcze rozmyśle.- lekko się zaśmiałam i weszliśmy do środka i usłyszeliśmy charakterystyczną pieśń.
Ślub, pewnie niektórzy przygotowują się miesiącami, w naszym przypadku, było to przedpołudnie, dokładniej mojego męża przedpołudnie. Ja nie wiem, kiedy on to wszystko załatwił, bo nawet pomyślał o obrączkach. Złote, z akcentem białego złota, a od środka wygrawerowane imię partnera. Po niespełna 45 minutach opuściłam Urząd już jako mężatka, wystarczyło tylko podpisać dokument i walnąć wypowiedz.
-                     Nie wierze, że to zrobiliśmy- zaśmiałam się, do Mojego męża, gdy jechaliśmy, w przynajmniej mi nieznane miejsce.
-                     Ja nie wierze, że się zgodziłaś- pocałował moja prawą rękę, na której spoczywała obrączka i pierścionek zaręczynowy.
Jak się okazało później zajechaliśmy pod najlepszy hotel w Rzeszowie na uroczystą kolacje. Było idealnie ja, on i skrzypek, grający romantyczne melodie. Po kolacji pojechaliśmy do naszego apartamentu na najwyższe piętro, Zibi jak przystało na tradycje przeniósł mnie przez próg. Pokój był fantastyczny, na ostatnim piętrze, z mega wygodną wanna, która była ozdobiona milionem malutkich świeczek zapachowych. I tak oto spędziłam swoja noc poślubną, z Moim najlepszym przyjacielem, który od dzisiaj jest moim mężem.
Niestety musieliśmy wrócić do rzeczywistości, przynajmniej mi się tak wydawało. W niedziele, po zjedzeniu śniadania i wypiciu porannej kawy w apartamencie, powoli musieliśmy się zbierać do mieszkania. Postanowiliśmy, że na razie Zbyszek będzie mieszkał u mnie, ponieważ On jedzie do Spały niedługo, więc nie miałoby to jakiegokolwiek sensu. Jednak z hotelu nie pojechaliśmy od razu do mieszkania, Zbyszek zajechał do studio tatuażu. Nie uwierzycie, zrobił sobie tatuaż na piersi, serduszko a w środku: NZR Paulina..
Cudowny wariat. Jak szaleć to szaleć, też postanowiłam sobie coś zrobić. Taki sam egzemplarz  tylko w środku imię mojego Męża. Uzgodniliśmy, że na razie nie będziemy nikomu mówić o ślubie, wiedzą tylko w urzędzie, oraz nasi świadkowie, Klara  w Partyk. Chcemy nauczyć się sztuki dobrego małżeństwa zanim każdy nam będzie mówił, jacy to my jesteśmy nienormalni, przecież od tak, ślubu się nie bierze. Znając Igłę, tak by właśnie powiedział. Niedziele koło 16 byliśmy już w naszym bloku, mój mąż poszedł do siebie do mieszkania na chwilę, bo musiał przynieść parę swoich rzeczy, a ja korzystając z okazji, poszłam pod prysznic. Wzięłam relaksującą kąpiel, po takich wrażeniach z minionego dnia i nocy było mi to potrzebne. Dokładnie wysuszyłam włosy, i w samym szlafroku poszłam zaparzyć sobie kawę.
            Właśnie wlewałam wrzątek do kubków, bo Zbyszkowi też zrobiłam, wpadł mój małżonek do mieszkania z walizką podróżną
-                     Kochanie, gdzie jesteś?- krzyknął z korytarza.
-                     W kuchni robię nam kawę.
-                     Mm jak kusząco pani Bartman wygląda- podszedł do mnie objął w pasie rękami i zaczął całować po szyi.
-                     Pani Salapska- Bartman tak dla przypomnienia kochany- przekręciłam się w jego stronę co spowodowało, że posadził mnie na blacie i stanął w moich nogach
-                     Nie dasz za wygraną.
-                     W tym przypadku nie- wystawiłam mu język.- I tak będę musiała zrobić nowe dokumenty, a nie chcę, żeby w klubie dowiedzieli się, o zmianie stanu cywilnego tak będzie prościej kochanie.
Mieliśmy wylądować w łóżku, a nie w Audi, przynajmniej ja miałam taka nadzieje. Mój mąż, jak to ujął, po każdym ślubie trzeba jechać na miesiąc miodowy, no może w naszym przypadku będzie to siedem  dni, ale zawsze to coś. I tak oto właśnie jestem w Wenecji. No nie szalony? Zaczynam powoli żałować swojej decyzjo o ślubie, jak tak dalej mnie będzie wywoził, bo kto normalny, decyduje się jechać samochodem do Wenecji, w godzinę, ale jak sam potem stwierdził, dużą frajdę sprawia mu jazda samochodem, a samo to, że jego ukochana żona nie wejdzie dobrowolnie do samolotu w tym przypadku jest normalne. Normalne chyba dla niego.
I tak oto, spędziłam 16 godzin w samochodzie, do Włoch. Niby wydaje się to dużo, jednak w takim towarzystwie jak mój mąż nie dało się nudzić i tak  w poniedziałek późnym popołudnie zajechaliśmy w wyznaczone miejsce.
Spędziliśmy tam aż 10 dni, więcej niż zamierzaliśmy, a i tak nie zwiedziliśmy tego, co chcieliśmy, bo większość czasu spędziliśmy na plaży. Jednak podobno mamy tu wrócić jeszcze, tak obiecał mój mąż.
W piątek w południe byliśmy już w Rzeszowie, Zbyszek poszedł na szybkie zakupy, bo w lodówce było tylko światło, a ja postanowiłam zrobić pranie w końcu ostatnio sporo się tego nazbierało, a on niestety w poniedziałek jedzie do Spały i nie ma w czym. Nastawiłam pralkę, i doszło do mnie, ze przez 2 tygodnie nie miałam telefonu w rękach, bo  zapomniałam zabrać go do Włoch. Jak myślałam był rozładowany, już miałam go podłączać do ładowarki, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wiedziałam, że to nie mój mąż, bo wyszedł 10 minut temu nie wrócił by tak szybko, zresztą On nigdy nie dzwoni dzwonkiem. Poszłam wiec otworzyć drzwi
-    No nie! Ja oszaleje kobieto przez ciebie!- zdenerwowana Ania wpadła do mieszkania i krzyczy.- Od tego pierdolonego meczu nie dajesz znaku życia, wyłączyłaś telefon, drzwi nie otwierasz, na policje miałam dzwonić już, czy przypadkiem cię tam nie ma, nawet szpitale w Rzeszowie obdzwoniłam.- moja przyjaciółka zaczęła wymieniać na placach poczynania.- No i z czego ryja cieszysz! – popatrzyła na mnie i przytuliła.- Martwiłam się, co się z tobą działo.
-                     E noo eee nic, jak widać żyję, nic mi nie jest Aniu, nie potrzebnie się martwiłaś.
-                     Żyjesz, i ktoś tu ostatnio na solarium był- popatrzyła na mnie, nic dziwnego, ze tak pomyślała, moja karnacja z reguły była dość jasna, a po pobycie w a Wenecji, jestem brązowa.- Mówiłaś, że nie chcesz być plastikiem- zaśmiała się.
-                     Nie byłam na solarium.
-                     To gdzie się tak opaliłaś? Chyba nie żarówka?
-                     Napijesz się czegoś?- wolałam zmienić temat, wiedziałam że jak zacznę mówić, że byłam w Wenecji to już wszystko ze mnie wyciągnie.
-                     Sok mi daj jakiś.
-                     Nie mam soku, może być kawa?
-                     No jeszcze tego brakowało, i tak mam wysokie ciśnienie przez ciebie, ala!- cholera, zapomniałam zabrać walizki podręcznej z kuchni,- Wybierasz się gdzieś?
-                     Nie.
-                     Salapska! Cos kręcisz! Nie podoba mi się to- o rany czy ona musi mnie tak dobrze znać?
Jednak to nie był koniec, mój mąż to ma jednak wyczucie
-                     Kochanie wróciłem, nie było pieczaaaaaa...- zobaczył Anie stojącą w kuchni.- aaaaniaa, jak miło cię widzieć
-                     Coś ty jej zrobił!- krzyknęła do Niego.
-                     Powiedziałaś jej o ślubie?- zapytał szeptem, ale chyba nie wiedział, że to nie był szept, normalnie przybiłam sobie face palma w czoło.
-                     Nie, ty jej powiedziałeś- powiedziałam do męża, a ten tylko podrapał się po głowie.
Ania, jak to Ania stała z otwarta buzia i nie wiedziała co zrobić
-                     Mamy cię!- wpadł na genialny pomysł mój mąż.-! Właśnie zostałaś wkręcona.-zaśmiał się, a ja żeby udać głupia też zaczęłam się śmiać, jednak wiedziałam że moja przyjaciółka nie jest głupia, zamknęła buzie, chwile pomyślała, a potem to już było coraz gorzej.
-                     Wy parszywe kanalie! Podczas kiedy wy, zabawialiście się gdzieś nad morzem, ja się zamartwiałam, czy ta kretynka żyje, jesteście nienormalni! Nie dało się po prostu powiedzieć, że.- czułam się, jak na jakimś przesłuchaniu, gdy moja przyjaciółka mi prawiła kazanie.- Salapska, co to to jest.- wskazała na moja rękę, CHOLERA! nie ściągnęłam obrączki, ani pierścionka,.- Nieźle się w role wczuliście.- zaśmiała się.- Tylko mogliście powiedzieć wcześniej, makijaż bym poprawiła.- jednak uwierzyła, że to żart, doszło do mnie jednak, że jak się potem dowie o ślubie znienawidzi mnie.
-                     Ania, proszę cię usiądź.- poprosiłam, poszłam po akt ślubu i pokazałam jej papier, jednak ta tylko się zaśmiała.
-                     Nieźle się postaraliście.
-                     My serio wzięliśmy ślub- dodał Zibi i rozpiął koszule, by pokazać jej tatuaż.
-                     Łał! Tatuaż z henny, czadowy, ale trzyma się miesiąc tylko.- dalej się śmiała.
Nie było wyjścia Zibi zapinał koszulkę, a ja wpiłam się w jego usta.
-                     Weźcie przestańcie, nie mogę na to patrzeć- zasłoniła oczy ręką.- Co ty robisz do cholery! Aż tak się nakręciliście.- pisnęła.
-                     Teraz wierzysz, ze jesteśmy małżeństwem?- zapytał mój Zibi.
Chyba widział, że Ania jest zdezorientowana, i postanowił iść do Piotrka. Zrozumiał, ze musiałam powiedzie przyjaciółce o ślubie, pocałował mnie lekko w usta i wyszedł. Ja postanowiłam, napocząć jakiś alkohol, lepiej się przy Nim rozmawia i opowiedziałam wszystko Ani, jak to było, jak przespałam się z Zibim, jak poprosił mnie o rękę, jak wzięliśmy ślub cywilny, jak pojechaliśmy w podróż poślubna do Wenecji.
Ciężko było jej to zrozumieć, jak się to stało, jednak gdy zrozumiała, ze się kochamy, przytuliła mnie i aż się popłakała. Obiecała, ze nikomu nic nie powie, a ja obiecałam, że na ślubie cywilnym będzie moja dróżką.
Ani zdecydowanie się język rozkręcił, wypytywała mnie o najmniejsze szczegóły z ostatnich dni, na koniec powiedziała, ze zrobiła coś bardzo głupiego
-                     Tylko mi nie mów, ze tez się ożeniłaś z Piotrkiem.- ja wiedziałam, ze ostatnio tych dwoje ciągnie do siebie.
-                     Co?- Gorzej kobieto.
-                     Jesteś z Nim w ciąży?- zapytałam, z lekka panika.
-                     Nie głupku! Zgłosiłam go do konkursu kulinarnego.
-                     Nie!- zaśmiałam się.- on nie potrafi gotować
-                     Na żywo na dodatek- zaśmiała się.
Po wytłumaczeniu, jak to była wściekła, ze się nie odzywam ani nic, upiła się, podobno sama nie pamięta, jak to się stało, że zgłosiła go do „Ugotowanych”, jednak gdy do Niej zadzwonili w środę, ze w sobotę przyjadą nagrywać program, dotarło to do Niej. Teraz trzeba było wymyślić, w końcu jutro z samego rana w mieszkaniu Piotrka zjawi się ekipa z kamerami i będą kręcić odcinek. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to lecimy z drugą częścią opowiadania.
We wtorek LM, Resovia- Jastrzębie, ojj bedzie się działo, komu kibicujecie?
Dziękuje bardzo za komentarze pod oststnim rozdzialem, oraz wiadomości na gg, cieszę cie bardzo,  ze mam dla kogo pisać, oraz że komuś to cos się podoba :)
Kamil Stoch pierwsze miejsce!! :D hehe  tak nawiasem mowiąć.
udanego tygodnia, buziaczki ziomeczki.:*

4 komentarze:

  1. Z deka szalony rozdział....
    Nie spodziewałam się tego.....
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. czytam od bardzo dawna twoje opowiadanie, jest bardzo ciekawe ale robisz strasznie dużo błędów językowych i mieszasz różne osoby i czasy, raz piszesz w czasie teraźniejszym później w czasie przeszłym raz w pierwszej osobie zaraz o cholera nie możliwe piszesz w trzeciej osobie W TYM SAMYM ZDANIU ! popracuj nad tym bo fabułę masz nawet ciekawą Pozdrawiam Ulka

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy tylko ja jestem lekko zdezorientowana?
    Niezłe mają tempo! Jednego dnia przyjaciele, a następnego już po ślubie! Szaleni! Mimo wszystko cieszę się, że są razem i mam nadzieję, że z czasem ich "związek", a raczej małżeństwo się nie rozpadnie. W sumie mało czasu ze sobą spędzili. Jako przyjaciele znają się jak łyse konie, ale nie byli parą. nie wiedzą czym to pachnie..

    Naprawdę szalony rozdział! A co do Ligii Mistrzów, to ja oczywiście kibicuję Jastrzębskiemu, bo wiadomo to moje koksiaki najlepsze są <3 Chociaż jeśli Resovia wygra nie będę im miała tego za złe, bo po samej tej sytuacji wynika, że Polska ma naprawdę dobrych zawodników i ligę. Chyba się rozpisałam, ale co tam!
    A Kamil jest naszym mistrzem i dosłownie i w przenośni!

    Pozdrawiam, ściskam, całuję!
    :***

    OdpowiedzUsuń
  4. I to niby ja pisałam o szalonym ślubie:p Cieszę się z szczęścia Syski i Zbynia ale proszę cię i to najładniej jak umiem nie zepsuj tego:)
    Cieszę się ogromnie z 2 części mam nadzieję że 3 tez będzie!!!
    Zapraszam do siebie: http://idealny-sposob-na-zycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń